No w końcu wraca. Piątek, 10 sierpnia, gorący wieczór i mecz Premier League. Wcale nie przeszkadza, że na początek obejrzymy najprawdopodobniej najbardziej toporną drużynę z czołówki – Manchester United. Po prostu sezon ukochanej ligi i moda na przekleństwa po nieudanym doborze ekipy w Fantasy. Tak wygląda chyba raj?
Jasne, że trochę czekanie umilały mistrzostwa świata w Rosji. Mimo wszystko 88 dni przerwy między kolejnymi sezonami to dla fana Premier League prawdziwa udręka. “Ale bym sobie obejrzał, Huddersfield taki… z Watfordem…” – myślałem nie raz w sobotnie przedpołudnie. Niestety, pozostało śledzenie okienka transferowego. Co z niego wynika? Mam swój top na zdecydowanego zwycięzcę, ale o nim później. Zaczniemy od Manchesteru United.
Stracony czas i stagnacja?
Pamiętam moment, kiedy Manchester United ogłaszał transfery Brazylijczyka Freda i Diogo Dalota. Na początku czerwca jeden z uznanych na polskim Twitterze, traktującym o Premier League użytkowników – Krzysiek Czyż napisał ironicznie, że właśnie za to ceni Mourinho. Wydane miliony funtów, a wzmocnienie składu praktycznie niezauważalne. Wtedy nie chciałem mu przyznać racji, bo wydawało mi się, że pozyskany z Szachtara Donieck pomocnik to obiecujący początek okienka transferowego. No właśnie, słowo klucz – początek.
Nikogo nie trzeba specjalnie przekonywać, że Czerwone Diabły nie grają obecnie najbardziej porywającego futbolu w Europie. To bardziej przypomina moment, kiedy dziadek namawia Cię na zjedzenie flaków, których szczerze nie znosisz, no ale wypada. Nie siląc się na jakieś owijanie w bawełny – do Manchesteru United jest i będzie mi najbliżej. Toteż do każdego meczu – jak tylko mogę – siadam o danej godzinie. Niestety, nawet u siebie z Huddersfield nie jest tak jak za czasów wielkiego Sir Alexa. Zniknęło gniecenie rywala i przygniatająca przewaga. Nadzieje na lepsze czasy i odrobinę więcej artyzmu upatrywałem w okienku transferowym. Pojawiały się plotki na temat Garetha Bale’a, czy nawet Williana. Okazało się, że po Diogo Dalocie nie przyszedł już nikt. Mało tego – konflikt z Anthonym Martialem, jednym z niewielu, którego zagrania wywołują okrzyk “WOW!” zdaje się poszerzać.
Mourinho vs. świat. wielka różnica w podejściu. pic.twitter.com/vn3TR730CA
— Andrzej Cała (@andrzejcala) July 30, 2018
Konsekwentny Klopp budowniczy
Na domiar złego dla Manchesteru United, ostatnie tygodnie i miesiące to postępujące uczucie zazdrości. Największy rywal, obiekt obelg i ironicznych żartów zbroił się tak, że może nawet bez stresu podejmować w swoim domu teściową. Liverpool FC, bo to klubie z miasta Beatlesów będzie teraz mowa jest jak dobrze funkcjonująca maszyna. Zarządzanie zasobami ludzkimi i usprawnienia wyglądają tak, jakby przedstawił je na walnym zebraniu ktoś kto po prostu się na tym zna. Nie przekonywała w poprzednim sezonie druga linia The Reds? Na Anfield zawitali zatem Naby Keita, Fabinho o raz Xherdan Shaqiri. Ten pierwszy jest moim skromnym zdaniem mocnym kandydatem do transferu tego sezonu na Wyspach. 60 milionów euro wydanych na Gwinejczyka na dzisiejszym rynku nie powinno nikogo dziwić. Swoją wartość udowadniał już w Bundeslidze, gdzie zaliczył 59 spotkań i stał się jednym z ulubieńców fanów RB Lipsk. Z kolei ostatni z przywołanej trójki bardzo wzbogaci ławkę rezerwowych.
Jakby tego było mało – Liverpool zabezpieczył się przed babolami ewidentnie niemogącego sobie poradzić z presją Kariusa. Golkiper z Niemiec strzelił gigantycznego babola w finale Ligi Mistrzów i nie wygląda na kogoś, kto zapewni obronie spokój za plecami. No skoro już tak, to sięgnięto po Alissona Beckera. Oczywiście znajdą się marudzący, że 62,5 miliony euro za bramkarza to w zasadzie przegięcie i ciekawe skąd wzięli na to pieniążki. Jednak jak spojrzymy na potrzebę chwili i kwotę, zapłaconą przez Chelsea za Kepę (80 milionów ojro) to nagle te argumenty stają się szybko pękającą bańką mydlaną.
Wszystkie te elementy tworzą spójną całość. Na Anfield mają pełne prawo sądzić, że z tak dobrze przepracowanym latem można spokojnie rywalizować nawet z maszyną Pepa Guardioli. A przecież Sadio Mané w poprzedniej kampanii Premier League też miewał przestoje…
Rusza maszyna, już nikt nie zatrzyma
Mówię tak przed każdym sezonem, ale trudno. Nie mogę się po prostu doczekać, żeby zobaczyć efekty. Liverpool z chęcią wskoczenia na wyższy level. Portugalski projekt w Wolverhampton, który może być zarówno strzałem w dziesiątkę, jak i efektownym upadkiem z ósmego piętra. Manchester City, który do swojej niemal idealnej układanki dorzucił jeszcze Riyada Mahreza. Chelsea z Sarrim i najprawdopodobniej dużo ofensywniejsza piłka niż na Old Trafford (co za znak czasów!). Nawet ten Arsenal, który z Unaiem Emerym i świeżym, pracującym przez cały okres przygotowawczy Aubameyangiem może wrócić do top 4. Zagadek jest wiele, 38 kolejek na ich rozwikłanie.
Aha – jeszcze jedno słowo o dzbanach. Czasami tak jest, że jak komuś się wiedzie źle, to przyjdzie dobry kolega, który pokaże, że da się jeszcze gorzej. W Manchesterze United pewnej części ciała nie urwało? Spokojnie, jest jeszcze Tottenham.
Tottenham Hotspur: Have become the first team not to sign a player in the Premier League summer transfer window since it was introduced in 2003 pic.twitter.com/MnfZ1f0zJ0
— WhoScored.com (@WhoScored) August 9, 2018
Tym, którzy mają opory przed oglądaniem Premier League radzę – zagrajcie w Fantasy Premier League. Wtedy nawet mecze Huddersfield – Watford nabierają kolosalnego znaczenia.
Mistrz Anglii – Liverpool, a co mi tam
Król Strzelców – Harry Kane (Tottenham)
Najwięcej asyst – Kevin De Bruyne (Manchester City)
Najlepszy transfer – Naby Keita (do Liverpoolu)
Najgorszy transfer – Andre Gomes (do Evertonu)
Największe pozytywne zaskoczenie – West Ham
Największe rozczarowanie – Leicester City