Sezon wkracza w decydującą fazę. Królewscy przed meczem z Deportivo otrzymali na Bernabeu sporą porcję gwizdów. Fani wyrazili swoje niezadowolenie z powodu kompromitującej porażki z Atlético, ale na szczęście wszystko wróciło do normy. Zadyszka Los Blancos wzbudziła w mediach wiele kontrowersji, choć niektóre sprawy, jak chociażby urodziny Ronaldo, to temat który nie ma nic wspólnego z brakiem profesjonalizmu ze strony zawodników Królewskich.
Oburzeni po urodzinach
W obliczu ogromu bezsensownych opinii i dyskusji na temat sytuacji Realu jako całości, czy poszczególnych jego zawodników, czuję się zobligowany do wyjaśnienia pewnych kwestii, tudzież pokazania ich w nieco innym, bardziej ludzkim świetle. Jedną z nich jest polemika na temat tego, czy Ronaldo powinien obchodzić swoje 30-ste urodziny, czy też nie.
Staram się zrozumieć wściekłość tych, którzy oskarżają Portugalczyka o zbagatelizowanie wydźwięku porażki z Rojiblancos. Przegrać 4:0, okryć hańbą białą koszulkę, po czym stwierdzić, że „i tak jest się lepszą drużyną” to czynniki, które powodują, że wieczorne tańce na imprezie Cristiano, zostały przez wielu odebrane tak, a nie inaczej. Z drugiej strony, warto na tę sprawę spojrzeć chłodnym okiem. Po pierwsze, urodziny zaplanowane były ze sporym wyprzedzeniem. Do mediów przeciekły zdjęcia i filmy pokazujące przyjazd rodziny napastnika Realu Madryt, oraz wielu jego przyjaciół.
Czy Ronaldo miał wpływ na to, że spotkanie potoczy się tak, a nie inaczej? Jakiś miał na pewno, bo mógł po prostu zagrać lepiej, a dopasował się do reszty zespołu. Osłabiony kadrowo Real nie podołał wyzwaniu na Calderón i mówiąc najprościej – skompromitował się. Nie oznacza to jednak, że Cristiano miał zupełnie zrezygnować z organizacji swoich urodzin. Gadanie, że impreza nie powinna mieć miejsca to nic innego, jak przedstawianie scenariusza, wedle którego CR7 miał wyprosić wszystkich przyjaciół i rodzinę, powiedzieć, że jest zbyt załamany porażką, natomiast urodziny odbędą się w innym, „lepszym” terminie. Najlepiej w lipcu, bo nie wiadomo przecież, jakimi wynikami zakończą się nadchodzące mecze i zawsze będzie można się przyczepić. Genialne.
Nie mam do Ronaldo absolutnie żadnych pretensji. Miał swoje urodziny, bawił się dobrze, ale czas wracać do pracy. Tak jak powiedział Ancelotti, „nie obchodzi mnie życie prywatne piłkarzy a jedynie to, co prezentują na boisku. CR7, podobnie jak cały Real, ma wiele do poprawy, ale myślę, że warto temu zespołowi zaufać. Wygrana z Deportivo, choć nie tak efektowna, jak przewidywali bukmacherzy, była swoistym meczem, na przełamanie”.
Bernabeu wymaga więcej
Tak – spotkanie z Deportivo było ważniejsze, niż mogło się wydawać. Zawodnicy Realu Madryt grali pod ogromną presją zwycięstwa, co w pomeczowych wywiadach przyznali min. Álvaro Arbeloa, czy Gareth Bale. Kiedy speaker wyczytywał nazwiska kolejnych graczy i trenera, kibice na Santiago Bernabeu kwitowali je głośnymi gwizdami. Największą „porcję” zebrał chyba tradycyjnie Iker Casillas a także Carlo Ancelotti, który stał się twarzą ostatnich katastrofalnych rezultatów. Nieco łagodniej potraktowano Cristiano, którego osoba bądź co bądź dla niektórych fanów pozostaje w sferze sacrum.
Stadion Realu Madryt jest wypełniony bez cienia wątpliwości najbardziej wymagającą publicznością na świecie. Nie zawsze mającą słuszność (i trzeba to wyraźnie podkreślić), ale nieumiejętna gra, niekorzystne wyniki spotykają się z błyskawiczną reakcją ze strony trybun. Florentino Perez powiedział kiedyś, chyba w kontekście słabej dyspozycji Karima Benzemy, bardzo ważne zdanie: Bernabeu gwiżdże nie dlatego, że chce sprawić przykrość swoim graczom, ale dlatego, że wie, że stać ich na więcej.
Wydaje się, że zawodnicy wzięli to sobie do serca, bo choć spotkanie z Deportivo nie było tym, do czego przyzwyczaili nas Królewscy jeszcze w pierwszej części sezonu, było dla piłkarzy niczym katharsis. Jestem przekonany, że w pojedynku z Schalke Real zaprezentuje się jeszcze lepiej i pokaże, że gwizdy fanów miały jakiś głębszy sens.
Piłkarze na kacu
Jak wiadomo, rozróżniamy dwa rodzaje kaca – alkoholowy i moralny. Mogą się łączyć, kiedy mamy wyrzuty sumienia, że wypiliśmy zbyt wiele kieliszków na ostatniej imprezie, ale nie zawsze tak jest. Jeśli chodzi o piłkarzy Realu, przynajmniej do meczu z Deportivo, mieli tego drugiego.
Kaca moralnego miał każdy z zawodników Ancelottiego po meczu z Atlético. Oni byli świadomi tego, co zrobili, a bardziej tego, czego nie zrobili. Mogli zaprezentować się lepiej, a tym czasem pozwolili zdobyć Rojiblancos nie tylko 3 punkty, ale także prymat w stolicy Hiszpanii. Profesjonaliści muszą mieć po takich występach wyrzuty sumienia – dotyczy to nie tylko piłkarzy. Wielkiego kaca moralnego miał także Carlo, który po raz kolejny nie znalazł sposobu na pokonanie bandy Diego Simeone. W pomeczowym wywiadzie dla mediów nie powiedział w sumie niczego odkrywczego stwierdzając, że “żaden z piłkarzy nie zagrał dobrego spotkania”.
O kacu moralnym możemy mówić także w kontekście wspomnianej imprezy Cristiano, ale warto zauważyć, że jest to nie tyle poczucie winy bezpośrednio ze strony graczy Realu Madryt, co spowodowane presją wywieraną przez kibiców, niezadowolonych z faktu, że ich ulubieńcy mieli czelność świętować po tak słabym meczu. Zapewne wielu z nich myślało wtedy, że nie powinno pojawić się na imprezie Ronaldo, ale wracamy tutaj do sedna sprawy: Czy te kilkanaście osób miałoby nagle olać zaproszenie najlepszego piłkarza świata, ponieważ porażka wywarła na nich tak wielki wpływ, że nie są w stanie ruszyć się z domu?
Jeśli chodzi o pierwszy rodzaj kaca, mówiąc pół żartem-pół serio, pierwszym piłkarzem Realu, którego mógłbym posądzać o „niedyspozycję” po urodzinach Crisa byłby Fábio Coentrão. To jednak bez znaczenia, bo Portugalczyk i tak wypadł poza obieg dołączając do długiej listy kontuzjowanych. To, kiedy powróci do pełni zdrowia jest jednak trudniejsze do przewidzenia, niż wynik pojedynku Granada-Levante.
Kaca trzeba leczyć
Real Madryt wygraną z Deportivo zdjął z siebie część presji i ma szansę na rozpoczęcie kolejnej serii zwycięstw. Zbliża się mecz z Schalke 04, które niespełna rok temu Królewscy zdemolowali 6:1 na stadionie w Niemczech. Powtórka mile widziana. Carlo powiedział, że najbliższe dwa, czy trzy tygodnie dadzą wiele odpowiedzi na pytanie, jak będzie wyglądać ten sezon dla Realu Madryt.
W piłce nożnej, choć nieco inne zdanie może mieć na ten temat Wojciech Kowalczyk, kaca powinno leczyć się wynikami i dobrą grą. Real ma wszelkie środki ku temu, by sobotnie gwizdy Bernabeu były ostatnimi w tym sezonie. Kolejna terapia już niebawem, wraz z nadejściem Ligi Mistrzów.