
Wczoraj w godzinach popołudniowych zapadła decyzja o wyrzuceniu Realu Madryt z tegorocznego Pucharu Króla. I dobrze, jakakolwiek inna sankcja lub jej brak byłaby ruchem żenującym i niezrozumiałym.
Oczywiście Królewscy odwołają się od tego wyroku. Dlaczego? Bo mogą. Czemu nie mieliby z takiej możliwości skorzystać, skoro zezwalają na to przepisy? Kompletnie nie rozumiem komentarzy w tonie „ale jak to, nie wstyd im?!”, których sporo pojawiło się wczoraj na twitterze. To raczej obowiązek włodarzy Realu, by spróbować klub wybronić, choć wcześniej doszło do koszmarnych niedopatrzeń.
Niektórzy madridistas pisali też, że gardzą tą amatorką i nie chcą drugiej szansy wywalczonej pod stolikiem. Cóż, myślę, że każdy z nich, będąc w takiej sytuacji, jednak by się bronił. Łatwo jest oceniać Florentino stając na straży moralności jedynie w Internecie, w dodatku w roli osoby trzeciej, prawda?
Los Blancos mają 10 dni na złożenie odwołania do Federacji. W razie ewentualnej odmowy mogą ubiegać się o ponowne rozpatrzenie sprawy kolejno do hiszpańskiego Trybunału Arbitrażowego, a potem nawet do Sportowego Sądu Arbitrażowego w Lozannie, czyli ostatniej instancji.
Inna sprawa, że tak naprawdę każda z apelacji Realu powinna zostać odrzucona. Jakakolwiek inna decyzja którejś z komisji byłaby jawnym i bezczelnym aktem pewnego rodzaju bezprawia. Dlaczego Królewscy mieliby zostać potraktowani jako najrówniejsi wśród równych? Wiem, ta moja postawa jest idealistyczna, niemal utopijna, bo przecież o podobnych bezkarnych nadużyciach słyszy się na co dzień, ale mimo wszystko wierzę, że w Hiszpanii mają jeszcze właściwe poczucie sprawiedliwości.
I że mają cojones, bo żeby wyrzucić Real Madryt z Pucharu Króla trzeba mieć odwagę, również patrząc przez pryzmat biznesowy. Tegoroczne rozgrywki Copa del Rey na pewno stracą na swojej wartości na skutek tak wczesnego odpadnięcia Los Blancos. Los Blancos również. Problem w tym, iż niektórzy tylko tak postrzegają zaistniały problem.
Nie składamy protestu, nie chcemy od Realu kasy. #letfootbalwin! I ma szacun na wieki. A w Copa del Rey ile by jeszcze zrobił, rundę? 2/2
— Michał Pol (@Polsport) grudzień 2, 2015
Redaktor naczelny Przeglądu Sportowego powołuje się tutaj na piękne wartości – wzajemny szacunek, honor, stawianie na sportową rywalizację. Wszystko super, szkoda tylko, że Pan Michał zapomniał o najbardziej wpływowej w dzisiejszym futbolu wartości – wartości pieniądza. Tak też można rozumieć kontekst całej jego narracji względem tego tweeta:
@B_Maniek Las Palmas pewnie bym sie nie zajął. Żałuję straty kolejnego El Clasico…
— Michał Pol (@Polsport) grudzień 2, 2015
#LetFootballWin? Na jakim polu piłka nożna miałaby tutaj wygrać? Real powinien zostać ułaskawiony praktycznie tylko dlatego, że jest Realem? Argument o konsekwencji braku El Clásico to żaden argument na upragnione zwycięstwo sportu. Skoro dawno temu nie było litości dla Valencii – o ironio również prowadzonej wówczas przez Beníteza – ani dla Osasuny przed rokiem, to w imię czego Los Blancos mieliby zostać ułaskawieni? Marki? Historii? Głębokości kieszeni?
Część z Was we wczorajszych rozmowach ze mną pisała, że za wystawienie nieuprawionego do gry piłkarza powinno się karać kluby nie wykluczeniem, lecz po prostu walkowerem, oraz że obecna decyzja jest zbyt surowa. Ok, nie ma problemu, zgadzam się, ale mam jedno zastrzeżenie – ewentualne zmiany regulaminu powinny zostać wprowadzone w warunkach całkowicie neutralnych, a nie przy okazji wystąpienia tak skrajnego przypadku jak ten omawiany.
* * *
Całe to zamieszanie pokazuje dobitnie, jak wielki chaos zapanował ostatnio w Realu Madryt. Najpierw była decyzja o zwolnieniu Carletto i słynne słowa Florentino podkreślające irracjonalność tego ruchu – „nie wiem czego zabrakło Ancelottiemu”. W międzyczasie rozgrywała się sprawa pożegnania Ikera, który odszedł z klubu jakby był jakimś Faubertem, a nie Casillasem. Następnie kwestia transferu De Gei, realne zagrożenie banem transferowym z powodów dobrze znanych również Barcelonie, najgorszy klasyk w wykonaniu Realu od czasów manity, minorowe nastroje w szatni, a teraz afera z Czeryszewem. Latający cyrk Florentino Péreza.
Wszyscy walą w Chendo, a @msanchisoficial twierdzi, ze za jego czasow w RM nigdy takimi rzeczami nie zajmowal sie kierownik, a dyr. sport.
— Marcin Gazda (@marcin_gazda) December 2, 2015
W końcu też linia obrony, jaką przyjmuje prezydent Realu, delikatnie mówiąc, niezbyt dobrze świadczy zarówno o samym Florentino, jak i funkcjonowaniu klubu. „Sankcja nie powinna zostać zastosowana, bo nikt nas nie poinformował – ani RFEF, ani Villarreal, ani sam Denis, który zresztą nie miał pojęcia o zawieszeniu”. Rosjanin, na wysłanym do wszystkich klubów faksie z listą zawieszonych piłkarzy, jest oczywiście wymieniony ale… jako zawodnik Żółtej Łodzi Podwodnej. Z drugiej strony, co w tym dziwnego, skoro właśnie broniąc barw tej drużyny na wypożyczeniu dorobił się wykartkowania? Podobnie ujęta została sankcja Raúla Garcii, który przecież zamienił Atlético na Athletic, a jest wymieniony jeszcze jako Colchonero. Dodatkowo, owy faks został nadany do klubów w dniu 27 lipca, czyli prawie miesiąc po tym jak Denis ponownie stał się zawodnikiem Realu, co według punktu trzeciego regulaminu dodatkowo pogrąża klub.

“Piłkarze, trenerzy, członkowie sztabu, delegaci klubu, w którym przebywa dany piłkarz, są informowani o zawieszeniach.”
Florentino twierdzi natomiast, że Real żadnej wiadomości o zawieszeniu Rosjanina nie otrzymał. W takim wypadku natomiast zastosowanie miałby punkt drugi, mówiący o tym, iż „jeśli zawodnik nie został poinformowany o zawieszeniu, to ono nie obowiązuje”.
No ale to tylko słowa Péreza. Czekamy na dowody.
* * *
Wiecie co jest w tym całym bałaganie przerażające? Wieszanie psów na Benítezie. Kibice mogą nie lubić go za styl bycia, za to jak gra jego drużyna, za traktowanie piłkarzy ale… Ludzie, trochę obiektywizmu! Niedługo Rafa będzie traktowany jak nasz były premier. Wysokie podatki? Wina Tuska. Katastrofa w Smoleńsku? Wina Tuska. Tsunami w Japonii? Wina Tuska.
Jeszcze bardziej przeraża jednak fakt, że w bogu ducha winnego Beníteza uderzają dziennikarze sportowi, czyli Ci, którzy kwestie odpowiedzialności w takich przypadkach powinni mieć w jednym palcu.
Benitez to taki cwaniaczek, ktory myśli, ze pozjadał wszystkie rozumy. Ktoś powie, że to nie trener Realu powinien sprawdzać kartki… Ba 🔫
— Roman Kołtoń (@KoltonRoman) grudzień 2, 2015
Rozumiem, może i szkoleniowiec Królewskich skompromitował się reagując na śpiewane z trybun „Spójrz na twittera, hej Rafa spójrz na twittera” i tym samym zdejmując Czeryszewa. Może i skompromitował się mówiąc potem, że „zmiana Denisa miała na celu pokazanie, iż chcemy współpracować”. Ale pisanie i mówienie, że to on nie dopilnował porządku w drużynie jest co najmniej nie fair wobec hiszpańskiego szkoleniowca.
A jeśli już chcecie się koniecznie z kogoś pośmiać, to możecie ze złotoustego Butragueño, który swego czasu tak wypowiadał się w głośnej sprawie Legii i Bereszyńskiego – „Nie mogę pojąć, jak można wystawić niezgłoszonego do gry piłkarza. I to jeszcze na takim poziomie! W Realu takie coś kontroluje się na kilku szczeblach”. Tuż po wykryciu skandalu z Czeryszewem w roli głównej stwierdził natomiast – „Real Madryt to klub, który nigdy nie wystawia się na pośmiewisko”. Czyżby?
* * *
Wszystko to wyżej opisane prowadzi mnie do dwóch prostych konkluzji:
1) Florentino wyciągnął bardzo niewiele wniosków ze swojej pierwszej kadencji
2) W dłuższej perspektywie lepiej byłoby dla Realu, gdyby Pérez z niego odszedł
Królewscy mają prezydenta, który działa impulsywnie, źle kalkuluje, nie potrafi krytycznie ocenić swoich działań, nie szuka konstruktywnych wniosków, lecz poklasku. Z kimś takim nie da się wejść tam, gdzie w ostatniej dekadzie dotarła Blaugrana, czyli na piłkarski szczyt szczytów. I to chyba bardzo boli Florentino, lecz póki w najważniejszych decyzjach wciąż daje się ponosić emocjom, Los Blancos daleko nie zajadą. Jak to kiedyś ktoś mądry powiedział – „Pérez jest najlepszym prezydentem, ale dla Barcelony”.