Rywalizacja Realu z Barceloną jest wielka pod każdym względem – także geograficznym. Fede Valverde przekonał się o tym jeszcze jako nastolatek w Urugwaju. Był bliski trafienia do Blaugrany, ale ta wycofała się z transakcji ostatniej chwili. Jego umiejętnościom bardziej zaufał Real i dziś zbiera owoce tamtej decyzji. Tej jesieni Valverde przebojem wdarł się do wyjściowej jedenastki Zidane’a i pokazuje, że kilka lat temu w Montevideo działacze z Katalonii mogli popełnić kosztowny błąd.
Mały wielki kraj
Urugwaj. Piłkarski fenomen, o którym powiedziano i napisano już niemal wszystko. Malutki kraj, o mniejszej liczbie mieszkańców niż województwo śląskie, w każdym pokoleniu wychowuje talenty, o jakich marzą znacznie większe i bogatsze nacje w Europie. Jednym z fundamentów sukcesów pierwszych piłkarskich mistrzów świata jest baby football – ogromne systemy dziecięcych rozgrywek, będące rajem na ziemi każdego skauta.
Cavani, Muslera, Coates, Viña, Godín, Bentancur, Huevo Lozano, Gio González, Fede Valverde, Brian Rodríguez y Luis Suárez. El XI de Uruguay ante Hungría. Y de cambio entraron chicos como Maxi Gómez, Laxalt, Torreira y Gastón Pereiro. Mezcla de juventud y experiencia. CALIDAD. pic.twitter.com/bfQoiytzXb
— Invictos (@InvictosSomos) November 16, 2019
Dla urugwajskich kilkulatków baby football jest ogromną szansą, ale bywa też przekleństwem. W ubiegłorocznym wywiadzie dla Guardiana mówił o tym Diego Godin, jeden z najznamienitszych “produktów” dziecięcych lig państwa znad La Platy.
– Czasami dochodzi tam do żałosnych scen. Górę nad dobrą zabawą biorą rywalizacja, żądza sukcesu i pieniądza. Dla wielu rodzin sportowy sukces dziecka to jedyna szansa na wyrwanie się z biedy. Siedmiolatkowie zmagają się z presją, na którą nie są gotowi. To wyrządza im szkodę, hamuje ich rozwój, miesza im w systemie wyznawanych wartości – opowiada obrońca Interu Mediolan.
Oferta nie do odrzucenia
Tak zepsuty, wyprany z wartości świat może zgasić nawet największy talent. Dlatego równie ważna jak sprawne nogi jest rozsądek – dziecka i jego rodziców. Patrząc na historię i osobowość Valverde, trudno oprzeć się wrażeniu, że w jego przypadku wszystko było odpowiednio poukładane. W rodzinnym domu nie było luksusów, ale na pierwszym miejscu stał kult ciężkiej, cierpliwej pracy. Tata Federico zarabiał na dwie zmiany jako ochroniarz w jednym z kasyn w Montevideo. Mama zajmowała się domem, dorabiając w ulicznym handlu detalicznym. Nie było ani jednego peso do stracenia, w końcu do wyżywienia było czworo rodzeństwa. Doris Valverde pracowała nawet w Wigilię, by móc zapewnić godne święta małemu Fede i jego trzem starszym braciom. 24 grudnia 2007 roku, rozkładając stragan z zabawkami na jednej z głównych alei handlowych w Montevideo, nie spodziewała się, że dla jej rodziny rozpoczyna się jeden z najważniejszych dni w życiu.
Fede miał wówczas dziewięć lat i wyróżniał się w dziecięcych rozgrywkach w Unión, jednej z 62 dzielnic Montevideo. O jego talencie wiedzieli już skauci dziecięcych szkółek piłkarskich w mieście, wśród których jedną z największych była Siete Estrellas. Jej przedstawiciele wykazali nie lada determinację, by ściągnąć do siebie Valverde. Właśnie w Wigilię wybrali się na targ i rozpoczęli poszukiwania Doris Valverde. Po kilku godzinach znaleźli jej stragan i rozpoczęli niełatwe negocjacje. Dopiero parę dni później przekonali ją do swojej wizji na rozwój utalentowanego syna.
Valverde już w tak młodym wieku wyróżniał się dokładnie tymi cechami, którymi dziś zachwyca kibiców na Santiago Bernabeu. – Miał niezwykłą wizję gry i panowanie nad piłką. W bałaganie, który panuje w dziecięcych meczach, prezentował zupełnie odmienny styl – wspominają urugwajscy trenerzy w rozmowie z Mundo Deportivo. To wtedy przylgnął do niego przydomek “El Pajarito” – swoim wzrostem i długimi, chudymi rękoma przypominał na boisku małego ptaszka.
Szkółka Siete Estrellas była trampoliną do poważnych akademii, takich jak Peñarol, gdzie Valverde znalazł się dwa lata później. Dostrzeżenie prawdziwego talentu wśród tysięcy dzieci nie jest jednak łatwe. Fede znalazł się w notesach jednego z największych urugwajskich klubów dzięki… fotografowi i szefowi sędziów ligi baby footballu. Obaj byli dorabiali także jako skauci i to dzięki nim Peñarol zwrócił uwagę na 11-latka. W klubie z Montevideo od początku wiedzieli, że trafiła im się perełka.
– Dla nas eksplozja talentu Valverde w Realu nie jest niespodzianką. Już w wieku 16 lat zadebiutował w naszej Primera División i potrafił zrobić różnicę. Doskonale czytał grę na tle bardziej doświadczonych zawodników. Jestem przekonany, że wciąż nie sięgnął swojego limitu i z meczu na mecz będzie się rozwijał. Florentino Pérez i Emilio Butragueño od początku w niego wierzyli – podkreśla Jorge Barrera, prezes Peñarolu.
Kontrakt zamknięty w sejfie
Zanim jednak Pérez i Butragueño wysłali do Montevideo delegację po Valverde, talentem nastolatka zainteresowali się Arsenal, Manchester United i FC Barcelona.
– W Londynie Fede przeszedł nawet testy, Arsenal przyleciał do Montevideo negocjować umowę, ale nie doszliśmy do porozumienia. United szybko się wycofało. Z kolei Barcelona nie chciała wyłożyć takich pieniędzy, jakich oczekiwaliśmy. Straciła fantastycznego zawodnika, który kiedyś sięgnie po Złotą Piłkę. Tego jestem pewien – zaznacza w rozmowie z dziennikiem “As” wiceprezes Peñarolu, Rudolfo Catino.
Jako następny do gry wkroczył Real, który za Valverde zapłacił pięć milionów euro z dodatkowymi kosztami. O powodzeniu transakcji miał zadecydować upór Juniego Calafata, dyrektora odpowiedzialnego na Bernabeu za zagraniczne transfery, stojącego za pozyskaniem m.im. Viniciusa czy Rodrygo. W umiejętnościach Valverde od początku widział coś szczególnego. Do dziś niepotwierdzona plotka głosi, że Calafat dogadał się z działaczami Peñarolu jeszcze wtedy, gdy Fede miał zaledwie 16 lat. Kontrakt miał być przez niespełna dwa lata trzymany w sejfie, a w międzyczasie Valverde zbierał pierwsze szlify w seniorskiej piłce i dzielił boisko z kończącym karierę w Peñarolu Diego Forlanem.
Z perspektywy czasu, “ryzyko” wyłożenia na Valverde pięciu milionów euro na Valverde brzmi groteskowo – zwłaszcza w zestawieniu z kwotą 170 milionów, za jakie na Bernabeu miałby trafić Paul Pogba.
Todocampista naszych czasów
Urugwajczyk, za którego Real zapłacił równowartość półrocznych zarobków Edena Hazarda, zadrwił sobie tej jesieni z galaktycznych ambicji transferowych swojego klubu i wyrósł na jednego z liderów drugiej linii drużyny Zidane’a. Po rozegraniu 14 meczów w tym sezonie LaLiga, ma na swoim koncie dwie bramki i trzy asysty. Mówimy jednak o piłkarzu, którego fenomenu nie da się opisać liczbami. A jeśli już mielibyśmy to zrobić, to najlepiej użyć liczby 16 – w tylu ligowych spotkaniach Królewskich Fede Valverde wystąpił w swojej karierze w wyjściowym składzie, a Real nie przegrał ani jednego z nich. Bez Urugwajczyka zespół Zidane’a wygląda znacznie gorzej, co pokazuje między innymi klęska 0-3 z Paris-Saint Germain.
Así siente el MADRIDISMO Fede Valverde pic.twitter.com/3ZqM2XPyLY
— Madridistas©³³ (@madbien) December 16, 2019
W rewanżu z mistrzami Francji Valverde wystąpił już od początku, a Real, choć pechowo zremisował 2-2, rozegrał swój najlepszy mecz od wielu miesięcy. Urugwajczyk, schodząc z boiska na kwadrans przed końcem (Królewscy jeszcze prowadzili), zebrał od Santiago Bernabeu głośną owację na stojąco. Jakby kibice chcieli docenić nie tylko jego znakomity występ, ale także podziękować za powiew świeżości, jakiego w Madrycie brakowało od dawna.
Valverde okazał się dla Realu brakującym ogniwem – piłkarzem box-to-box, idealnie balansującym jakość w obronie i ataku. Wpisał się tym samym w jeden z najświeższych trendów, bo dziś to najbardziej pożądany typ pomocnika w europejskiej piłce. O tym, że o najważniejsze trofea można dziś sięgać bez szybkich, kreatywnych “dziesiątek”, przekonała na poprzednim mundialu reprezentacja Francji – z N’Golo Kante, Blaisem Matuidim i wyśnionym dla Zidane’a Pogbą w środku pola. O tytule Trójkolorowych w dużej mierze zadecydowała ich siła i skuteczność w grze na obu połowach. Poprzedni sezon to już wysyp tego typu przykładów. Dla Liverpoolu w najważniejszych wiosennych meczach Ligi Mistrzów kluczową postacią był Georginio Wijnaldum, w Ajaksie zabłysnął inny z celów transferowych Królewskich, Donny van de Beek, Barcelona złamała swoje własne konwenanse sięgając po Arturo Vidala, a w Atletico świetną jesień zalicza Thomas Partey. Trenerzy zrozumieli, że jeśli chcą osiągać sukcesy, muszą mieć w składzie takiego zawodnika.
Fede Valverde vs Barcelona.
Minutes played: 80
Touches: 46
Accurate passes: 37 (92.5%)
Key passes: 1
Long balls: 2 (2)
Shots on target: 1
Interceptions: 2Keep it up @fedeevalverde pic.twitter.com/mk3aldru1j
— Esteban (@PrimeValverde) December 18, 2019
Urugwajczyk może nie imponuje taką siłą fizyczną jak Pogba czy Partey, rzadko melduje się też w ścisłej czołówce piłkarzy z największym przebiegiem w danym meczu. Nadrabia to jednak inteligencją, której z powodzeniem używa w każdym miejscu boiska w destrukcji, organizowaniu gry i kreowaniu sytuacji kolegom.
– To nowoczesny zawodnik. Potrafi grać box-to-box, jest w stanie zagrać na wielu pozycjach, świetnie przyspiesza grę. Cały czas się rozwija – wylicza Zidane.
Pod koniec listopada Real przedłużył kontrakt z Valverde do 2025 roku z kosmiczną kwotą odstępnego na poziomie 750 milionów euro. Królewscy wysłali tym samym jasny sygnał, że to na Urugwajczyku chcą oprzeć budowę zespołu, który ma rozpocząć kolejny cykl sukcesów na Bernabeu.