Spada West Brom – wiedzieliśmy to od dawien dawna, choć Darren Moore dorzucił trochę oliwy do ognia. Leci Stoke City, gdyż Paul Lambert nie ukręcił niczego wielkiego z przypadkowej zbieraniny. Wreszcie, na 99,9999% goryczy spadku zazna Swansea, której detoks zwyczajnie się przyda.
W sezonie 2017/18 nie zdarzy się na Wyspach już zbyt wiele ciekawego. Rozstrzygnięta została walka o utrzymanie, a w górze tabeli Chelsea ma mniej więcej takie szanse na wyprzedzenie Liverpoolu jak Dawid Podsiadło na wygranie Oscara w 2019 roku. Pora zatem przyznać się do błędów.
Przede wszystkim – nie docenieni przeze mnie beniaminkowie. W życiu bym nie przypuszczał, że komplet tych, którzy awansowali przed sezonem 2017/18 zdoła się utrzymać. Newcastle Rafy Beníteza to i owszem, szybko podniosło się po względnie nieudanym, zimowym okienku transferowym. Brighton miało po swojej stronie dwóch gości, którzy w dużej mierze zadecydowali o powodzeniu. Mowa tu o Chrisie Hughtonie, który znakomicie poprowadził swój zespół, oraz o jednym z odkryć tego sezonu w drugiej linii – Pascalu Großie.
Pascal Groß has created more chances (82) than any other player outside a club in the top 6 in the Premier League this season.
He fills the right forward position. pic.twitter.com/a7MUrLh3Ao
— Squawka Football (@Squawka) May 10, 2018
Do końca o swoje musiały walczyć sympatyczne Terriery z Huddersfield, prowadzone przez Davida Wagnera. O ile mogę się zgodzić z tymi, którzy narzekają na styl w jakim grał ostatni z beniaminków, o tyle nie żałuje absolutnie ich utrzymania. Z prostego powodu – w ostatnich spotkaniach pokazali, że dla zachowania ligowego bytu zrobią absolutnie wszystko. Nie płakali na terminarz (Manchester City i Chelsea na wyjeździe, Arsenal u siebie) tylko po prostu ciężką harówką zapewnili sobie bezcenne dwa punkty, przywiezione z terenów nowego i starego mistrza Anglii. Obrońcy sunący na czterech literach by blokować strzały Londyńczyków na Stamford Bridge, dobrze broniący Jonas Lössl i na koniec ogromna radość.
?? This man. #htafc (AT) pic.twitter.com/auLvB0jV92
— Huddersfield Town (@htafcdotcom) May 9, 2018
Przyjaźniący się z wielkim Jürgenem Kloppem David Wagner dokonał wielkiej rzeczy. Patrząc na potencjał kadrowy Huddersfield, to nie miało się prawa udać. Patrząc po suchych liczbach – najlepszymi zawodnikami tej ekipy są przecież Steve Mounie, Laurent Depoitre czy Aaron Mooy. Mówiąc delikatnie – nie powstanie o nich raczej ekranizacja rodem z Marvela. Mimo wszystko – zatrzymanie na Etihad Stadium monstrum Pepa Guardioli oraz praktycznie pozbawienie szans Chelsea na Ligę Mistrzów na jej terenie musiało zaowocować utrzymaniem.
Równowaga w przyrodzie dla Walii
Skoro już z Championship awansowała w tym sezonie ekipa Cardiff City, to dla Swansea nie mogło wystarczyć miejsca. Poważniej mówiąc – ekipa Carlosa Carvalhala przez moment potrafiła całkiem skutecznie zakłamywać rzeczywistość. Od 13 stycznia do 10 lutego – bez porażki, w pokonanym polu zostawione Arsenal czy Liverpool. Wydawało się, że portugalski szkoleniowiec wynalazł na Liberty Stadium coś w rodzaju prochu. Niestety, kiedy efekt nowej miotły przestał w końcu działać, Łabędzie zaczęły prezentować dokładnie to, do czego nas przyzwyczaiły na początku kampanii 2017/18. Ze słynnej Swansealony, którą pokochali fani Premier League, pozostało jedynie blade wspomnienie, a kompletnie przestrzelone transfery, takie jak wieczne złote dziecko portugalskiej piłki – Renato Sanches – ponownie dały o sobie znać. Długo mogło się wydawać, że mimo wszystko Swansea się upiecze, ale gdy w najważniejszym momencie sezonu ponosi się cztery porażki z rzędu, to, niestety, niczym dobrym się to skończyć nie może. Na dobitkę – podopieczni Carvalhala nie potrafili w tych czterech spotkaniach strzelić ani jednego gola. Kurtyna idzie w dół, a championshipowy detoks może zrobić dobrze ekipie z Liberty Stadium. Przypadek Newcastle pokazuje, że można zrobić krok wstecz, by później zbudować coś ciekawego i mieć widoki na więcej.
Nauka na przyszłość
Sezon 2017/18 był kolejną lekcją pokory w kwestii przedwczesnych podsumowań. Kiedy Carlos Carvalhal obejmowal Swansea, wielu pogrzebało szanse Łabędzi na cokolwiek. Po udanym okresie styczniowo-lutowym, spore gremium, które objęło także moją skromną osobę zaczęło budować pomnik Portugalczyka. Na szczęście w futbolu nie wszystko rozstrzyga się w ciągu kilku tygodni i dlatego po raz kolejny – próbujmy się wstrzymać z osądami.
Kolejnym dostatecznym dowodem na to, że nie ma sensu ferować przedwczesnych wyroków jest osoba Jana Bednarka. Nasi rodacy rzeczywiście przynoszą sporo pecha ekipom, walczącym o utrzymanie (w tym roku spadli Krychowiak i Fabiański na 99%), ale w przypadku byłego Lechity jest inaczej. Po co poszedł do Southampton? Ano jak się okazuje po to, by ciężką pracą wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie i pozostanie w nim także na najważniejsze dla przyszłości Świętych mecze w końcówce sezonu. Bardzo się cieszę, a co więcej – wierzę, że z podobnym entuzjazmem Bednarek wejdzie w kolejną kampanię.