Wiedzieliśmy o tym mniej więcej od grudnia-stycznia. Manchester City zrobił sobie z Premier League swój prywatny folwark i w cuglach wygrał najlepszą ligę na Wyspach. Porażka w Lidze Mistrzów nie powinna tutaj niczego zmienić. Ocena Guardioli musi być w tym sezonie pozytywna. Podobnie zresztą jak podsumowanie kariery Arsène’a Wengera w Arsenalu, którego jeszcze wczoraj tutaj nie było.
Manchesterowi United udało się wprowadzić wątpliwości tylko na jeden tydzień. Sobie znanym sposobem, ekipa z Old Trafford dokonała cudownego comebacku na Etihad i wygrała z później koronowanym mistrzem Anglii, a następnie w spektakularny sposób przerżnęła z West Bromem u siebie, co w połączeniu ze zdobyciem Wembley przez Manchester City ostatecznie zgasiło światło w Premier League – przynajmniej jeśli chodzi o kwestię mistrzostwa. Spróbujmy zebrać wszystko do kupy i zastanówmy się, czemu ta dominacja była tak wyraźna.
1. Po prostu – czynnik ludzki
Trzeba przyznać, że oprócz kontuzji Benjamina Mendy’ego, Guardioli w temacie piłkarzy udało się w tej kampanii niemal wszystko. Zacznijmy może nie od najważniejszego, ale na pewno najlepiej progresującego pod względem jakości Raheema Sterlinga. 23-latek rozgrywa genialny (tak, nie będzie tu przesady) sezon. 17 goli i 12 asyst w 29 meczach to z prostej matematyki daje nam przynajmniej jeden punkt do kanadyjki na mecz. Imponujące? Hiszpański szkoleniowiec stworzył prawdziwą maszynę, z której może na mundialu skorzystać również reprezentacja Anglii (choć, znając życie, i tak w końcu koncertowo sknocą sprawę jak to Anglia). Z dużym zaskoczeniem przyjąłem ten obrazek…
The PFA Premier League Team of the Year!
? #PFAawards pic.twitter.com/p4owLbuBp5
— PFA (@PFA) April 18, 2018
No jak to tak? Bez Sterlinga? Dla mnie to wciąż jedno z największych pozytywnych zaskoczeń tych rozgrywek. Nawet jeśli były delikatne przestoje, to ten facet wciąż ma więcej goli strzelonych niż Romelu Lukaku, Roberto Firmino, czy Eden Hazard.
Im dalej w skład Manchesteru City, tym więcej pola do pochwał. Kevin de Bruyne to prawdziwy człowiek-instytucja, dyrygent, decydujący o tempie i kierunkach akcji. Choć będę się kłócił z ewentualną nagrodą dla piłkarza sezonu dla Belga (Momo Salah musisz), to jednak dla oglądania siedemnastki The Citizens mógłbym powiedzieć dziewczynie, że na spacer to za dwie godziny.
Obok błyszczącej oślepiającym blaskiem gwiazdy, kolejny magiczny sezon zagrał David Silva. Wygrał nie tylko na boisku, ale także poza nim.
Every City fan would give up this third title for the health of your child. Family is the most important.
— DaKeB (@Dakeb_MCFC) April 15, 2018
Już dosyć tych pochwał dla pomocników? Ani trochę. Jest jeszcze człowiek, który musiał tyrać, aby ofensywni specjalnie nie musieli się parzyć przy grze w obronie. 56% skuteczności wślizgów, znakomita “ósemka”, która jest kolejnym powodem do dumy Guardioli.
Pytanie do Pepa w tym sezonie:
– Czy Pep Guardiola znalazłby się w składzie obecnego Manchesteru City?
– Nie ma szans. Fernandinho jest ode mnie o wiele lepszy.Mój ulubiony piłkarz w tym zespole.
— Patryk Idasiak (@PatrykIdasiak) April 18, 2018
Hiszpański szkoleniowiec doskonale wiedział, że poprzednicy w obronie są już nieco wypaleni. Zatem kwoty takie jak ponad 52 miliony euro za Kyle’a Walkera absolutnie nie dziwią. Anglik w zestawieniu z dużo lepszym niż rok wcześniej Nicolasem Otamendim i resztą ferajny świetnie uzupełniali zabójczy atak (93 gole na ten moment! 2,81 gola na spotkanie).
2. Sztab szkoleniowy – dobrze naoliwiona machina
Pep Guardiola nie osiągnął niczego z tym klubem sam, a bardzo fajną analizę jego sztabu wykonał portal talkSPORT. Jak słusznie wspomniał w magazynie Premier League Radia Gol nasz kolega Krzysiek Czyż, trzeba tutaj przywołać postać Mikela Artety. To właśnie jego ciężka praca, analizowanie przeciwników i swego rodzaju łącznik pomiędzy szkoleniowcem a piłkarzami przechodzi nieco obok szumu medialnego, a jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania zespołu Obywateli. Nie bez powodu usługami Artety są już zainteresowani w jego byłym klubie – Arsenalu. Zwolennikiem Baska ma być przede wszystkim jeden z dyrektorów – Ivan Gazidis.
Za analizę gry zespołu odpowiada w dużej mierze Carles Planchart. Dzięki niemu drużyna wzajemnie potrafi się uzupełniać i redukuje do minimum indywidualne błędy. Jeśli chodzi o jednostki, to za kadencji Pepa Guardioli jest ich zdecydowanie mniej, niż to było za poprzedników, w tym Manuela Pellegriniego.
Ciekawą postacią jest również Manel Estiarte, zaufany przyjaciel Pepa Guardioli. To dwukrotny medalista olimpijski…. w piłce wodnej. Jego specjalizacja to tzw. head of player support and protocol, czyli po prostu dba, aby piłkarzom niczego nie brakowało. Posiada rozległą wiedzę na temat szeroko pojętego środowiska sportowego, którą rzecz jasna dzieli się z Guardiolą.
To zaledwie maleńka część zespołu, który pracuje na sukces Manchesteru City. Były szkoleniowiec Barcelony i Bayernu znany jest z tego, że nawet najmniejsza cegiełka nie może być u niego pominięta. Nie ma miejsca na posiłki, które mogłyby negatywnie wpłynąć na kondycję piłkarza. Wszyscy piłkarze i sztab szkoleniowy zaczynają dzień od wspólnego śniadania. – Pierwszy raz w mojej karierze widzę coś takiego ze strony trenera – przyznał niegrający już w City Gaël Clichy w rozmowie dla BBC, jeszcze w 2016 roku.
3. Kłopoty rywali
Broń Boże nie zamierzam tutaj umniejszać sukcesu błękitnego Manchesteru. Niemniej jednak grupa pościgowa wciąż miewała większe lub mniejsze problemy. Liverpool Jürgena Kloppa dopiero co uczył się, że tym mniejszym nie powinno się oddawać punktów. Manchester United Jose Mourinho, który obecnie okupuje pozycję wicelidera, regularnie wywoływał dyskusję, czy aby na pewno tak renomowanemu klubowi wypada grać tak nieatrakcyjnie. Do tego dochodziły problemy wychowawczo-komunikacyjne z Paulem Pogbą, kaprysy niegrających tyle, ile by sobie życzyli i brak prawdziwych strzelb.
Kryzys zajrzał także do Londynu, gdzie Arsene Wenger pogrąża się w swojej degrengoladzie, Antonio Conte upierał się przy dawno odczytanym przez rywali systemie gry. Nawet zewsząd chwalony Tottenham miewał spore przestoje, a na początku sezonu długo się oswajał ze swoim nowym domem – Wembley.
4. I tego sobie i Państwu życzę
Manchester City się na nikogo nie oglądał. Nie tracił punktów na z pozoru trudnych wyjazdach, przegrał dopiero w 23. kolejce na Anfield, a gdy nawet zdarzały się remisy takie jak na Selhurst Park z Crystal Palace, to wówczas przewaga była utrzymywana na zadowalającym poziomie.
Ekipa Pepa Guardioli jest mistrzem, na jakiego Premier League zasługuje. Efektowny, efektywny, czerpiący przyjemność z każdej minuty spędzonej na boisku. Nie bez powodu tak znakomitemu piłkarzowi jak Bernardo Silva było ciężko się przebić do pierwszego składu. Hiszpański szkoleniowiec wysyłał jasny sygnał – każdy może u mnie grać, tylko musi na to ciężko pracować każdego dnia. Tacy piłkarze jak Ilkay Gundogan, Oleksandr Zinchenko, czy nawet jeden z najpiękniejszych tworów Guardioli – Fabian Delph na lewej obronie – są elementami wielkiej piramidy, której cień przykrył resztę angielskiej ekstraklasy.
Kto wie, może ten efektowny styl to jest właśnie filozofia, która zdominuje angielskie boiska na dłużej? Przecież w kolejce już jest Liverpool, który wzmocniony racjonalnymi transferami śmiało może być realnym kandydatem do majstra w sezonie 2018/19.
#MerciArsène
Przyznam się bez bicia – tego akapitu jeszcze w czwartek wieczorem nie było. Nie mogę jednak przegapić okazji, by uhonorować człowieka, który był ze mną przez ponad 17 lat świadomego oglądania Premier League.
After 22 years, 10 major trophies, more than 800 Premier League games, Arsene Wenger has announced his time as Gunners boss is coming to an end.
He will always have a place in Arsenal history.
More: https://t.co/FdScP24wIb pic.twitter.com/mQRyueXJwe
— BBC Sport (@BBCSport) April 20, 2018
Zdaję sobie sprawę, że już w pierwszym odcinku tego bloga namawiałem właścicieli Arsenalu do tej decyzji. Jasne, że były ku temu solidne przesłanki. Mimo wszystko, podważanie wielkości Francuza świadczy według mnie o totalnej ignorancji i braku znajomości realiów angielskiej piłki. 7 Pucharów Anglii! Nie, to nie jest puchar Myszki Miki. To jedne z najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie – sól futbolu. Trzy mistrzostwa w najtrudniejszej lidze świata, w tym legendarni The Invincibles z sezonu 2003/04. Rok w rok, sezon po sezonie, mimo kryzysów, związanych z jakością piłkarzy – aż do sezonu 2017/18, Arsenal meldował się w Lidze Mistrzów. – To najlepszy menedżer Arsenalu w historii – mówi legendarny bramkarz Kanonierów, Bob Wilson.
I ja mu wierzę. Wierzę też Stanowi Kroenke, że mimo presji kibiców nie było wcale łatwo podjąć takiej decyzji. To podobno jeden z najcięższych momentów w jego przygodzie ze sportem.
Na pożegnanie życzę wygranej w Lidze Europy. Ten gość zasłużył, żeby w ten sposób rozstać się z Arsenalem, przywracając go do Ligi Mistrzów – do miejsca, w którym niemal zawsze był za jego kadencji. Zostawiam Państwa z tym arcydziełem.
#MerciArsene pic.twitter.com/2cg1rdFR0i
— BBC Three (@bbcthree) April 20, 2018
Polski akcent na blogu – wreszcie!
Skoro już oddaliśmy cesarzowi, co cesarskie, to jeszcze trzeba wspomnieć o Janie Bednarku. Może zabrzmi to nieco patetycznie, ale trudno. Ogromnie się cieszę, że wreszcie komuś się udaje przebić. Były Lechita wykorzystał szansę, w postaci wykartkowania się Jacka Stephensa i zameldował się na stoperze Southampton. Pierwsze dwa mecze – gol z byłym już mistrzem Anglii, w drugim czyste konto na King Power Stadium z solidnym Leicester.
Jeśli, podkreślam jeśli, Jankowi uda się utrzymać miejsce w składzie do końca sezonu i będzie grał na takim poziomie, jak w pierwszych dwóch spotkaniach, to wówczas Adam Nawałka powinien zwrócić na niego uwagę w kontekście wyjazdu do Rosji. Podobno tam ważny turniej w tym roku. Choć niektórzy chcieliby, żeby było inaczej – wciąż nie jesteśmy na tyle wielką potęgą w świecie futbolu, aby olać obrońcę, grającego regularnie na poziomie Premier League. A taki nam się kroi.