
Fot. resources3.news.com.au/
Atlético niezmiennie trzyma się czubka tabeli, choć przez moment wydawało się, że resztę sezonu straci lider ekipy Simeone, Diego Costa. Również Real zgodnie z planem dopisał sobie trzy punkty, zaś prawdziwy kataklizm przydarzył się Barcelonie, która przegrała z Granadą. A co w dole tabeli? Zapowiadają się nerwy do ostatniej serii gier.
W walce o utrzymanie „nam strzelać nie kazano”
Osasuna drugi raz z rzędu mierzyła się z bezpośrednim rywalem do walki o utrzymanie. Po wygranej z Almeríą przyszła pora na spotkanie z Valladolid. W Pampelunie obejrzeliśmy mało ciekawe spotkanie, które najkrócej można określić mianem pokazu niecelności. Najciekawiej było w 9. minucie spotkania, gdy Álvaro Cejudo po podaniu Roberto Torresa trafił w poprzeczkę uderzając z dystansu. Gospodarze oddali łącznie 15 strzałów, jednak zaledwie… jeden zmierzał w światło bramki strzeżonej przez Jaime.
Podopieczni Javiego Garcíi wyraźnie przeważali całe spotkanie, a gracze Valladolid ograniczali się jedynie do kontraktów. Natomiast Osasuna ewidentnie tego wieczoru nie chciała strzelić bramki, co chwilę uderzając obok słupka lub nad poprzeczką. Równie słabo pod tym względem wyglądali piłkarze dowodzeni przez Juana Ignacio Martíneza. Siedem strzałów i również zaledwie jeden w światło bramki.
Szczęśliwcami, którzy zdołali choć raz celnie kopnąć piłkę w kierunku bramkarza, byli Roberto Torres i Javi Guerra. Bezbramkowy remis oznacza, że Osasuna utrzymała dwa punkty przewagi nad Valladolid i zajmuje 16. miejsce w tabeli. Blanquivioletas są lokatę niżej. Oba zespoły nie mogą być pewne utrzymania, gdyż nad 19. w tabeli Almeríą mają odpowiednio cztery i dwa punkty przewagi.
Świetny Nolito, skuteczny Griezmann i wielkie emocje
Walczący o europejskie puchary Real Sociedad San Sebastian i drużyna środka tabeli – Celta Vigo. Wydawać mogłoby się, że faworyt jest jeden, jednak spotkanie dostarczyło nam więcej emocji niż moglibyśmy się spodziewać. Nie zabrakło bramek, kartek, rzutów karnych i wspaniałych akcji.
Już w 8. minucie wynik spotkania otworzył Sergio Canales, który przyjął sobie do serca regułę, iż do dwóch razy sztuka. Za pierwszym razem jego uderzenie zostało zablokowane, lecz zawodnik Sociedad ruszył przytomnie za odbitą piłką i bez namysłu uderzył ponownie w prawy dolny róg bramki strzeżonej przez Yoëla. Na wyrównanie czekaliśmy do 37. minuty; wtedy to bezmyślnie zachował się Iñigo Martínez, który ewidentnie sfaulował w obrębie szesnastki Mario Bermejo. Rzut karny na bramkę zamienił Nolito. Podopieczni Jagoby Arrasate rzucili się do natychmiastowych ataków, które przyniosły efekt już sześć minut później. Imanol Agirretxe zagrał głową w pole karne, piłkę dobrze przyjął Antoine Griezmann, po czym potężnym uderzeniem prawą nogą wpakował ją do siatki. Wydawało się, że goście odzyskali panowanie nad meczem, tym bardziej, że w 48. minucie czerwoną kartką został ukarany Jon Aurtenetxe. Tak było do 82. minuty spotkania. Wtedy to w dziki szał, wprawił trybuny Santi Mina; nie popisali się obrońcy Sociedad, którzy pozwolili Fabiánowi Orellanie dryblować w polu karnym. Wyłożył on piłkę idealnie wbiegającemu Minie i było już 2:2.
Dla San Sebastian oznacza to 7. miejsce w tabeli i jedno oczko straty do Villarreal, który ma w tej chwili miejsce w Lidze Europy. Natomiast Celta ma sześć punktów przewagi nad strefą spadkową i zaledwie trzy straty do dziewiątego Levante. Ten remis z pewnością bardziej ucieszył gospodarzy.
Skromna Żółta Łódź Podwodna
Dla Levante utrzymanie jest już niemal pewne. O nic więcej walczyć szans nie mają. Natomiast Villarreal ciągle walczy o zapewnienie sobie miejsca w europejskich pucharach. Wszystko to było widać na murawie, gdzie gospodarze przeważali, a goście starali się skutecznie bronić.
Decydujący cios zawodnicy Villarreal zadali dopiero w 90. minucie spotkania. Jérémy Perbet uradował kibiców zgromadzonych na El Madrigal, po tym jak z rzutu wolnego dośrodkował Manu Trigueros, zaś Francuz strzałem głową umieścił piłkę w siatce. Skromne, lecz w pełni zasłużone zwycięstwo stało się faktem i trzy punkty zostały u gospodarzy. Dla Perbeta było to 10. trafienie w tym sezonie w La Liga. Levante głównie broniło dostępu do własnej bramki, w całym spotkaniu oddając siedem strzałów, z czego ledwie dwa zmusiły Asenjo do jakiegokolwiek wysiłku.
Dzięki wygranej, Villarreal ma punkt przewagi nad Realem Sociedad i na tę chwilę ma miejsce zapewniające grę w Lidze Europy. Podobnie jak Baskowie, są już bardzo blisko europejskich pucharów, gdyż siódma lokata także będzie premiowana grą w Lidze Europy (we względu na to, że w finale Copa del Rey zagrają pewne miejsca w europejskich pucharach Real i Barcelona). Do piątej Sevilli traci natomiast cztery punkty. Levante utrzymało miejsce w czołowej dziesiątce, ale musi się pilnować, gdyż ścisk w dolnej części tabeli jest naprawdę spory.
La humillación en color rojiblanco
Nie ma szczęścia Barcelona do zespołów w czerwono-białych barwach. Po porażce z Atlético Madryt w Lidze Mistrzów, mieli poprawić sobie humor meczem z Granadą, która przed tym spotkaniem musiała się mocno martwić o to, by nie znaleźć się w strefie spadkowej. Na jej szczęście Duma Katalonii najwyraźniej przestraszyła się już samych barw swych rywali, ewidentnie przypominających Atlético.
Bukmacherzy w Polsce za każdą postawioną na Granadę złotówkę, płacili 11 zł. Ci, którzy zaryzykowali mogli czuć się szczęściarzami. Granada wygrała w pełni zasłużenie 1:0, a podopieczni Taty Martino powinni po tym spotkaniu przeprosić z osobna każdego, kto ten mecz obserwował. Co z tego, że Barcelona oddała 29 strzałów, skoro ledwie 9 zmierzało w światło bramki? Co z tego, że w posiadaniu piłki mieli procentową przewagę 81:19? To Yacine Brahimi już w 16. minucie wprawił w zdumienie wszystkich zebranych na Estadio Nuevo Los Cármenes. Przyjął dokładnie dalekie podanie od Frana Rico i nie dał się przepchnąć Sergio Busquetsowi, po czym wpakował piłkę uderzając w krótki róg, obok bezradnego Pinto, który notabene był w tym spotkaniu najlepszym (obok Martína Montoyi) zawodnikiem Barcelony.
Dla Granady ten wynik to wręcz gwiazdka z nieba. Po trzech porażkach z rzędu zwyciężyli mocarza La Liga, wskoczyli na 13. miejsce w tabeli i mają sześć punktów przewagi nad 18 w tabeli Getafe. Natomiast dla Barcelony oznacza to najprawdopodobniej stratę szans na mistrzostwo. Cztery punkty straty do Atlético Madryt sprawiają, że prawdopodobnie jedyny o co mogą teraz walczyć piłkarze Barcelony jest drugie miejsce w rywalizacji z Realem Madryt.
Królewski pokaz siły
Real Madryt kończył sobotnie zmagania w La Liga meczem z Almeríą. Znając wynik spotkania Barcelony gospodarze mieli dodatkową motywację by na Santiago Bernabeu wygrać w dobrym stylu. Almería natomiast musiała mocno wierzyć w to, że tak jak Granada jest w stanie ograć mocarza. Jednak w La Liga zdarzył się w sobotę tylko jeden cud.
Od samego początku to podopieczni Carlo Ancelottiego dyktowali warunki gry i nie pozwalali na nic rywalom, którzy w całym spotkaniu oddali tylko jeden strzał w światło bramki. Worek z golami rozwiązał w 28. minucie Ángel Di María, który wykorzystał doskonałe podanie od Nacho. Na resztę bramek należało czekać do drugiej połowy. W zaledwie trzy minuty padły dwa gole. W 53. minucie bramkę po podaniu Benzemy zdobył Gareth Bale, chwilę później na listę strzelców wpisał się Isco, którego także świetnie obsłużył Karim. Na koniec w 85. minucie Almeríę dobił Alvaro Morata, który po podaniu Illaramendiego bezproblemowo umieścił piłkę w siatce obok bezradnie interweniującego Estebana.
4:0, awans na drugie miejsce w tabeli, trzy punkty straty do Atlético i jeden przewagi nad Barceloną. Real ma najskuteczniejszy atak w lidze, którego nie boi się wykorzystać i zapewne ma chrapkę na potrójną koronę, którą wciąż może zdobyć. Natomiast Almería będzie musiała zagrać o niebo lepiej jeśli nadal myśli o utrzymaniu. Przedostatnie miejsce w tabeli nie wróży dobrze, ale do 16. Osasuny tracą zaledwie trzy punkty, więc jeszcze wiele może się wydarzyć.
Jednostronne derby Sevilli
Ostatni zespół La Liga kontra piąta ekipa, która wciąż walczy o szansę na grę w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Derby Sevilli miały tylko jednego faworyta i nie był on w zielono-białych barwach. Betis podejmował swych rywali zza miedzy i wiedział, że nie będzie to proste spotkanie.
Gospodarze walczyli dzielnie, ale nie sprzyjało im szczęście. W 27. minucie arbiter Velasco Carballo bezpodstawnie ukarał czerwoną kartką Juan Carlos i Betis musiał radzić sobie w dziesiątkę. Dodatkowym pechem było to, iż domniemany faul miał miejsce w polu karnym, czego następstwem musiała być podyktowana jedenastka. Na bramkę pewnie zamienił ją Kevin Gameiro. Fatalna w skutkach pomyłka sędziego wywołała niepotrzebne zaostrzenie gry ze strony zawodników Betisu, na które pan Velasco zdecydował się patrzeć przez palce. Osłabieni Verdiblancos nie byli w stanie sprostać naporowi Sevillistas, rosnącemu wraz z upływem drugiej połowy spotkania. Nim jednak doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia meczu, sędziowie spotkania dali swój kolejny popis. Nie odgwizdali oni, tym razem słusznego, rzutu karnego dla Rojiblancos za zagranie ręką obrońcy Betisu we własnym polu karnym. Doszukując się za to wątpliwego spalonego. W końcu, w 82. minucie, Gameiro ponownie umieścił piłkę w siatce, pieczętując tym samym zwycięstwo gości. W tym momencie rozgoryczenie na Estadio Benito Villamarín sięgnęło zenitu i zrezygnowani Beticos zaczęli opuszczać już swój obiekt.
Na pięć kolejek do końca sezonu Betis zajmuje ostatnie miejsce i do bezpiecznej strefy przed miejscem spadkowym traci dziesięć punktów. Sevilla natomiast będzie walczyć z Athletic Bilbao o pozycję gwarantującą start w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Obie drużyny dzielą zaledwie trzy punkty, a w ostatnich sześciu spotkaniach to Baskowie wypadają gorzej.
Czerwona Valencia przypomina sobie jak wygrywać
Juan Antonio Pizzi wiedział, że pomimo dobrej gry w Lidze Europy, kibice oczekują znacznej poprawy w lidze. Trzy mecze bez zwycięstwa i oddalająca się szansa na grę w europejskich pucharach musiały więc zmotywować jego podopiecznych do lepszej gry. A że na Estadio Mestalla zawitało Elche, Valencia miała szansę zrehabilitować się za ostatnie wpadki.
Spotkanie lepiej rozpoczęło się dla gospodarzy, którzy po dość szczęśliwej akcji i strzale Pablo Piattiego wyszli na prowadzenie w 22. minucie. Jednak zaledwie sześć minut później Elche postanowiło nastraszyć fanów Nietoperzy. Na 1:1 strzelił Coro, który zdobył bramkę po tym jak Míchel z nieznanych nikomu powodów, zaczął dryblować piłkę w stronę własnej bramki po czym ją stracił; asystę przy trafieniu zaliczył Carlos Sánchez. Míchela w drugiej połowie już nie zobaczyliśmy, co niewątpliwie było mądrą decyzją Pizziego. Po kwadransie gry w drugiej połowie było już 2:1. Daniel Parejo przepięknym strzałem z pierwszej piłki pokonał Manu Herrerę, uderzając nie tylko bez zastanowienia, ale i zza pola karnego. Elche miało jeszcze swoją szansę, gdyż w polu karnym faulował Piatti prokurując jedenastkę dla gości. Do piłki podszedł Damián Suárez, lecz jego strzał w prawy dolny róg znakomicie obronił Guaita. Na sam koniec drugą żółtą kartkę dostał Barragán, który szczęśliwie nie został największym antybohaterem tego spotkania.
Elche ma 4 punkty przewagi nad 18. Getafe i musi wciąż walczyć o utrzymanie. Natomiast Valencia pomimo wygranej raczej nie zdoła awansować do europejskich pucharów. Do szóstego Villarreal traci już osiem punktów, a do siódmego Sociedad siedem i mało prawdopodobne, by udało im się doścignąć którąś z tych ekip.
Ostre derby Madrytu
Walczące o utrzymanie Getafe podejmowało u siebie lidera, Atlético Madryt. Dla każdej z tych drużyn liczyło się tylko zwycięstwo. Gospodarze walczą o przetrwanie w La Liga, a goście o to, by po 18 latach znowu zdobyć mistrzostwo. Wiadomo było, że żadna ze stron nie odpuści.
Pięć żółtych kartek i jedna czerwona. Już samo to mówi jak ostre było to spotkanie. Aż cztery żółte kartoniki obejrzeliśmy w pierwszej połowie, po której jedną bramką prowadzili podopieczni Diego Simeone. Diego Godín zdobył bramkę w 40. minucie spotkania. W pole karne dośrodkował Juanfran, niepotrzebnie z bramki wyszedł Codina, a Godín bez problemu wykorzystał okazję. W 64. minucie Atlético powinno podwyższyć na 2:0. Miranda był faulowany w polu karnym przez Ángela Lafitę, który otrzymał drugą żółtą kartkę i opuścił plac gry. Do karnego podszedł Diego Costa, lecz świetnie zrehabilitował się Codina, który wyczuł intencje strzelającego. Chwile grozy przeżyli fani Atléti w 84. minucie. Costa próbujący zdobyć bramkę po tym, jak przestrzelił karnego wybiegał do prostopadłego zagrania od Adriana. Piłka szybko zmierzała za linię końcową, lecz Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem ofiarnym ślizgiem wbił piłkę do siatki. Okupił to jednak groźnie wyglądającą kontuzją. Konieczna była natychmiastowa zmiana, zaś uraz Costy, który krwawił w okolicach kolana, wyglądał wręcz makabrycznie. Ostatecznie Atlético wygrało 2:0, a pierwsze informacje o kontuzji Costy mówią, że nie jest ona poważna.
Dla Getafe porażka oznacza 18. miejsce w tabeli i tylko punkt przewagi nad przedostatnią Almeríą. Natomiast Atlético utrzymało prowadzenie w lidze kontynuując serię wygranych. Czy uda im się sięgnąć po wymarzone mistrzostwo, na które czekają od tak wielu lat?
Remis w meczu środka tabeli
Rayo Vallecano w ostatnich pięciu spotkaniach poniosło tylko jedną porażkę, wygrywając trzy spotkania i jedno remisując. Espanyol trzy przegrał, jedno wygrał i zremisował. Obie drużyny walczą w tej chwili o miejsce w środku tabeli, można więc było założyć, że dadzą z siebie wszystko.
Spotkanie zaczęło się znakomicie dla gospodarzy, których już w 3. minucie na prowadzenie wyprowadził Christian Stuani, przy którego trafieniu asystę zaliczył Pizzi. Rayo długo nie mogło odpowiedzieć lecz w 43. minucie, tuż przed przerwą wyrównał Iago Falqué. Goście mogli więc schodzić w lepszych nastrojach do szatni, co zresztą było widać zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy. Ledwie pięć minut po wznowieniu gry Joaquín Larrivey zdobył gola na 2:1. Zapowiadało się na 12. zwycięstwo w sezonie podopiecznych Paco Jémeza, jednak w 82. minucie piłkarze Rayo źle kryli graczy Espanyolu przy rzucie rożnym i po środkowaniu Lanzarote remis barcelońskiej drużynie dał Diego Colotto. 2:2 – takim wynikiem ostatecznie zakończyło się to spotkanie.
Remis niejako może satysfakcjonować obydwie drużyny. Kataloński klub ma 9. miejsce w tabeli i może być niemal w 100% pewien utrzymania. Natomiast Rayo traci do nich zaledwie cztery punkty i też bardziej niż o walce o utrzymanie będzie myśleć o tym, by postarać się drugi sezon z rzędu zakończyć rozgrywki w czołowej dziesiątce.
¡A por Europa!
Athletic Bilbao jest coraz bliżej zakwalifikowania się do eliminacji do Ligi Mistrzów. W 33. kolejce Baskowie gładko uporali się z podopiecznymi Bernda Schustera pokonując Málagę na Nuevo San Mames w wymiarze 3:0. Bohaterem meczu został Aritz Aduriz, który w spotkaniu z Andaluzyjczykami zdobył dublet.
Snajper Basków otworzył wynik już w 4. minucie, gdy strzałem głową zamienił na bramkę centrę Susaety w pole karne posłaną z rzutu rożnego. Piłkarze Athletiku, w szczególności niebywale aktywny Aduritz, dwoili się i troili pragnąc podwyższyć prowadzenie, jednak w połowie gry musieli zejść do szatni nadal prowadząc minimalnie jedną bramką. Aritz Aduriz, który mocnym uderzeniem (w przenośni i dosłownie) otworzył wynik w pierwszej połowie to samo postanowił uczynić w drugiej. Zaledwie rozpoczęła się druga odsłona gry a napastnik gospodarzy już zdążył wykorzystać kolejne, świetne, dogranie Markela Susatety i pokonać Willy’ego Caballero. Piłkarze Bilbao postanowili pójść za ciosem i urządzili prawdziwe oblężenie bramki Argentyńskiego bramkarza. W 62. minucie Welington sprokurował rzut rożny, po którym Athletic zadał ostateczny cios. Ander Iturraspe posłał piłkę do Herrery, który zdołał umieścić ją w siatce mimo interwencji Caballero.
Na tę chwilę Baskowie znajdują się na miejscu premiującym ich grą w Lidze Mistrzów, mając sześć punktów przewagi nad równie rozpędzoną co oni Sevillą. Przewaga podopiecznych Ernesto Valverde wydaje się dość bezpieczna, jednak piłkarze Unaia Emery’ego grają na tyle skutecznie i równo, że Baskowie nie mogą ich zignorować. Málaga w meczu z Bilbao pokazała niewiele, nie zmienia to jednak faktu, że Andaluzyjczycy mogą cieszyć się 11. miejscem w tabeli i nie przejmować zbytnio rozgrywającą się niżej walką o utrzymanie.