Rozgrywki południowoamerykańskie to w Polsce wciąż obiekt westchnień piłkarskich hipsterów, ale odkąd Copa Libertadores zawitała do SportKlubu, nie sposób na nią nie zerknąć. Tym bardziej, kiedy weźmiemy pod uwagę jak wiele nowych talentów możemy tam znaleźć! Oglądanie tych chłopaków w akcji jest czystą przyjemnością. Nic tylko trzymać kciuki za to, by zrobili kariery na miarę swojego potencjału. Czy im się uda? Nie mamy pojęcia. Wiemy jednak na kim warto w tym sezonie zawiesić oko. Oto druga część naszych propozycji!
Emanuel MammanaRIVER PLATE
Gdyby przeciętny człowiek tyle czasu robił zakupy, co kluby europejskie robią podchody pod Emanuela Mammane, to dawno by im sklep zamknęli… Od kilku lat i okienek transferowych, co chwila pojawia się nazwisko jednej z przyszłych gwiazd reprezentacji Argentyny w kontekście transferu do mocnego klubu z Europy. Póki co niewiele z tego wynika, ale sam Mammana nie powinien narzekać, bo medali za zwycięstwa w turniejach rangi mistrzowskiej ma bez liku: Copa América U-17 i U-20, Copa Sudamericana, Recopa Sudamericana, Copa Libertadores i klubowe wicemistrzostwo świata. Biorąc pod uwagę jego wszystkie drużynowe sukcesy wychodzi na to, że nawet Neymar nie miał tylu tytułów w swoich rękach przed wyjazdem z Santosu do Barcelony! Bycie stoperem w River Plate, to pewien znak jakości, gdyż obok niego jest inny obiekt westchnień europejczyków – Eder Álvarez Balanta, a przecież nie dawno do Europy wyjechali Germán Pezzella, który coraz lepiej radzi sobie w Betisie oraz, a może przede wszystkim, Ramiro Funes Mori, którego dobre występy w barwach Evertonu ściągnęły na niego zainteresowanie topowych klubów.
Rodrigo CaioSÃO PAULO FC
Zawodnik, którego już nie powinno być w naszym zestawieniu, ale ostatecznie w Europie jeszcze nie wylądował, choć był blisko. Wiele o jego perypetiach, związanych z niedoszłym ostatecznie transferem do Valencii, napisał Krystian Porębski. Dlaczego dotychczas nie wyfrunął do Europy? Powody są dwa. Pierwszym kontuzje, które regularnie niszczą Rodrigo, a drugi – trochę mniej oczywisty – uniwersalność. W jego przypadku wydaje się być przekleństwem, chociaż do złudzenia przypomina Saúl Ñígueza. Podobne warunki fizyczne, sylwetka na boisku, a mimo tego zupełnie inne losy obu chłopaków. Saúl wchodził do pierwszego zespołu Atlético jako pomocnik, później wypożyczenie do Rayo Vallecano, gdzie większość czasu spędził jako środkowy obrońca, by teraz decydować o kreowaniu gry w barwach Los Colchoneros. Podobną drogę przebył Rodrigo Caio, który w 2011 r. wchodził do składu Sampy jako “volante” czyli defensywny pomocnik, by dwa lata później zostać stoperem. Kontuzji doznali wtedy Édson Silva i Paulo Miranda, więc ówczesny trener SPFC, Paulo Autuori, przestawił naszego bohatera na środek obrony i kolejni szkoleniowcy przejęli Rodrigo z “dobrodziejstwem inwentarza”…
Giovanni Lo CelsoROSARIO CENTRAL
Kilka dni temu obchodził dwudzieste urodziny, a w tym momencie wydaje się najważniejszą postacią Rosario Central w ofensywie. W ostatnich tygodniach, coraz głośniej mówi się o dużym zainteresowaniu jego osobą w Europie. PSG, Manchester City, to tylko początek listy klubów, które chciałyby zobaczyć tego chłopaka u siebie. Do kogo trafi, nie wiadomo, ale jedno wydaje się być pewne – władze Rosario Central powinny liczyć na dwucyfrową kwotę milionów w europejskiej walucie, tym bardziej że La Gazetta dello Sport umieściła go na liście 50 największych talentów U-20 w tym roku!
Genialna lewa noga i prowadzenie piłki z wysoko uniesioną głową. Takiego zawodnika ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Nie uniknie porównań ze swoim starszym kolegą – Franco Cervim – ale gra w innym sposób. Cervi chce grać szybciej, bardziej bezpośrednio, z kolei Lo Celso to zawodnik, który lubi przytrzymać piłkę, wycofać do tyłu i dopiero przy większych szansach spróbuje dograć do lepiej ustawionego kolegi. Czy to większa dojrzałość? Być może, ale jeśli w Rosario ofensywny piłkarz dobrze posługuje się lewą nogą, to szansę na zrobienie kariery wzrastają, wszak Ángel Di María do Benfiki przechodził właśnie z ekipy La Canalla.
Franco CerviROSARIO CENTRAL
Kolejny “mańkut” z Rosario. To miasto ma wyjątkowe szczęście do talentów klasy światowej, zwłaszcza operujących lewą nogą. Kilka linijek wyżej było o połączeniu Di Marii z Rosario Central i Benfiką, a teraz pora na chłopaka, który już w lecie przeniesie się do stolicy Portugalii. O jego przenosinach nad Tag wiadomo już od kilku miesięcy. Gdzie, jak gdzie, ale w Benfice krzywdy takim zawodnikom nie robią, więc on powinien już zacierać ręce na myśl o grze w zespole z Gaitánem czy Jonasem. Żałować mogą jedynie włodarze Central, bo w tym momencie Cervi jest warty o wiele więcej niż niecałe 5 milionów euro, a tyle podobno Orły z Lizbony zapłaciły za tego chłopaka. Inna sprawa, że jego kontrakt wygasał w 2017 roku, więc trzeba było szybko spieniężyć Cerviego. Na boisku szybki i trudny do upilnowania. Bezczelny w swoich dryblingach, tak jak przed kilkoma dniami, gdy ruszył na trzech graczy Vélezu Sarsfield. Czasami przesadza w holowaniu piłki, ale wszystkie jego mankamenty można przekuć w jeszcze większe atuty, choć z drugiej strony czy Robbenowi to przeszkadza?…
Rafael Santos BorréDEPORTIVO CALI
Drugi zawodnik, który jest własnością porządnego europejskiego klubu. Wychowanek Verdiblancos w sierpniu ubiegłego roku podpisał sześcioletnią umowę z Atlético Madryt, ale nad Manzanares uznali, że najbliższy sezon spędzi w swoim rodzinnym otoczeniu podczas wypożyczenia. Gdzie, jak gdzie, ale w czerwono-białej części Madrytu w ostatnim czasie lubują się w sprowadzaniu młodych piłkarzy z Ameryki Południowej, czego przykładami są José Giménez czy Angel Correa, a to bardzo dobra rekomendacja dla Santosa Borré, który mógł też trafić do… Swansea. Tam nie obyło się bez kłopotów z uzyskaniem pozwolenia na pracę i właśnie brak paszportu unijnego może być dla niego przeszkodą w grze dla Atlético Madryt już w lecie 2016 roku.
A jak określić jego specyfikę boiskową? Jeden z fanów Deportivo Cali, Santiago Montes, określił go jako lisa pola karnego, który zawsze jest we właściwym miejscu o właściwym czasie. Największy mankament? Szybko się frustruje niepowodzeniami i traci panowanie nad sobą i nad tym powinien popracować, bo Cholo Simeone szybko może go postawić do pionu…
Andrès Felipe RoaDEPORTIVO CALI
W 2014 r. jeszcze grywał na boiskach Primera B, czyli drugiej ligi kolumbijskiej, a lada dzień pojawi się w reprezentacji Kolumbii na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Chyba tylko kontuzja mogłaby mu odebrać wyjazd na ten turniej lub… powołanie na Copa America Centenario. Szybki jak wiatr, wzrost idealny dla skrzydłowego – 175 cm – i przede wszystkim drybling, którym potrafi wkręcać w ziemię każdego. Z resztą ciekawie opisał go skaut Deportivo Cali, który go odkrył: “Szybkość podobna do tej, którą ma Speedy Gonzalez” – mówi o nim Agustín Garizábalo. Nazwisko Roa to nie tylko Andrès Felipe, bo jego brat – Juan Camilo – gra w innym klubie pierwszoligowym – Cortuluá (w tym roku występowali w Libertadores U-20, dzięki wygranej w mistrzostwach Kolumbii w tej kategorii wiekowej), a najmłodszy z tego tercetu – Carlos Alberto, rocznik 2000 – póki co na swoim koncie ma “jedynie” występy w barwach reprezentacji regionu Atlantica U-15. Na ten moment młodsi zdecydowanie przegrywają ze swoim bratem, w kwestii talentu i CV, ale jak pokazuje sam zainteresowany w przeciągu roku można zmienić drugą ligę na pierwszą reprezentacje Los Cafeteros. Więc jeszcze o rodzie Roa możemy usłyszeć.
Kevin BalantaDEPORTIVO CALI
Najmłodszy w moim zestawieniu, a mimo tego zdążył zadebiutować w pierwszej reprezentacji Kolumbii. Za dwa tygodnie będzie obchodził dopiero dziewiętnaste urodziny, a tym czasem można go określać jako jednego z kandydatów do wyjazdu na Copa America! Zdecydowanie wyżej stoją jego szansę na Igrzyska Olimpijskie oraz na dobry transfer do Europy. Z resztą nazwisko zrobi swoje, bo widzisz Balanta i myślisz dobry kolumbijski zawodnik, czego przykładem jest Eder Álvarez Balanta z River Plate. Choć, między Bogiem a prawdą, to nazwisko jest niezwykle popularne wśród cafeteros.
“Prywatnie nieśmiały, ale niezwykle pracowity” – mówi jego pierwszy trener, Bernardo Rodríguez. To on prowadził go w szkółce Toritos i jednocześnie pomógł przy transferze do Deportivo Cali, wszak sam kiedyś grał dla Azucareros. Sam Balanta zadebiutował w 2015 roku, gdy rywalem był Atlético Nacional czyli w spotkaniu dwóch najsilniejszych klubów w Kolumbii. Debiut w seniorskiej piłce i reprezentacji w jednym roku jest jednak możliwy, a tam spotkał swojego idola. James Rodríguez? Nie, Carlos Sánchez!
Harold PreciadoDEPORTIVO CALI
Carlos Bacca i Radamel Falcao mają w nim godnego następcę, bo rośnie poważny napastnik, który jeszcze przed 22. urodzinami wykręca porządnie wyniki w Kolumbii. Dwukrotny wicekról strzelców w lidze w 2015 roku, a wcześniej najlepszy snajper w drugiej lidze w barwach Jaguares de Córdoba. “Przyszedłem tam w styczniu i po przygotowaniach w Cali jeździliśmy na mecze autobusami, a podróże trwały nawet po 20 godzin. Wiedziałem, że trzeba szybko się tam wybić” – mówił o swoim wypożyczeniu do drugoligowca Preciado. Niewiele brakowało jednak, by wcześniej został pominięty w Deportivo Cali, gdyż jeden z dyrektorów – Guillermo Serrano – odesłał go do rodzinnego domu w Tumaco ze względów dyscyplinarnych, ale wrócił, dzięki swojemu ojcu chrzestnemu. Jego rozwój poszedł w ekspresowym tempie i wyjazd na IO ma jak w banku, a lada dzień Néstor Pekerman zapewne da mu szansę w pierwszej reprezentacji. W powietrzu nie ma żadnych kłopotów, bo mimo średnich warunków fizycznych (180 cm i 73 kg) daje sobie radę z obrońcami i sporo goli strzela właśnie głową. Na ziemi? Szybkie nogi, które lubują się w dryblingu i przede wszystkim młotek w prawej nodze. Często mówi się, że piłkarze mają taką siłę w nodze, że są w stanie rozerwać siatkę, a on to już kiedyś zrobił… W lecie powinien być już daleko poza krajem, gdyż intensywne podchody robią kluby portugalskie: Benfica, Braga i FC Porto. Jemu pozostaje tylko wybrać dobrze i… strzelać gole, bo to robi najlepiej.
Sebastián PérezATLETICO NACIONAL
Następca Alexandra Mejii w reprezentacji Kolumbii pełną gębą, gdyż nie dość, że przejął jego miejsce, dzięki czemu liczba reprezentantów Atlético Nacional w zespole Los Cafeteros nie uległa zmienia, to jeszcze dostał numer po swoim koledze z zespołu – 13. W klubie musi zadowolić się “24” na plecach, ale idealnie współpracuje ze swoim starszym kolegą, a jego gra w klubie jest dla niego wygodniejsza, gdyż ma więcej zadań ofensywnych, bo Mejia zawsze czeka z tyłu, by przypilnować jego oraz resztę zespołu. Najlepszą rekomendacją dla tego zawodnika niech będzie fakt, że w 2013 roku miał okazje zagrać dla… Arsenalu. Arsène Wenger zaprosił go na tygodniowe testy w okresie przygotowawczym i wypadł w nich na tyle dobrze, że dostał szansę w sparingu z Manchesterem City. Sebastiana Péreza nie byłoby w tym zestawieniu, gdyby nie słynne “pozwolenie na pracę”, którego brak zakończyły jego marzenia o transferze do Kanonierów. Wtedy mówił: “W europejskim futbolu najbardziej podziwiam: Évera Banege, Fernando Gago, Sergio Busquetsa, Xaviego, Xabiego Alonso i Andreę Pirlo” – a my możemy dodać, że do jednego z nich ma już niedaleko. Oczywiście chodzi o Gago, który gra w Boca Juniors.
Marlos MorenoATLETICO NACIONAL
Takich zawodników coraz mniej produkują we współczesnym futbolu. Drybler do potęgi trzeciej, albo i czwartej. Już teraz wokół niego jest olbrzymie zainteresowanie i wydaje się, że tego lata wywieje go z Medellín. Coraz intensywniejsze stają się spotkania włodarzy Verdolaga z osobami decyzyjnymi Santosu, a Brazylijczycy chcą za niecałe 3 miliony euro nabyć 50% praw do tego zawodnika. Pytanie: co jest lepsze dla samego zawodnika, jak i klubu? Jeśli utrzyma formę, to lada moment pojawią się lepsze oferty z Europy, ale nie zapominajmy, że za piłkarza Santosu Europejczycy zapłacą więcej niż za gracza Atletico Nacional.
W Medellín teoretycznie największy talent, do tego grający w najmocniejszym klubie w kraju i jednym z kandydatów do triumfu w tegorocznej edycji Libertadores, a mimo to nie może mówić, że ma pewne miejsce w składzie. Ogromna konkurencja w drużynie i szeroka kadra są błogosławieństwem dla trenera Reinaldo Ruedy, ale już Moreno musi zadowolić się występami w Libertadores, gdyż w lidze najczęściej rozpoczyna mecze na ławce. Orlando Berrio, Andrés Ibargüen, Luis Carlos Ruiz, Víctor Ibarbo, Jonathan Copete – tych zawodników trzeba pokonać w drodze do pierwszego składu. A miejsca w ataku tylko trzy.