Dwa spotkania, cztery bramki, sześć punktów i awans do dalszej fazy mistrzostw. Na papierze – wynik doskonały. Wynik, jakiego oczekiwano przed turniejem. Wynik, jaki zadowalałby każdego z Polaków kibicującego naszej reprezentacji. A jednak we Francji narzekają. Jest źle, choć jest dobrze. Ponieważ za wynikami nie poszedł styl; ponieważ poza wynikami nie ma co wychwalać.
Skoro wspomnieliśmy reprezentację Polski, to może warto przedstawić jedną zasadniczą różnicę, która wyróżnia od kadry Les Blues? Wiecie, co to jest? Oczekiwania. Nikt tutaj nie skacze z radości na wieść o awansie do 1/8 finału Mistrzostw Europy. Nikt tutaj nie wnosi haseł o dumie narodowej, gdy na boisku ich jedenastka okazuje się lepsza od rywali z Rumunii czy Albanii. Półfinał to absolutne minimum, a finał? Spodziewany rezultat.
Dlatego nie można dziwić się krytyce, jaka spotkała zawodników w dzisiejszym wydaniu francuskich gazet. Owszem, nie była ona dosadna. Owszem, umiejętnie wyważono balans pomiędzy pochwałą za awans, a kazaniem za nieprawidłowości. Rzucano zdaniami, rzucano wskazówkami, rzucano liczbami – jak choćby tą, że od roku 1980 w każdym z meczów na ME celny strzał na bramkę padał na długo przed 89 minutą. I zostało to uznane za dowód słabości spotkania z Albanią i widocznych problemach z ofensywą Francji.
Właśnie, ofensywa. Sporym paradoksem jest to, że chwalimy podopiecznych Didiera Deschampsa za potencjał, jaki w niej posiadają, a jednocześnie nie potrafimy go dostrzec. Giroud potrzebuje pięciu sytuacji, by zdobyć jedną bramkę. Griezmann? Okazuje się być lepszym jokerem, niż starterem – jako ten pierwszy zdobył sześć bramek w dziesięciu spotkaniach, w drugim przypadku tylko dwie w dziewiętnastu próbach. Martial – do zapomnienia. Jedynym pozytywem był/jest Coman. Nie dość, że stał się najmłodszym zawodnikiem w historii reprezentacji, który wyszedł na Mistrzostwach w podstawowym składzie, to jeszcze pokazał kilka udanych zagrań.
Oczywiście, w centrum wszystkiego stoi nie kto inny jak Dimitri Payet – na ten moment najlepszy strzelec na Euro (ex aequo z Garethem Bale’m) i bohater obu spotkań. To niesamowite, jakiego rozpędu nabrała jego kariera w odstępie jednego roku, choć swoją wartość udowadnia od kilku sezonów. 12 bramek i 18 (!) asyst w sezonie 12/13 w barwach Lille, następnie 8 bramek i 4 asysty sezon później już jako zawodnik Olympique Marsylia. Wreszcie, najlepszy asystent ligi w sezonie 14/15 (16 asyst), a na dokładkę siedem bramek. I niezwykle udany pierwszy rok dla West Hamu. To są liczby, które jednoznacznie udowadniają, że można na nim polegać. I nie od dwunastu miesięcy, jak myśli większość kibiców – szczególnie po drugiej stronie kanału La Manche – a od przeszło czterech lat. Dziś, wczoraj i jutro będzie zachwycać, bo do tego przyzwyczaił.
Jest dobrze, choć źle. Tylko jedna stracona bramka, za to i bez lupy widać, że przy mocniejszym przeciwniku, było znacznie więcej. Ramiego pochwalimy za asystę, zganimy za brak dobrej komunikacji z Koscielnym. Ich współpraca wciąż jest na poziomie poznawania, docierania się. Minie jeszcze kilkaset minut, zanim jeden pozna zachowania drugiego, a drugi przyzwyczai się do decyzji pierwszego. To nie jest domyślna para środkowych obrońców i bez domysłów można napisać – widać to.
Podania wszerz boiska to sztuka dla sztuki. Nikt nie chce patrzeć, jak piłka krąży od prawej, do lewej strony; od defensywnego Kante do najbliższego Matuidiego. Posiadanie piłki to dodatek statystyczny, na który niewielu we Francji patrzy. Liczę się rezultat końcowy, liczba wyświetlana w lewym, górnym rogu telewizora. Ale gdy ten się zgadza, a przeciwnik okazuje się na poziomie znacznie niższym od zawodników znad Sekwany, to dochodzi jeszcze jeden aspekt – atrakcyjność.
Znów – jest dobrze, ale źle. Wynik się zgadza, ale atrakcyjności w tym brak. Na Szwajcarię to wystarczy. Na następnego rywala – zapewne także. Ale gdy dojdzie ćwierćfinał, gdy następnie przyjdzie półfinał i wreszcie, gdy zmierzą się z XX w finale, jeden Payet to będzie za mało. Potrzeba będzie silnego Pogbę, szybkiego Griezmanna, skutecznego Giroud, walecznego Matuidiego oraz pewnych i konsekwentnych Koscielnego z Ramim. Potrzeba będzie zadziorności, której tak brakowało w starciu z Albanią. Potrzeba będzie pomysłowości, która pojawiała się tylko na ułamki minut we wczorajszym pojedynku. Schematy? Dobrze, wyuczcie się kilku, ale nie bazujcie tylko na nich. Mając taki potencjał, oczekuje się kreatywności i nieszablonowych zagraniach – tak głosi lud, tego oczekują we Francji.
Dwa zwycięstwa, cztery bramki i sześć punktów. U nas oznaczałoby to imprezę od zmierzchu do świtu, lecz u gospodarza tych mistrzostw jest to za mało. Oni by chcieli jeszcze dwóch bramek więcej. Ba, trzech! I dopiero wydawcy gazet umieszczaliby nagłówki pełne pozytywnych haseł, a nie wstydliwe: dziękujemy. Podziękują za finał.
Teraz uznano, że robota została wykonana. Tyle.
AUTOR: JAKUB GOLAŃSKI