Na początku stycznia tego roku sytuacja Realu nie wyglądała kolorowo. Królewscy zajmowali czwartą pozycję w lidze, tracąc szesnaście punktów do liderującej i niepokonanej Barcelony. Trio BBC na półmetku sezonu miało dziesięć bramek ligowych na koncie (Bale cztery, Cristiano cztery, Benzema dwie), a najważniejsze miało dopiero nadejść – bój o wszystko w dwumeczu Ligi Mistrzów z PSG Neymara. W takim momencie padły zdania, do których chcę dziś wrócić: „Nie potrzebuję nikogo nowego, wierzę w mój zespół i chcę skończyć sezon z tymi samymi piłkarzami, z którymi go zaczynałem”.
Okienko zimowe wydawało się jedynym momentem na naprawę tego, co nie funkcjonowało od czterech miesięcy. Zablokowany Cristiano, brak klasycznej ‘dziewiątki’ w zespole, kolejna kontuzja Bale’a, brak odpowiedniej jakości zmienników – to była diagnoza fatalnej pierwszej połowy sezonu w wykonaniu Królewskich. Co może zrobić bogaty klub, który musi utrzymać się na topie a sezon może uratować tylko poprzez poprawę gry na boisku? Myślę, że w ośmiu na dziesięć przypadków skończyłoby się na sięgnięciu do portfela i ściągnięciu dwóch, może trzech piłkarzy, chociażby dlatego, żeby kibice czuli się spokojniej i wiedzieli, że nawet jeśli nie wyjdzie, to zostały podjęte próby. Starali się, ale nie wyszło.
Nie w tym przypadku. Zidane, który na swoich konferencjach puszczał swoje nagrane wypowiedzi zanudzał frazesami (łącznie ze słowem roku: sufrir – cierpieć), tym razem mocno się określił. „Wiem, że jestem tu jednym z wielu. Dziś jestem trenerem Realu ale kiedyś tak nie będzie, a ja wierzę w swoją pracę i metody i wiem, że trenujemy na 3000%. Nie będę tego zmieniał przez to, że zespół ma gorszy okres czy też dlatego, że ktoś będzie nas krytykował”. W Hiszpanii istnieje powiedzenie, które idealnie odzwierciedla takie podejście: morir con botas puestas – dosłownie umrzeć z założonymi butami. Zidane, który ma świetne relacje z piłkarzami, niczym kapitan białego okrętu dał do zrozumienia, że jeśli statek zatonie, to on pójdzie na dno ze swoimi ludźmi.
To jest TOP. Ta sama zwycieska jedenastka w Cardiff, ta sama w Kijowie.
Identyczne ustawienie, praktycznie identyczne ułożenie dloni. Tu nie ma przypadku. Pilkarze uwielbiaja nie zmieniać rytuałów, które funkcjonują
Via @laligaennumeros pic.twitter.com/oQuExlZEBY
— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) May 27, 2018
Późniejsze wydarzenia pokazały, że ta decyzja była trafna. Real nie ściągnął nikogo, a od tamtego momentu zespół złapał wiatr w żagle (jeśli już jesteśmy przy morskich metaforach), czego efektem jest 37 bramek i 11 asyst BBC. Tabela? Od 9 stycznia Real zdobył 44 punkty, Barcelona 45. Kto wie, jak potoczyłby się ten sezon, gdyby nie początkowe problemy Królewskich? Ja, mimo wszystko, jestem zdania, że z taką ławką mogłoby być ciężko utrzymać się w grze na wszystkich frontach, ale z drugiej strony może Barcelona, mając większą presję naciskającego Realu, wcześniej pogubiłaby punkty?
Po tym sezonie chyba zgodzą się ze mną kibice zarówno Realu, jak i Barcelony, jeśli stwierdzę, że mogą być zadowoleni z zeszłej kampanii. Barcelona napisała piękną historię i mało jej zabrakło do zaliczenia sezonu bez porażki; wygrała ligę w cuglach i rozbiła Sevillę w pył w Pucharze Króla. Real Madryt, pomimo turbulencji, zdołał wyeliminować PSG, Bayern, Juventus i Liverpool, dzięki czemu nie można im zarzucić łatwej drogi do tytułu. Tytułu, na którym najbardziej im zależało. A jeśli zdobywasz coś, co uważasz za najcenniejsze, to chyba nie możesz mówić o rozczarowaniu.
Zinedine Zidane as Real Madrid manager:
Seasons: 3
Champions League: ???
La Liga: ?
Spanish Super Cup: ?
UEFA Super Cup: ??
Club World Cup: ?? pic.twitter.com/g9tu4DOVK7— Football Talk (@Football_TaIk) May 28, 2018