Arsenal dwukrotnie dostał obuchem w głowę od Manchesteru City. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w drugim spotkaniu obu ekip ci drudzy wcale nie musieli rzucać wszystkiego po wygraną. Francuski szkoleniowiec jednak za chwilę nas uspokoi, że nie obawia się o posadę, a zespół notuje ciągły progres.
Moi kumple….. odkąd sięgam pamięcią oni już tam byli – mówi Borys Szyc na początku filmu “Job, czyli ostatnia szara komórka”. Podobnie jest z Wengerem. Ciężko mi sobie wyobrazić kogoś innego na ławce Arsenalu, ale niestety po prostu jest to konieczne.
Nie odmawiam Arsene’owi Wengerowi klasy. To, że utrzymuję posadę w tak gorącym pod względem emocji klubie jak Arsenal jest fenomenem. Francuz mógłby być spokojnie bohaterem filmu “Spokojnie, to tylko awaria…”. Tuż przed czwartkowym starciem z Manchesterem City uspokajał na łamach Sky Sports, że nie obawia się o swoją posadę. Pozostanie? No na pewno kibicują takiemu rozwiązaniu rywale oraz ich fani, np. sympatyzujący z Chelsea.
Nie rozumiem nagonki na Wengera. Cała liga docenia jego osiągnięcia i chce żeby mógł w spokoju kontynuować swój projekt. Jedna grupka kibiców chce jego odejścia – to jeszcze nie powód by brać to pod uwagę, wszystkim nie dogodzisz. Rób swoje Arsene!
— Krzysiek Czyż (@Czyz_k) March 1, 2018
W sobotę Arsenal przegrał z kretesem finał Carabao Cup, zwany pogardliwie Pucharem Myszki Miki (z dużej, bo jednak trochę szacunku się należy, no nie?). No niby nie jest to nic takiego, ale jak się już jest w finale to trzeba zrobić wszystko, aby go zdobyć. Jasne, że faworytem była dobrze naoliwiona maszynka Pepa Guardioli, ale w niczym to nie usprawiedliwia przedziwnego zachowania Shokdrana Mustafiego, którego inteligentnie przestawił Sergio Agüero i pomknął po gola. Obrażony na świat Niemiec zaczął krzyczeć na arbitra, że oto Argentyna wypowiada Anglikom wojnę, a ten nie reaguje. Po meczu Wenger także krzyczał na cały świat, zamiast zastanowić się nad przyczyną tego, że jego defensywa znów wygląda jakby przedawkowała przemówienia Ryszarda Petru.
Oczywiście to zapewne nie jest wina Wengera, że niemal wszyscy zawodnicy, którzy trafiają na Emirates notują regres. Granit Xhaka, Sead Kolašinac, czy Alexandre Lacazette. Pierwsze z brzegu. W sedno trafił Ian Wright, który powiedział BBC coś, co idealnie określa stan rzeczy na Emirates. – Drużyna maminsynków. W Arsenalu rozwija się przeciętność – grzmiała legenda Arsenalu.
W finale Carabao Cup zabrakło Henrikha Mkhitaryana. Oczywiście to nie usprawiedliwia tego, że Kanonierzy dali sobie wbić 3 gole i wyraźnie przegrali. Wydawało się jednak, że w lidze może być inaczej. Po pierwsze, primo – Manchester City nie musi już wszystkiego w Premier League wygrywać, choć Guardiola za to zdanie dosypałby mi zapewne soli do herbaty. Po drugie – primo, Arsenal wzmocniony Ormianinem dysponował niemal identyczną siłą ognia, która zdemolowała Everton 5-1 w 26. kolejce ligowych zmagań. Jedyną zmianą była nadzieja angielskiej piłki Danny Welbeck za Alexa Iwobiego. Przyznam się bez bicia – tego dnia, kiedy Kanonierzy demolowali ekipę Sama Allardyce’a wierzyłem, że ruszy maszyna. Pierre-Emerick Aubameyang nie musiał się przecież przejmować Ligą Europy, więc mógł zacząć rozstrzeliwać kolejną ligę. Niestety – po udanym debiucie (choć gola strzelił ze spalonego), Gabończyk wyraźnie skapcaniał.
Były gwiazdor Borussi Dortmund nie wykorzystał w czwartkowy wieczór karnego, a Arsenal dostał kolejne trzy podbródkowe. 0-3, piękny gol Bernardo Silvy i pewna wygrana przyszłego mistrza.
Arsenal po 28 kolejkach ma osiem punktów więcej niż Burnley. Burnley od 12 grudnia nie wygrało meczu w lidze.
— Artur Davtyan (@DavtyanR2) March 1, 2018
– Nasi zawodnicy zaprezentowali się z dobrej strony, ale niestety popełnialiśmy błędy w obronie. Musimy stanąć razem i pracować ciężko, aby odzyskać pewność siebie – czytam sobie wypowiedź pomeczową na portalu Daily Mail.
Oh look, it’s this thread again. Ile razy o tym już słyszeli kibice Arsenalu? Błędy w defensywie? Nowe. Pewność siebie? Kto ma ją zapewnić? Człowiek, który nie ma żadnego pomysłu na rozwój tej ekipy. Nie można już mówić, że Stan Kroenke skąpi grosza i nie przychodzą do klubu klasowi piłkarze. Aubameyang, Lacazette (9 goli w lidze), Mkhitaryan – ofensywa. Kolasinac, Xhaka – powinni dać wiele z tyłu, a ten drugi nawet box to box. To jest już wina trenera, że nie potrafi tego wykorzystać. Epoka wyprzedziła Arsene’a Wengera. Wydaje mu się, że jak powie na konferencji, iż wszystko jest dobrze, lada chwila ruszy maszyna, to ciemny lud to kupi. Jak to mówił stand-uper Dariusz Gadowski, trenerzy personalni rzucają takie frazesy jak np. do gościa mierzącego 150 cm wzrostu: “Będziesz grał w NBA!”. Szanse na to, że Arsenal odzyska pewność siebie są być może większe. Nie można nawet wykluczyć wygrania przez nich Ligi Europy, choć ich kolejny rywal – AC Milan pokazuje pazury.
Nie wiem jak skończy się ten sezon na Emirates. Wszystko jednak zmierza do nieuchronnej katastrofy. Szkoda by było, żeby tak znakomity trener, który lada chwila dobije do 1200 meczów na ławce trenerskiej Arsenalu odchodził obrzucany błotem przez 99,9% kibiców. Jeszcze jest moment, aby zejść ze sceny.