
Foto: deportes.terra.es
Powtarzalność – to cecha Espanyolu Barcelona, który przez kilka ostatnich lat niemal tak samo kończy rozgrywki. Punkty i pozycje w ligowej tabeli są praktycznie identycznie. Odczytać można to w dwojaki sposób: stabilizacja lub stagnacja.
Sezon 2011/12: 46pkt – 14 miejsce, 2012/13: 44pkt – 13 miejsce, 2013/14: 42pkt – 14 miejsce. Pozycje nad strefą spadkową, ale problem Los Pericos polega na tym, że gdy mają już pewne utrzymanie oraz tracą jakiekolwiek szanse na puchary, błyskawicznie zapominają, jak gra się w piłkę. To też należy do ich stałych punktów programowych. W sezonie 2011/12 zakończyli ligę 5 meczami bez wygranej, rok później był jeden więcej, a już w obecnym – 8!.
Miniony sezon, jak się okazało był ostatnim z Javierem Aguirre na ławce trenerskiej. Teoretycznie solidny trener, który gwarantuje pewien poziom, ale wydaje się, że nadszedł kres jego możliwości w stolicy Katalonii. W ubiegłym roku wyciągnął zespół z zapaści po Mauricio Pochettino, jednak w obecnym oczekiwano na pewno dużo więcej. Tym bardziej, że kadra została niemalże ta sama. Odszedł Joan Verdu z Juanem Forlinem i to byłoby na tyle. Wzmocniono zespół Pizzim oraz uzupełniono zawodnikami pokroju Jhona Cordoby, Davida Lopeza czy Manuela Lanzarote. I zmiany kadrowe można uznać za skończone. Nijak nie mogą się one mierzyć z rewolucjami w Rayo Vallecano.
Strach przed atakiem
Nie wiadomo z czego to wynikało, lecz Javier Aguirre w wielu spotkaniach bronił się rękami i nogami, przed tym by zagrać bardziej ofensywnie. Szczytem było wystawienie kwartetu ofensywnego, do którego na stałe należeli Sergio Garcia, Simao i Christian Stuani. Czwarte miejsce uzupełniał ktoś z dwójki Pizzi, Jhon Cordoba, rzadziej byli to Gabriel Torje czy Manuel Lanzarote. Znacznie częściej zdarzało się, że zamiast wystawić kwartet, wychodził tercet ofensywny, a do środka pola wędrowali Abraham lub Alex Fernandez uzupełniając linie pomocy z Davidem Lopezem i Victorem Sanchezem. Problem w tym, iż wszyscy ci zawodnicy lepiej spisują się w destrukcji. Brakowało zawodnika pokroju Mikela Rico, który potrafiłby nie tylko przerwać akcje rywala, ale też zainicjować własną i wspomóc kolegów grających wyżej. To dziwne, bowiem posiadał naprawdę solidnych wykonawców. Sergio Garcia grając za Cordobą miał zdecydowanie więcej swobody, gdyż Kolumbijczyk robił całą czarną robotę, przepychając się z obrońcami rywala i uprzykrzając im życie niemal bez przerwy.
Stałe fragmenty gry
Jednak, żeby nie tylko ganić meksykańskiego szkoleniowca, trzeba na plus zapisać opracowanie stałych fragmentów gry. Gdy tylko Simao (najczęściej) podchodził do rzutu rożnego czy wolnego, obrona rywali mogła drżeć. Diego Colotto i Hector Moreno stanowili poważne zagrożenie pod bramką rywala. Jeśli wliczymy do tego rzuty karne to wychodzi nam, że niemal 40% goli zdobytych przez Espanyol, to te strzelone po stałych fragmentach gry! Statystyka świetna i ukazująca, że w tym elemencie prezentowali się wybornie.
Przyszłość
Miejsce Javiera Aguirre zajął trener rezerw i były piłkarz tego klubu – Sergio Gonzalez. Ten sam człowiek, który krytykował Aguirre za jego obojętność wobec tego, co dzieje się w klubie. Dokładniej chodziło mu o brak obecności na meczach rezerw. Pretensje być może uzasadnione, bo szkółka Espanyolu do słabych nie należy i z pewnością można wyciągnąć z niej ciekawych zawodników.
Do klubu już przyszedł Anaitz Arbilla, ale najważniejsze będzie utrzymanie zawodników pokroju Kiko Casilli, Hectora Moreno czy Sergio Garcii. Oni tworzą kręgosłup drużyny i odejście któregokolwiek z nich byłoby ogromną stratą, a chętnych na ich usługi z pewnością nie zabraknie.
Czas na progres, bo środek tabeli może być atrakcyjny dla beniaminków, ale nie dla Espanyolu, który jeszcze siedem lat temu grał w finale Pucharu UEFA – przegranym z Sevillą po konkursie rzutów karnych. Sergio Gonzalez w roli trenera stawia dopiero pierwsze kroki, a za nim jedynie rok w rezerwach – najpierw jako asystent, a potem pierwszy trener. Z drugiej strony klub zna od podszewki i to powinno być jego atutem, podobnie jak rozeznanie wśród grup młodzieżowych. Brak doświadczenia będzie na pewno wypominany, ale on sam może tylko zyskać. CV wzbogaci o klub z Primera Division, a przy okazji może wpisze tam kilka sukcesów.