Jeśli szukacie w tym tekście jasnych wytłumaczeń dramatu, jaki wystawiła w ostatnim czasie hiszpańska kadra, to lepiej nie czytajcie dalej. Wyjaśnień nie ma. Nie ma też pewnych rozwiązań, prostych wniosków i niezawodnych przepisów na sukces. Wygląda na to, że La Seleccion po prostu kona – zdarza się to nawet najlepszym – i to kona w taki sposób, że zamiast szukać lekarstwa, trzeba chyba poszukać pistoletu.
Hiszpania na murawie Maracany męczyła się wczoraj strasznie. Tak samo było w meczu z Holandią. Na ławce usiadł Xavi – różnicy nie było. Wszedł kreowany na mesjasza kadry Pedro – bez zmian. Z Oranje La Seleccion zdestabilizowało zejście Xabiego, wczoraj destabilizowała jego obecność. Jose Luis Sanchez, dziennikarz La Sexty, napisał w przerwie meczu, że jeśli kadra ma umierać, to niech umiera walcząc. Walki jednak nie było. Hiszpania umierała brzydko, niegodnie. Gdy padł pierwszy gol dla Chile, wiadomo było, że to koniec. I koniec rzeczywiście nadszedł. Ostatni mecz mundialu jest teraz dla chłopaków del Bosque tak samo ważny, jak zeszłoroczny śnieg.
Przyczyna goni przyczynę
Lista potencjalnych przyczyn takiego, a nie innego, wyniku La Seleccion na mundialu, jest długa. I – jak to mają w zwyczaju tego typu listy – niemal na pewno nie zawiera żadnego prawdziwego powodu upadku.
1. Del Bosque, bo zła selekcja, bo kogoś zostawił, bo kogoś zabrał, bo kogoś zmienił, a kogoś nie, bo ma wąsy, bo jest stary, bo coś tam.
2. Casillas. Wiadomo.
3. Ramos. Bo monumentalne pół roku w klubie zwieńczył katastrofą. I to nawet nie tą z gatunku pięknych.
4. Pique. Bo skubaniec gra wybitny mecz rzadziej niż Fernando Torres.
5. Diego Costa, bo ma bardzo niekorzystny stosunek oczekiwań do efektów.
6. Carvajal, Isco, Navas, Negredo, Llorente, bo każdy z nich, rzecz jasna, odmieniłby losy meczu w okamgnieniu.
7. Tiki-taka. Jak coś idzie nie tak, zawsze dobrze jest w Hiszpanii zrzucić winę na tiki-takę, nawet jeśli drużyna tiki-taki nie gra, a co najwyżej grać próbuje.
8. Starość i wypalenie. Bo wiemy przecież, że gracze Barcy, Atleti i Realu to emeryci, których nie interesują trofea. Puchary, które wygrywają co roku, oddają jadłodajniom dla bezdomnych.
9. Ulubieńcy. Del Bosque ma ulubieńców. Niebo jest niebieskie, a woda mokra. Gdy trener Francuzów nie powołuje Nasriego, świat chwali go za twardy charakter i dbanie o szatnię, gdy to samo robi
Sfinks, jest niemającym pojęcia o futbolu starcem.
10. Dwóch pivotów, bo zmienianie z dnia na dzień ustawienia, które dało Hiszpanii tytuły mistrza świata i Europy, oczywiście ma sens.
11. Mourinho, bo upadek Casillasa (nazywajmy rzeczy po imieniu), to wina Portugalczyka.
12. Guardiola, bo rozpad Barcelony, a co za tym idzie Hiszpanii, to spisek Pepa. Dzięki lekturze katalońskiej prasy wszyscy wiemy, że Pep to kawał spiskowca.
13. Arbeloa, bo chociaż go nie było w Brazylii, to ludzie i tak znajdą powód, by mu dowalić.
Trzynaście powodów. Nie ma wątpliwości, że w analizach upadku, jakie zaleją nas lada chwila, pojawią się praktycznie wszystkie. A my nigdy nie dowiemy się, która była prawdziwa. Może żadna. Pytanie brzmi – co zrobić z kadrą, która gra tak źle, że nawet Iniesta wygląda w niej przeciętnie?
Nie ma, oczywiście, recepty na sukces. Jest za to recepta na zmianę. Jak słusznie zauważył Xabi Alonso, ery często kończą się porażkami. Ta jednak powinna się skończyć inaczej – czystką. Czystka to metoda z długą tradycją historyczną, metoda bolesna (zwłaszcza dla czyszczonego), ale zapewniająca świeży start i spokój.
Czystka na modłę hiszpańską
Dla dobra hiszpańskiej kadry, powinniśmy liczyć na bardzo łzawe kilka miesięcy. Płakać powinien del Bosque, oddając stery kadry. Płakać powinni Casillas, Reina, Albiol, Xavi, Xabi i Villa, kończąc swoje reprezentacyjne kariery. Cazorla, Cesc, Mata, Alba, Navas i reszta ulubieńców Sfinksa powinna z wilgotnymi oczami i smutnym spojrzeniem zdać sobie sprawę, że czasy powołań pewnych jak następstwo dni i nocy już się skończyły.
Hiszpańska kadra kona – to jeden z niewielu pewników w tym całym brudnym zamieszaniu. I trzeba ją dobić. Reprezentacja kulawa i słabowita jest gorsza niż młoda i niedoświadczona. Z jedenastki, jaka zagrała z Chile, pewne miejsce w kadrze mieć powinni tylko Ramos (bo mimo swojej słabości, w konkursie na najlepszego hiszpańskiego stopera sam zająłby całe podium), Busquets (bo filar itd.) i Iniesta (bo Iniesta). Reszta jest albo do wyrzucenia, albo do posadzenia na ławce, albo do mocnego przemaglowania i upewnienia się, że stawianie na nich ma sens. Powołania dla Thiago, Koke i Isco powinny być regularniejsze niż błędy Casillasa w ostatnich meczach. Carvajal powinien mieć okazję walczyć z Azpim o pierwszy skład. Tak samo Moreno z Albą. Inigo Martinez, Bartra i Nacho to jedyni w miarę młodzi stoperzy, którzy nie kopią się w czoło przy próbie wybicia piłki – oni też powinni być powoływani. Do tego Jese, jeśli wróci do pełni sił, Deulofeu, jeśli będzie dostawał minuty od Luisa Enrique, Paco Alcacer, jeśli jego pozycja w klubie się nie zmieni i Rodrigo, zależnie od tego, gdzie trafi latem.
Poza tym wypadałoby odejść od nieprzyjemnego zwyczaju del Bosque przedkładania zadowolenia weteranów nad rozwój juniorów. Wiecie, ilu gracz z roczników niższych niż 1992 zadebiutowało dotąd w La Seleccion? Jeden – Deulofeu. Holandia takich zawodników na sam mundial zabrała dwóch, Anglia czterech, tyle samo Francja. Miło byłoby doczekać powołania na przykład dla Olivera Torresa, Saula Nigueza, Denisa Suareza, potem dla 19-latków z Barcelony, 18-latków z Celty i 17-latków z Realu Madryt. Można by skończyć z niezdrowym uwielbieniem dla kadry U-21 i zdać sobie sprawę, że ona nigdy nie może być celem, a jedynie środkiem do celu właściwego – kadry dorosłej.
Dobrze byłoby zobaczyć za parę miesięcy kadrę w składzie De Gea – Carvajal, Ramos, Pique, Alba – Busquets, Thiago – Isco, Iniesta, Koke – Costa. 4-2-3-1, żeby zburzyć ołtarze tiki-taki. Pique, bo mimo swoich wad facet ma talent wielki jak Mount Everest, a Costa, bo gdy już domknie transfer do Chelsea, wyjaśni swoją sytuację i nieco odsapnie, to będzie grał znacznie lepiej.
A trener? Valverde byłby idealny – doświadczony, odważny, z mocnym charakterem, dobrym podejściem do piłkarzy i z filozofią zakładającą dopasowywanie taktyki do piłkarzy, a nie odwrotnie. Problem jest jednak taki, że Txingurri pracuje w Bilbao, a wiemy przecież, że wyciąganie kogoś z Athleticu w globalnej skali trudności ustępuje tylko próbom przekonania Diego Simeone, by powiedział coś o rywalu innym niż najbliższy. No, ale czas prostych rozwiązań i łatwych decyzji już minął, teraz trzeba przyzwyczaić się do trudnych.