
Dla sędziów piłkarskich w Hiszpanii los nie jest łaskawy. Ogromna presja ze strony piłkarzy, działaczy, mediów i kibiców sprawia, że zdarza się im popełniać błędy, które wywołują prawdziwą burzę. Za przykład niech posłuży nam Rafa Guerrero – arbiter, który przeszedł do historii dzięki… mikrofonowi kierunkowemu i jednej kontrowersyjnej decyzji.
Był rok 1988, kiedy to Rafa wyrzucił na trybuny własnego ojca, ówczesnego trenera drużyny z León. Otrzymane od swojego syna dwie żółte kartki były, według Rafy, efektem wyjątkowego temperamentu ojca. Po tym zdarzeniu prawie przez miesiąc mijali się bez słowa, ale w końcu udało im się dojść do porozumienia. Czyżby z pozoru nic nie znaczący nieznaczący epizod był zapowiedzią tego, co miało wydarzyć się w jego zawodowym życiu osiem lat później?
Przeskoczmy więc do roku 1996. W Saragossie właśnie rozgrywany był mecz Realu z Barceloną. Arbitrem tego spotkania był Mejuto Gonzalez, a na linii towarzyszył mu właśnie Rafa Guerrero. Przy stanie 3:2 Luis Figo, grający wówczas w Barcelonie, wykonał rzut wolny, po którym piłka trafiła w ręce bramkarza gospodarzy. Gdy drużyny wybiegały już z pola karnego, nagle w jego obrębie upadł Fernando Couto, sugerując, że został uderzony w twarz przez Jesusa Solano. Nie wiadomo, czy Guerrero widział dobrze tą sytuację, czy też tylko wydawało mu się, że ją dobrze widział, faktem jest jednak, że jego chorągiewka bez wahania powędrowała w górę. Nie miał też wątpliwości, że należy podyktować rzut karny i usunąć gracza gospodarzy z boiska. Nie wiedząc kto jest winowajcą całego zamieszania, główny arbiter spotkania zwrócił się do swojego asystenta zdaniem, które dzięki mikrofonom kierunkowym ujrzało światło dzienne i przeszło do historii hiszpańskiego futbolu, a zaczynało się od kultowych już dziś słów „Rafa, no me jodas”. Nie dość, że Guerrero dał się chyba nabrać na teatralne umiejętności gracza Barcelony, to co gorsza, pomylił domniemanego sprawcę upadku i mimo protestów zawodników Realu zamiast Jesusa Solano z boiska wyleciał Xavi Aguardo. Goście zamienili jedenastkę na wyrównująca bramkę i ostatecznie zwyciężyli w całym spotkaniu 5:3.
Całe zdarzenie omal nie zaważyło na karierze Rafy. Tuż po meczu jego życie zamieniło się w prawdziwe piekło. Media nie zostawiły na nim suchej nitki, a rozzłoszczeni fani Realu Saragossa słali do niego anonimy, w których aż roiło się od gróźb śmierci. Niektórzy dziennikarze próbowali umieścić swoje mikrofony w jego domu. Dzieci musiały przestać chodzić do szkoły, a policja na kilka dni dała mu ochronę. Nic dziwnego, że zaszczuty bohater był załamany i zrezygnowany. Napisał nawet oficjalne pismo do władz sędziowskich, w którym złożył swoją rezygnację. Władze sędziowskie udzieliły mu jednak wsparcia. Ponadto jego żona, Merce, która uprawiała piłkę nożną, zachęcała go do kontynuowania kariery. Wsparcie rodziny okazało się bezcenne. Rafa nie tylko przetrwał, ale niespodziewanie rozpoczął marsz w górę. Wkrótce dostał nominacje na sędziego międzynarodowego, stając się jednym z najlepszych sędziów liniowych na świecie, a ukoronowaniem jego kariery był udział w finałach Mistrzostw Europy 2004.
Poza boiskiem udało się Rafie także wzbudzać kontrowersje, zwłaszcza gdy w 2004 roku wystąpił w reklamie Renault. To pierwszy wśród hiszpańskich arbitrów i chyba drugi w całym świecie sędziowskim po Włochu, Pierluigi Collina, członek tej grupy, który zdecydował się na takie działanie. Jego udział w reklamie wzbudził z jednej strony wątpliwości wśród kolegów po fachu, a z drugiej wywołał olbrzymią falę krytyki u sportowych dziennikarzy, którzy zarzucali Guerrero chęć promowania swojej osoby. Sam zainteresowany nie przejmował się tymi komentarzami, bo jak tłumaczył, u podstaw jego decyzji stała chęć wsparcia ludzi żyjących w katastrofalnych warunkach w Trzecim Świecie poprzez przekazanie na cele charytatywne całych zarobionych w ten sposób pieniędzy.
Szczególnie bliskie są mu osoby prześladowane. Jak mówi, w końcu wie jak to jest, gdy rano zamiast budzika budzi cię telefon z pogróżkami o śmierci, a na murach w miejscu gdzie pracujesz wita cię graffiti z podobnymi hasłami i można marzyć tylko o jednym – wakacjach na cudownej wyspie, gdzie można włączyć spokojnie telewizor bez obawy, że trafi się na powtórkę własnych błędów. Wszyscy atakują cię ze wszystkich stron, a ty jako arbiter nie masz żadnego prawa do obrony. Jemu w końcu udało się odizolować od wywierającego presję otoczenia. Mimo wszystko można powiedzieć, że osiągnął sukces. Dziś często spełnia się jak sędziowski ekspert, komentujący kontrowersyjne decyzje arbitrów, a swoje osobiste wspomnienia zawarł w książce pod znamiennym tytułem „Rafa no me jodas”.
Od momentu kiedy stawiał swoje pierwsze sędziowskie kroki wiele się w jego życiu zmieniło, ewaluowały także jego poglądy na różne sprawy. Jedna opinia pozostała jednak niewzruszona – „La soledad del árbitro es terrible”, czyli „samotność arbitra jest czymś strasznym…”