Wczorajszy, dość niemrawy mecz reprezentacji Francji nie zatarł dobrego wrażenia, jakie Trójkolorowi wywarli na obserwatorach w pierwszych spotkaniach fazy grupowej. Nie zatarł też wrażenia, że Karim Benzema gra wreszcie tak, jak powinien.
Trudno powiedzieć, czy jest obecnie na świecie człowiek bardziej szczęśliwy od Karima Benzemy. Francuz ma za sobą znakomity sezon w klubie, a dobra forma w białej koszulce przełożyła się na równie znakomitą, albo i znakomitszą, formę w koszulce reprezentacyjnej. Napastnik jest jedną z największych gwiazd mundialu, jest liderem kadry, najlepszym strzelcem, najwybitniejszym kreatorem. Ale to nie wszystko – ze stolicy Hiszpanii napływa coraz więcej doniesień o bardzo zaawansowanych negocjacjach w sprawie nowego kontraktu. Podobno brakuje już tylko podpisu zawodnika. Ale i to nie wszystko. Powszechnie wiadomo, że w Madrycie są z Karima zadowoleni i jego odejście możliwe byłoby tylko w wypadku sprowadzenia Luisa Suáreza . A Luis Suárez, podejmując z góry skazaną na niepowodzenie, ale zasługującą na szacunek ze względu na imponującą mieszankę odwagi i szaleństwa próbę odgryzienia ręki Giorgio Chielliniemu, niemal na 100% został skreślony z listy celów transferowych Florentino Péreza. Karim musi być szczęśliwy, nie ma innej możliwości.
Benzema zawsze aż kipiał talentem, ale na drodze do pełnego wykorzystania go stawały coraz to inne czynniki. Albo tak zwane złe towarzystwo, w które Francuz wpadł po transferze do Madrytu, albo fatalne w skutkach przeszacowanie wieku wynajętej do – powiedzmy – towarzystwa kobiety, albo trener, który umiejętności snajperskie Francuza postawił na równi z łowieckimi umiejętnościami kota… Dopiero niedawno życie Karima się uporządkowało, nauczył się hiszpańskiego, mocniej zintegrował się z piłkarzami Realu Madryt, znalazł wsparcie w osobie Zizou, a na kadrę pojechał nie jako cichy chłopak, ale jako jeden z liderów. W szatni może nie najbardziej słyszalny, ale na boisku rządzący niepodzielnie.
Zdarzyło się wam kiedyś powiedzieć albo napisać coś, co potem bardzo chcieliście cofnąć, ale już się nie dało? Cóż, być może to jest właśnie taki moment dla mnie.
Nie ma na świecie zawodnika bardziej podobnego do Leo Messiego niż Karim Benzema. Mało tego – nie ma trzeciego zawodnika, którego można by porównać do tej dwójki. Nie chodzi tu o niebywałą technikę, umiejętność przyklejenia futbolówki do nogi czy powtarzalne precyzyjne rzuty wolne. Chodzi o to, z czego Argentyńczyk jest najbardziej znany – cofanie się z linii ataku do pomocy i kreowanie akcji przy jednoczesnym zachowaniu znakomitej formy strzeleckiej. Benzema, podobnie jak Messi, jest teraz w równym stopniu kreatorem, co snajperem.
Nie ma na mundialu zawodnika, który zaliczałby więcej kluczowych podań na mecz niż Karim (cztery), tylko dwóch ma więcej asyst od Francuza. Benzema jest najczęściej strzelającym na bramkę rywala zawodnikiem turnieju (siedem strzałów na mecz, tyle samo co Cristiano Ronaldo). Podaje piłkę średnio ponad 30 razy na mecz. Jego kolega z ataku, Olivier Giroud, robi to trzy razy rzadziej. Poza tym Karim prawie wcale nie daje się łapać na spalone (raz podczas fazy grupowej), co jest miłą odmianą dla wszystkich, którzy mieli okazję oglądać ofsajdowe popisy zawodnika w koszulce Realu Madryt.
Karim Benzema jest największą, obok Messiego, Neymara i Robbena, gwiazdą mistrzostw, graczem dla Francji najzwyczajniej w świecie niezbędnym. A mimo to ciągle większość ludzi traktuje go jak napastnika co najwyżej przeciętnego, snajpera gorszego gatunku, raczej zapchajdziurę niż lidera. Gdy po mediach przetoczyła się fałszywa, jak się później okazało, informacja na temat transferu Falcao do Madrytu, zatrważająco duża liczba kibiców piłkarskich uznała, że Kolumbijczyk wypchnie Francuza z drużyny.
Benzema gra turniej życia. Nie dlatego, że już nigdy lepszych mistrzostw nie będzie mu dane rozegrać, ale dlatego, że stawką jest zmiana sposobu postrzegania napastnika przez futbolowy świat. Już nie ciapowaty, małomówny gość, który ciągle siedzi na walizkach, czekając aż znajdzie się ktoś od niego lepszy, ale raczej zawodnik dojrzały, z uporządkowanym życiem i jasnymi celami. Wiemy już, że Francja może dobrze grać bez Ribery’ego. To w bardzo dużym stopniu zasługa Benzemy, który nie bał się wziąć na siebie tego ciężaru. Następnym krokiem będzie zmiana pozycji w Realu Madryt . Nowy kontrakt być może sprawi, iż Królewscy wreszcie zaczną bardziej promować Karima.
Ale to dopiero za parę miesięcy. Teraz ważny jest mundial. Francja gra na tyle dobrze, ma na tyle dobrą drużynę, że kto wie, może w połowie lipca Karim przywiezie do swego madryckiego mieszkania jakiś medal? Trójkolorowi mają wszystko – młode talenty i starych wyjadaczy, graczy technicznych i graczy opierających się na sile, mają elastyczną taktykę, nie kłócą się, zalewają media społecznościowe filmikami i zdjęciami potwierdzającymi tę jedność. No i mają lidera. Kto by pomyślał, że będzie nim facet, którego parę lat temu wielki świat przerażał tak bardzo, że odwiedzającego go w domu Florentino Pérezowi zaproponował tylko szklankę Coca-Coli?