Dawno temu miałem takie postanowienie – jeśli Polacy zakwalifikują się na Euro, to pojadę do Francji za nimi. Połowę kasy odłożę, trochę zarobię w jakiejś dorywczej pracy i ruszę. Nie było to postawienie noworoczne, ale mogłoby być, bo oczywiście go nie dotrzymałem. Jako że uważam, iż pieniądze są po to, żeby ich nie mieć, wydałem większość na znacznie mniejsze, prostsze przyjemności. Z perspektywy czasu nie żałuję. Z perspektywy całego tego burdelu, który zrobił się we Francji, nawet się cieszę, że zostałem w domu.
Za kilka dni w Marsylii Polska zmierzy się z Ukrainą. Mój kumpel się tam wybiera. Gratuluję odwagi, współczuję głupoty. Mam nadzieję, że wróci w jednym kawałku.
Oczywiście Francuzi sami sobie są winni tego, jaki bałagan stworzyli. Skoro nie potrafią zarządzać własnym podwórkiem na co dzień, to nie ma się co dziwić, że i z organizacją Euro 2016 również poradzili sobie kiepsko.
Ich problem polega na tym, iż wolą leczyć, a nie zapobiegać.
Brak odpowiedniego oznakowania dróg, nieczynne stacje paliw, wszechobecne korki, bezużyteczni stewardzi… Powód? Bardzo prosty – uważają, że język francuski to jedyny język na całym świecie i posługuje się nim każdy. Na angielski reagują niczym kot na wodę, na każdy inny bezradną, głupią miną. Bez dobrego GPS-a ani rusz. Właściwie to najlepiej jakbyś miał własny helikopter, bo i pociągiem daleko nie zajedziesz. O całym tym bajzlu dokładniej przeczytacie tutaj.
Gospodarze turnieju najbardziej bali się jednak o bezpieczeństwo kibiców, zarówno miejscowych, jak i tych przyjezdnych. Powód jest wszystkim powszechnie znany, więc nie ma się co nad nim pochylać. Ważne są tu efekty, ale także proporcje, w jakich przygotowano policję i inne jednostki specjalne do obsługi Euro. Kilka „pierścieni ochronnych” robi wrażenie.
Problemy Francuzów zostały jednak obnażone przez… kibiców. Konkretnie rosyjskich, chociaż patrząc na ich zachowanie słowo „kibice” raczej obraża tych, co do Paryża, Marsylii, Nicei i innych miast przyjechali tylko i wyłącznie za wielkim futbolem. Rosjanie natomiast potrzebowali więcej źródeł adrenaliny, dlatego przy okazji meczu z Anglią zajmowaną trybunę oraz część miasta zamienili w burdel na kółkach.
Na stadionie Rosjanie odpalili race, petardy i zaczęli lać kibiców drużyny przeciwnej. Poza nim krzesła, kamienie, butelki oraz inna prowizoryczna broń biała nagle nauczyła się fruwać. Jednym słowem – bydło.
Russian CSKA fan hiding in Cannes hotel to me: I don't care about football, I am interested in violence and politics surrounding football.
— Maria Antonova (@mashant) June 14, 2016
W pewnym sensie więc Francuzi mogą spać spokojnie – terrorysta stadion nie wejdzie. Zatłuką go po drodze. Gospodarze w całej tej terrorgłupawce zapomnieli jednak o ochronie samych aren sportowych. To miały być twierdze nie do zdobycia, lecz banda kacapów pokazała, że bliżej im do zamków z piasku.
(Kacapów – nie żałuję tego. Normalnych Rosjan szanuję. Ci normalni nie są)
Nie trzeba długo grzebać w internecie, by zobaczyć na zdjęciach jak to wyglądało – ojcowie z dziećmi uciekający przed napastnikami to bodaj najbardziej dobitny obrazek.
To pokazało, iż gospodarze praktycznie nie panują nad sytuacją. Kontrole niby skrajnie dokładne, a jednak jakimś cudem fajerwerki znalazły się na trybunach podczas sobotniego spotkania. Jak? Przecież się nie teleportowały, podkopu pod stadionem też nikt nie zrobił, żeby to wszystko wnieść. Skoro udało się przemycić racę i petardy, to pewnie także z groźniejszym orężem nie byłoby problemu. Druga rzecz – czemu nie została stworzona strefa buforowa pomiędzy sektorami, by oddzielić kibiców obu ekip? Mamy przecież do czynienia z recydywą. Trzecia sprawa – dlaczego nikt nie interweniował, kiedy Rosjanie ruszyli na „polowanie”? Bo brakowało ludzi? Gratulacje. Obudziliby się, gdyby doszło do tragedii porównywanej z tą na Heysel czy Hillsborough.
Ofiary też się pojawiają. Wczoraj umarł jeden z pobitych przez Rosjan Anglik. Stwierdzono u niego śmierć mózgu.
Pytanie, jak powinno się zareagować na to wszystko? UEFA grozi wyrzuceniem Rosji z turnieju. Trochę absurd, bo to tak, jakby trener, jego sztab i piłkarze wywołali cały ten chaos. Wykluczenie reprezentacji z Euro to chyba nie jest wyjście, co najwyżej prowokowanie. Dopiero wtedy Rosjanie się wściekną – ot, po prostu szkoda ryzykować zdrowiem normalnych kibiców/turystów/obywateli. Skąd pewność, że przy takim rozwiązaniu to wszystko jeszcze by się nie nasiliło? Przeciętny idiota szukałby wtedy zemsty na czymkolwiek i kimkolwiek, a że do Francji przyjechała statystyczna anomalia…
Rosyjscy kibice natomiast – mam ogromne wyrzuty sumienia kiedy tak ich nazywam, bo to niesprawiedliwe – powinni zostać wywaleni ze stadionów bezwarunkowo, choć i to jest całkiem ryzykowne. W zasadzie tu nie ma dobrego wyjścia, ale tak to jest, gdy się nie myśli przy organizacji.
Jestem natomiast pewny co do tego, że Rosji powinno się odebrać mundial w 2018 roku.
Sankcje UEFA, czyli 150 tys. euro kary dla związku piłkarskiego oraz „zawiasy” w kwestii wyrzucenia reprezentacji z turnieju, dotyczą jedynie incydentów, które mogą wydarzyć się na trybunach. To jak znak, jasny komunikat – poza stadionem: w pubach, na ulicach, w lasach, wszędzie, możecie napierdalać siebie i nie tylko do woli. A że francuska policja broni bezpieczeństwa jak Abdennour dostępu do bramki, to już pokazała Marsylia. Jeszcze tylko zamienić im gumowe pałki na kwiatki i będziemy mieli pełny obraz nędzy i rozpaczy.
Inna sprawa, że to 150 tys. euro kary jest sumą śmieszną. Po pierwsze dlatego, iż dla Rosjan to groszowe pieniądze. Po drugie… Serio, tylko na tyle wycenia się zdrowie i życie setek ludzi? Nigdy nie rozumiałem wysokości tych kar finansowych.
Nasuwa się pytanie, czy w razie czego UEFA miałaby odpowiedniej wielkości cojones, by spuścić gilotynę? I drugie, jeszcze ważniejsze – jak upilnować to rosyjskie bydło? W skuteczność francuskich służb specjalnych jakoś nie wierzę. Ich stanowczość kończy się na pokolorowaniu Wieży Eiffla w barwy narodowe tych, którzy ucierpieli oraz stworzenie hashtagu na twitterze.
Najgłupsza rzecz w tym wszystkim, to jednak próba bronienia Rosjan przez polityków z tego kraju. Niektórzy wręcz chwalili się właściwym wyszkoleniem w sztukach walki swoich rozpieprzających miasto rodaków. Zawodowi chuligani, w pale mi się to nie mieści!
Mamy więc jeszcze jeden dowód na to, że głupota ludzka, w przeciwieństwie do kosmosu, jest nieskończona. Tylko Francuzi zostali postawieni przed mission impossible, bo jednak gdzieś te granice powinni postawić. Oby nie za daleko, jak to mają w zwyczaju.