Źle się dzieje w Realu Madryt – tak w jednym zdaniu można podsumować ostatnie wydarzenia związane z klubem ze stolicy, parafrazując popularne polskie przysłowie. Królewscy na przestrzeni ostatnich tygodni skompromitowali się zarówno na polu sportowym, jak i instytucjonalnym. W powietrzu unosi się smród wokół szatni Realu, wydaje się, że sromotna porażka w Klasyku, a także bliska remontada Szachtara Donieck znacznie oddaliła piłkarzy od Rafy Beníteza. Na domiar złego Los Blancos grozi wykluczenie z rozgrywek Copa del Rey po desygnowaniu do gry zawieszonego wedle zasad RFEF Denisa Czeryszewa… Na nieszczęście dla wszystkich fanów Realu, jest to tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem problemy mnożą się niemalże z dnia na dzień…
W tym momencie chciałbym cofnąć się dokładnie o rok. Grudzień 2014 roku. Real Madryt sześć miesięcy wcześniej, po dwunastu latach oczekiwania, sięgnął po upragnioną La Décimę. Naoliwiona maszyna Carlo Ancelottiego znajdowała się na zwycięskiej ścieżce, przygotowując się jednocześnie do Klubowych Mistrzostw Świata. Choć Królewscy w lato pozbawieni zostali dwóch niewątpliwie kluczowych elementów z sezonu 13/14, w postaci Xabiego Alonso oraz Ángela Di Marii, to przez wielu ekspertów wciąż uznawani byli za najlepszą drużynę świata oraz głównego faworyta do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. W rok od wspomnianych wydarzeń Real Madryt dosięga istna degrengolada, klub zaczyna tonąć w morzu kolejnych afer, a piłkarze, mimo, iż wciąż są uznawani za wybitnych, myślami znajdują się daleko od boiskowych wydarzeń. Sytuacja pozornie bez precedensu, lecz mam wrażenie, że podobny kryzys miał już miejsce, przeżywam swoiste déjà vu…
Autorytaryzm Florentino Péreza
Rok 2000. Po owocnym w sukcesy okresie panowania Lorenzo Sanza władzę w klubie przejmuje Florentino Pérez. Mimo zdobycia dwóch trofeów Ligi Mistrzów w latach 1998 i 2000 Sanz doprowadził klub na skraj bankructwa, dzięki czemu nie był w stanie rywalizować w wyborach z Pérezem, który chwytliwą obietnicą w postaci Luisa Figo przekonał socios do głosów na prezesa grupy ACS.
Jak przystało na wielkiego biznesmena i finansowego geniusza, Pérez wyciągnął klub z tarapatów poprzez sprytny ruch sprzedaży gruntów należących do klubu miastu Madryt. Zapewniło to klubowi stabilność finansową i możliwość sprowadzania największych gwiazd. Początkowo Florentino stał się kontynuatorem koncepcji budowania zespołu zapoczątkowanej przez Sanza. W przeciągu dwóch pierwszych okienek transferowych do klubu zostali sprowadzeni niezwykle ważni, niosący nie tylko ogromną wartość sportową, a także duży potencjał marketingowy Luis Figo i Zinedine Zidane. Do nich dołączyli także Claude Makélélé, zdecydowanie kluczowy zawodnik dla sukcesów tamtej drużyny, oraz solidni piłkarze mający na celu wzmocnienie szerokiego składu, jak Albert Celades czy Santiago Solari. Transfery dokonywane z rozwagą miały przełożenie na pole sportowe, bowiem już w drugim roku prezydentury Florentino Królewscy sięgnęli po Ligę Mistrzów pokonując na Hampden Park Bayer Leverkusen.
Przed sezonem 02/03 Pérez wręcz „zachorował” na gwiazdę Mundialu – Ronaldo. Po sprowadzeniu kolejnego galaktycznego, maszyna ekonomiczna zaczęła sama się napędzać, lecz dzięki sukcesowi w Europie drużyna Vicente del Bosque nie zaczęła cierpieć. Wówczas nie odszedł żaden z fundamentów zespołu, a Real Madryt wciąż posiadał ogromną jakość, co zaprezentował m.in. w ćwierćfinale Ligi Mistrzów przeciwko Manchesterowi United. O końcowej fazie temporady zadecydowały detale. W lidze Królewscy o dwa punkty wyprzedzili Real Sociedad, lecz w półfinale Pucharu Europy zostali wyeliminowani przez Juventus. Choć sezonu nie można określić klęską, tak niestrzelony rzut karny na Delle Alpi przez Luisa Figo stał się początkiem końca Realu Madryt. Po zakończeniu sezonu w skandaliczny sposób zwolniono Del Bosque, który o dymisji dowiedział się w klubowych korytarzach. Pozbycie się Fernando Hierro, choć forma sportowa daleka była od życiowej, było równoznaczne z pozbyciem się „cojones” tamtego zespołu. Grzechów Péreza było jednak o wiele więcej. Prośby Makélélé o podwyżkę, notabene w pełni zasłużoną, spełzły na niczym, dzięki czemu Florentino bez żalu oddał Francuza do Chelsea. Fundamenty zespołu zostały doszczętnie zniszczone, a następców na próżno było oczekiwać…
Przed sezonem 03/04 nowym trenerem Realu Madryt został Carlos Queiroz, który doświadczenie na ławce trenerskiej miał niewielkie, z pewnością niekwalifikujące do prowadzenia takiej drużyny jak Królewscy. Sam Florentino, owładnięty żądzą zamiany Los Blancos w potentata finansowego, sprowadza do klubu kompletnie zbędnego Davida Beckhama, mimo, że pozycje środkowego obrońcy czy defensywnego pomocnika wymagały natychmiastowych wzmocnień. Sezon naturalnie zakończył się porażką, Real rozgrywki Primera División zakończył na 4. lokacie, z kolei w Lidze Mistrzów niespodziewanie uległ Monaco. Znamienne jest to, że na Stade Louis po stronie Królewskich wybiegli Borja Fernández i Álvaro Mejía… Temporada 04/05 to tylko kontynuacja kryzysu, następny akt podupadającego Realu Madryt. Florentino zdecydował się na kupno dwóch obrońców, lecz ani Walter Samuel, ani Jonathan Woodgate nie byli przystosowani do warunków hiszpańskich boisk. Okienko nie obyło się także bez głośnego nazwiska w postaci Michaela Owena, który już po roku zdecydował się na opuszczenie Madrytu. Władzę na ławce trenerskiej przejął José Antonio Camacho, mający przeszłość w klubie. Rządy twardej ręki nie sprawdziły się wobec wybujałego ego szatni Królewskich, dzięki czemu Camacho został zwolniony już we wrześniu.
Kryzys, który trwał przez trzy kolejne sezony zapoczątkował sam Florentino zwalniając Vicente del Bosque po sezonie, w którym zadecydowały detale. Pérez, posiadający zespół z ogromnym potencjałem, zarówno na niwie sportowej, jak i marketingowej osobiście zdestabilizował drużynę pozbywając się głównych fundamentów zespołu. Florentino Pérez zatracił dystans pomiędzy zarządzaniem klubem piłkarskim a firmą. W pewnym momencie poziom marketingowy Realu Madryt przestał współgrać z poziomem sportowym, a oba aspekty zaczęły iść w zupełnie innym kierunku.
W tym momencie warto powrócić do sytuacji niszczącej obecny zespół Los Blancos. Carlo Ancelotti, działający bliźniaczymi metodami co Vicente del Bosque, miał zbawienny wpływ na szatnię Królewskich po okresie dyktatury José Mourinho. Mimo zdobycia Ligi Mistrzów oraz Pucharu Króla w sezonie 13/14 nie udało się Włochowi uzyskać odpowiedniego kredytu zaufania. Stare grzechy Florentino znów dały znać o sobie, który postąpił pochopnie i nierozważnie. Mimo, że drugi sezon Ancelottiego nie potoczył się tak, jak życzyliby sobie tego kibice, to ostatecznie Królewscy sięgnęli po dwa trofea – Superpuchar Europy oraz Klubowe Mistrzostwo Świata. W końcowej fazie sezonu zadecydowały detale, te same „detale”, które miały decydujący wpływ w sezonie 02/03 za panowania Vicente del Bosque. Kontuzje kluczowych zawodników, takich jak Luka Modric czy James Rodríguez miały kluczowy wpływ na ligowe rozstrzygnięcia. Znamienne jest to, że w półfinale Ligi Mistrzów na Juventus Stadium w środku pola musiał wystąpić nominalny środkowy obrońca.
Wydawać by się mogło, że Florentino Pérez wyciągnął wnioski z pierwszej kadencji i druga prezydentura będzie bardziej owocna w sukcesy, przede wszystkim te sportowe. Mimo to socios, kibice oraz wszyscy związani z Realem Madryt ponownie doświadczyli niezrozumiałych transferów takich jak Kaká czy Gareth Bale. Choć nie można odmówić Walijczykowi udziału w La Décimie czy zwycięstwie nad Barceloną na Mestalla, tak wątpliwym jest, aby Bale był w stanie odnaleźć się w realiach Primera División. Zbliżamy się do półmetku trzeciego sezonu Garetha w barwach Realu Madryt i, na dobrą sprawę, niewiele w jego grze się zmieniło.
Real Madryt Carlo Ancelottiego prezentował prawdopodobnie najlepszy futbol od czasów Vicente del Bosque. Mimo to Pérez swoimi irracjonalnymi decyzjami ponownie zdestabilizował wielką drużynę. Dziś, rok od wydarzeń, gdy Królewscy kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa, kończąc serię na 22 spotkaniach, drużyna Rafy Beníteza jedynie w personaliach przypomina tę stworzoną przez Ancelottiego. W klubie niewątpliwie potrzebny jest dyrektor sportowy, bowiem władza absolutna Florentino w dłuższej perspektywie wpływa negatywnie na sukcesy klubu. Z drugiej strony – ani Jorge Valdano, ani Arrigo Sacchi nie byli w stanie powstrzymać upadku Królewskich podczas pierwszej prezydentury Péreza. Wydaje się, że największym wrogiem Florentino jest… sam Florentino.
Despotyzm Rafy Beníteza
Ciężko winić Beníteza o powrót do domu oraz próbę wykorzystania życiowej szansy, lecz to właśnie trener jest w pierwszej kolejności odpowiedzialny za poziom sportowy prezentowany przez drużynę. Jak pokazał przykład Camacho – despotyzm oraz rządy twardej ręki nie są odpowiednim podejściem dla szatni, której ego znajduje się prawdopodobnie na księżycu.
Głównym zadaniem Rafy była poprawa jakości gry defensywnej. Choć przeciwnicy Realu Madryt zazwyczaj dochodzili do wielu sytuacji podbramkowych, tak na straży zawsze stawał Keylor Navas. Benítez podczas konferencji prasowych bronił się świetnymi statystykami, które były wynikiem fenomenalnej dyspozycji kostarykańskiego bramkarza. Prawdziwy test miał jednak dopiero nadejść. Łącznie 10 straconych bramek na przestrzeni 3 spotkań znacząco obnażyły błędy popełniane w obronie.
Szkoleniowiec rodem z Madrytu, znany z wielu rotacji, poprzez swoje metody miał uniknąć przeciążeń mięśniowych i wielu kontuzji, co było głównym zarzutem w kierunku Carlo Ancelottiego. Jak pokazał czas – ani zmiana trenera, ani głębsze rotacje nie miały wpływu na naprawę sytuacji związaną z nadmierną ilością urazów.
Gra Realu Madryt w ofensywie woła o pomstę do nieba. Królewscy od początku sezonu mają problemy ze stwarzaniem sytuacji bramkowych, a styl, nawet podczas zwycięskich spotkań, pozostawia wiele do życzenia. Rafa Benítez wciąż nie jest w stanie rozwiązać problemów związanych z grą Kroosa i Modricia, którzy na boisku ewidentnie się ze sobą „gryzą”, dla Cristiano Ronaldo jest to zdecydowanie najgorszy sezon spośród wszystkich spędzonych w Madrycie, a sprowadzony przed sezonem Danilo kompletnie nie potrafi się odnaleźć.
Drużyna wyraźnie oddala się od swojego trenera i wydaje się, że jedynie jednostki w kadrze Realu Madryt wciąż pokładają wiarę w Rafę. Wielu w tym miejscu przywołuje analogiczną sytuację jaka miała miejsce w Barcelonie blisko rok temu. Mimo to wyniki Beníteza z Neapolu, Londynu i Mediolanu z pewnością nie napawają optymizmem. W sytuacjach kryzysowych potrzebne jest zjednoczenie, a despotyzm i brak krytycyzmu wobec własnej pracy na konferencjach prasowych Beníteza z pewnością nie wpływa na to pozytywnie. Mimo wszystko Florentino okazuje wsparcie swojemu trenerowi. Po wstydliwej porażce w Klasyku prezydent zwołał konferencję prasową, na której przekazał zaufanie swojemu szkoleniowcowi. Mimo to sądzę, że… dni Rafy na Santiago Bernabéu zostały policzone. Jeszcze w marcu 2014 r. Pérez w podobnym tonie wypowiadał się na temat pracy Carlo Ancelottiego: „Klub ma jednak wiarę w tych piłkarzy i w tego trenera. Bez względu na to, co wydarzy się w przeciągu najbliższych kilku tygodni, Ancelotti pozostanie szkoleniowcem Realu”
Quo Vadis, Realu Madryt?
Los Blancos na tym etapie bliźniaczo przypominają drużynę z roku 2003. Z drużyny, która była o krok od drugiego z rzędu awansu do finału Ligi Mistrzów zostały zgliszcza. Kilka niezrozumiałych decyzji personalnych dokonanych za sprawą prezydenta klubu sprawiły, że na Bernabéu coraz częściej słychać: „Florentino dimisión”.
Gritos de "Florentino, dimisión" y pañolada en el Bernabéu pese a que se subió el volumen del himno al final. pic.twitter.com/DIZoilWTl0
— Real Gómez™ (@RealGomezRM) November 22, 2015
Wszystko wskazuje, że sezon 15/16 zakończy się niepowodzeniem, a co za tym idzie – szykuje się kolejna rewolucja w obozie Królewskich. Po raz kolejny brakuje kontynuacji, ambitny projekt został zdestabilizowany przez Péreza. Nadchodzące zmiany, które są jedynie kwestią czasu, nie sposób przewidzieć. Mimo to, zważywszy na doświadczenia z przeszłości, ciężko o brak jakichkolwiek obaw. Real Madryt na przestrzeni roku popadł w marazm, a klub zaczyna dotykać degrengolada. Socios zaczynają wywierać coraz większą presję na działaczach. Czy Florentino uda się wyprowadzić klub znad przepaści? Z pewnością staje przed największym wyzwaniem na przestrzeni całego okresu swej prezydentury…