Perspektywiczni i utalentowani, ale i z łatwością do wpadania w tarapaty. Bracia Hernández mają za sobą najlepszy do tej pory rok w profesjonalnym futbolu. O ile do ich postawy na murawie rzadko kiedy można mieć jakiekolwiek zarzuty, o tyle – właśnie – słowo „zarzuty” już w odniesieniu moich życia prywatnego pada stanowczo za często.
Transfer z opóźnionym zapłonem
W lipcu 1999 roku do drugoligowego Atlético przeszedł francuski obrońca Rayo Vallecano, Jean François Hernández. Nie spodziewano się po nim żadnych fajerwerków, wszakże pozyskano go jako uzupełnienie składu. Francuz zagrał w zaledwie czternastu meczach, w których – łagodnie mówiąc – nie pokazał się z najlepszej strony. Trudno o dobre wrażenie, jeśli w czternastu występach łapiesz cztery czerwone kartki i kończysz sezon z licznikiem 958 minut spędzonych na boisku.
Patrząc obiektywnie, bezpośrednio Francuz niczym się nie zasłużył względem klubu z nad rzeki Manzanares. Nic zatem dziwnego, że po jednym sezonie rozstano się z nim bez większych sentymentów.
Co jednak ciekawe, Hernández na swój sposób spiął klamrą długi rozdział historii Atlético. Jean François wystąpił bowiem w 2001 roku w meczu przeciwko Albacete, w którym swoją premierową bramkę w czerwono-białych barwach strzelił Fernando Torres. Gdy piętnaście lat później El Niño zdobył gola numer 100, z gratulacjami do legendy Los Rojiblancos podbiegł grający w pierwszym składzie syn Jeana, Lucas. Dopiero więc po kilkunastu latach okazało się, że piłkarz o nazwisku Hernández nie musi mieć nóg jak z drewna i być boiskowym rzeźnikiem, ale wręcz może być jednym z najlepszych ruchów transferowych Los Colchoneros.

Jean François Hernández i Fernando Torres (2001) oraz piętnaście lat później: Fernando Torres i Lucas Hernández || Fot. MARCA
Mama stawia ultimatum
Jean François skończył z piłką w 2002 roku. Mieszkał wtedy w stolicy Hiszpanii. Pewnego dnia Jefe, jak nazywali go koledzy z Vallecas, gdzie Hernández liderował defensywie Rayo, spakował walizki i pojechał w siną dal. W Madrycie zostawił żonę Laurence i dwóch synów – Theo i Lucasa. Obaj marzyli o tym, by iść w ślady ojca i grać profesjonalnie w piłkę.
Pierwszym krokiem na długiej drodze do urzeczywistniania dziecięcych marzeń były testy w klubie Rayo Majadahonda, które zawsze obserwują skauci Atlético Madryt. Na pierwszy rzut oka uwagę przykuwał młodszy z braci, Theo. Przedstawiciele akademii Atléti od razu zaprosili go do udziału w naborach do swojej szkółki, odbywające się w madryckiej dzielnicy Orcasitas. Tam również wprawił w zachwyt trenerów, wobec czego zaproponowano mu miejsce w akademii. Choć na testy zaproszono tylko Theo, Lucas mimochodem towarzyszył mamie i bratu podczas wyjazdu na testy i sam wziął w nich udział, grając razem z bratem. Theo wypadł na tyle dobrze, że starszy z Hernándezów także został przyjęty do szkółki.„ ”
Grałem w Rayo Majadahonda i kiedy do mnie zadzwonili (Atlético – przyp. red), bardzo się cieszyłem. Jestem tu, gdzie jestem dzięki Atleti i mojej mamie – Theo Hernández w wywiadzie dla AS’a.
W canterze szybko jednak zrewidowano opinie i już po krótkim czasie zaczęto dostrzegać dużo większy potencjał w grze Lucasa. Robił widoczne postępy w zakresie techniki nad piłką, nabierał też walorów w aspektach fizycznych. Sztab akademii uznał, że tylko Lucas będzie w stanie zrobić karierę, Theo mimo początkowych zachwytów, kilkukrotnie próbowano się pozbyć. W klubie stał się niechciany, ale został. Był to szczególny przypadek, gdyż każdego roku z podobnych akademii odchodzą setki dzieciaków. Theo w canterze jednak pozostał dzięki swojej matce, która postawiła trenerom ultimatum: albo zostaną obaj, albo żaden. Laurence nie chciała kolejnego po odejściu ojca rozłamu w rodzinie. Rozdzielenie braci mogłoby być dla nich zbyt dużym ciosem i na takie postawienie sprawy przystał Santi Expósito, trener Atlético Alevín A.
Nie dostrzeżenie potencjału Theo nie było traktowane w klubie jako wielki błąd osób odpowiedzialnych za wyławianie talentów z cantery. „Theo nie był złym zawodnikiem, po prostu się nie wyróżniał, nie górował w tamtym okresie nad swoimi rówieśnikami. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że on pójdzie do Madrytu, dałbym sobie rękę uciąć, że tak się nie stanie. Teraz byłbym bez ręki” – mówi trener Expósito, który pracował z Hernándezami.
Zły wybór klubu
Niewiele się zmieniło, gdy bracia Hernández zaczęli się dobijać do pierwszej drużyny Los Colchoneros. Przez długi czas Theo pozostawał w cieniu uchodzącego za bardziej utalentowanego Lucasa, który zadebiutował w pierwszym zespole w listopadzie 2014 roku. Gdy dwa lata później starszy z Hernándezów zbierał świetne recenzje za występy w Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie, Theo musiał się zadowolić grą w Lidze Młodzieżowej UEFA i wciąż czekał na swoją szansę w pierwszej drużynie. O debiut otarł się w lutym 2016 roku, gdy został powołany na mecz z Eibarem, ale i wtedy na nadziejach się skończyło. Przez całe 90 minut Theo nie podniósł się z ławki rezerwowych. Oczywiście można późniejsze włączanie lewego obrońcy do pierwszego zespołu Atleti tłumaczyć różnicą wieku (rok), ale nie ma wątpliwości, że to Lucas od początku cieszył się sporym zaufaniem Diego Simeone.
Latem zeszłego roku obaj przepracowali cały obóz przygotowawczy z pierwszą drużyną i mieli nawet okazję zagrać obok siebie w sparingu z Numancią. Ostatecznie jednak Simeone postanowił wypożyczyć młodszego Hernándeza do Alavés, by zaczął regularnie grać na poziomie Primera División. El Cholo nie wyobrażał sobie jednak zrezygnowania ze starszego z braci, mimo że i za niego pojawiły się atrakcyjne oferty z Wysp Brytyjskich.
Być może właśnie zeszłoroczna pretemporada zadecydowała o tym, jaki kierunek wybrał dla siebie Theo, który nigdy nie dostał prawdziwej szansy i kredytu zaufania od sztabu trenerskiego – czy to na początku swojej piłkarskiej kariery w canterze czy też w pierwszej drużynie. To właśnie poczucie niedocenienia, zdaniem dziennikarzy z radia COPE, zadecydowało o zmianie barw klubowych. W obozie kibiców Los Rojiblancos chęć odejścia do Realu została odebrana jednoznacznie, tym bardziej, że najbliższe otoczenie Theo – ojciec, brat i dziewczyna są z obozu atléticos. Emocje spotęgował również fakt, że wieści o transferze na Bernabéu zbiegły się w czasie z dwoma wydarzeniami: derbami Madrytu oraz przedłużeniem kontraktu Lucasa do 2022 roku z podwyższoną do około 55 milionów € klauzulą odstępnego.
Atlético B grało mecz o awans do Segunda B, na meczu był obecny Lucas Hernández. Kibice krzyczeli: "Lucas, twój brat jest adoptowany".
— Marek Batkiewicz (@marekbatkiewicz) May 28, 2017
Jeszcze bardziej rozsierdziła fanów Atleti ostatnia wypowiedź Theo dla dziennika Marca. Gdy zapytano go o to, czy transfer do Realu jest spełnieniem jego marzeń, odpowiedział: „tak, od dziecka”. Kibice odszukali więc stare wywiady młodego zawodnika z przed paru miesięcy, ale także z czasów gry w canterze, kiedy to wielokrotnie zapewniał, że Atlético to klub jego życia, a jego idolem jest Diego Forlán. Wydawało się więc naturalnym, że tutaj będzie chciał spełniać swoje dziecięce sny. „Jeśli Real to klub jego marzeń, to mogę sobie wyobrazić, że do tej pory był nie po tej stronie barykady” – powiedział ironicznie Enrique Cerezo zapytany o sympatie klubowe Theo Hernándeza.
Niewykluczone, że derby Madrytu nie będą jedynymi meczami, w których rodzeństwo Hernándezów stanie naprzeciwko siebie. Obaj do tej pory nie zadebiutowali w dorosłej kadrze narodowej, dlatego wciąż mają prawo wyboru między Francją a Hiszpanią. W przeciwieństwie do Lucasa, który wiąże wielkie nadzieje z grą w drużynie Tricolores, Theo przychylniejszym okiem spogląda na kadrę Julena Lopetegui’ego.
Stopniowy rozpęd Lucasa vs przebojowy debiut Theo
Początki Lucasa nie były łatwe, choć do gry na najwyższym poziomie przygotowywał się stopniowo – w przeciwieństwie do młodszego brata. W rzeczywistości, po debiutanckim sezonie 2014/15, w którym Lucas Hernández grał w zasadzie wyłącznie w Copa del Rey, prawie w ogóle nie dostawał szans w kolejnych rozgrywkach. Silna konkurencja w osobach Diego Godína, Stefana Savicia i Jose Giméneza nie sprzyjała łapaniu minut. Dopiero plaga kontuzji spowodowała, że Lucas dostał okazję do zaprezentowania swoich możliwości. A te przypadały na mecze o większym ciężarze gatunkowym, jak np. zeszłoroczne starcia z FC Barceloną w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
Jestem usatysfakcjonowany pracą Lucasa Hernándeza. Walczy o swoje. Opłaciło mu się pracować, w wieku dwudziestu lat zagrał 180 minut przeciwko Barcelonie – Diego Simeone.
W minionym sezonie rozegrał 24 mecze i od feralnych wydarzeń z lutego (o których mowa poniżej), grał już niemalże do końca kampanii 2016/17. Do tej pory dał się poznać jako piłkarz dobrze grający w powietrzu (średnio 2,5 wygranego pojedynku w powietrzu – 4. wynik w Atleti, lepszy niż np. Stefan Savić 1,8), potrafiący wyprowadzać piłkę spod własnego pola karnego (najniższa średnia niedokładnych długich podań na 90 minut spośród obrońców Atlético: Lucas 3,8; Godín: 4,1; Savić: 4,8; Giménez: 8,6).

Statystyki występów Lucasa || Źródło: bdfutbol.com
Theo natomiast ma za sobą debiutancki sezon w Primera División, w którym okazał się jedną z największych rewelacji. Mimo tego, iż jest nominalnym lewym obrońcą, im bliżej bramki rywala się znajduje, tym jest bardziej niebezpieczny. Jego gra to skrzyżowanie charakterystyki przebojowego Jordiego Alby i silnego Garetha Bale’a. Gra bardzo odważnie i często podejmuje próbę dryblingu – w meczach La Liga średnio dwa na mecz (dla porównania Filipe Luís: 2,2 dryblingu/mecz, Marcelo 1,4 a Jordi Alba 0,3), który finalizuje dośrodkowaniem – średnio 0,8 centry na spotkanie/strong> (dla porównania Filipe Luís: 0,8; Marcelo: 1,4 a Jordi Alba: 0,2).
Nic zatem dziwnego, że obiecujące występy na wypożyczeniu w Alavés szybko przełożyły się na zainteresowanie Barcelony i Realu Madryt. Wydawało się jednak, że taki zawodnik idealnie odnajdzie się w systemie Diego Simeone. Theo, jak już jednak wiemy – po wyrobieniu sobie marki na wypożyczeniu, nie był zainteresowany powrotem na Vicente Calderón.
Theo Hernandez to nowa generacja hiszpańskich lewych obrońców. Wydolność konia, szybkość, dośrodkowanie+świetne warunki fizyczne. #lazabawa
— Maciej Koch (@maciekk20) October 29, 2016
We got 99 problems but football ain’t one
Krótko po tym, jak Hiszpanię obiegła informacja o transferze Theo Hernándeza do Realu Madryt, światło dzienne ujrzało kilka wieści, które wzbudziły wiele kontrowersji w stosunku do nowego nabytku Królewskich. Najpierw Hernández postanowił przedłużyć sobie wakacje. Theo pojechał ze znajomymi do Marbelli i nie stawił się tym samym na zgrupowaniu młodzieżowej reprezentacji Francji. Co więcej – o swoich planach nikogo nie poinformował. „Theo nie podał żadnego wytłumaczenia swojej nieobecności, po prostu nie przyjechał. Na pewno zostanie poproszony przez federację o złożenie wyjaśnień w tej sprawie” – tłumaczył Sylvain Ripoll, selekcjoner francuskiej młodzieżówki. Absencja na zgrupowaniu to jedno, po kilku dniach do mediów wyciekła informacja, że nowy zawodnik Realu Madryt został oskarżony o napaść na tle seksualnym. Do zdarzenia miało dojść – a jakżeby inaczej – w Marbelli. Sprawa jest w toku, natomiast z początkowych informacji wynikało, iż w zeznaniach pokrzywdzonej dziewczyny pojawiło się wiele sprzeczności.
Theo zamiast pojawić się na zgrupowaniu reprezentacji Francji U-19, woli smażyć się na wakacjach bez informowania kogokolwiek. Piłkarz-beka. https://t.co/wKKro4IM0X
— Marian Dylanowicz (@dylanowicz) May 31, 2017
Równie ciekawa co zawrotna jest historia Lucasa Hernándeza i jego dziewczyny. W pewną lutową noc obrońca Atlético został zatrzymany przez policję z podejrzeniem stosowania przemocy domowej. Lucas miał pod wpływem alkoholu doprowadzić do szarpaniny ze swoją partnerką, w wyniku której ta trafiła do szpitala z drobnymi obrażeniami. Piłkarzowi groziło nawet siedem miesięcy więzienia, ale skończyło się skazaniem pary na miesiąc prac społecznych i zakaz zbliżania się do siebie na odległość nie mniejszą niż 500 metrów.
Jak się jednak po krótkim czasie okazało, oboje postanowili do siebie wrócić i razem udali się na wakacje. Na początku czerwca wzięli nawet ślub w Las Vegas. Jakże wielkie musiało być ich zaskoczenie, gdy po powrocie do Madrytu Lucas i Amelia zostali zatrzymani na lotnisku Barajas z powodu złamania sądowego zakazu zbliżania się.

Lucas i jego dziewczyna, Amelia na rozprawie sądowej || Fot. abc.es
Bracia Hernández są również uwikłani w nieprawidłowości rejestrowania młodocianych piłkarzy, za których klub dostał zakaz transferowy. FIFA stwierdziła, że złamano przepisy z uwagi na to, iż obaj zawodnicy przybyli do Madrytu pod opieką jednego, a nie dwóch rodziców.
Banały ku przestrodze niebanalnych umiejętności
Podsumowując, jakby to banalnie nie brzmiało, w przypadku braci Lucasa i Theo takowe słowa będą jak najbardziej adekwatne – jeśli w pełni poświęcą się piłce i nie pozwolą, by sprawy prywatne przesłoniły im karierę piłkarską, osiągną w futbolu wielki sukces. Z pewnością więc jeszcze nie raz usłyszymy o rodzeństwie Hernándezów. Pytaniem pozostaje tylko to, w jakim kontekście – atmosferze skandali czy dokonywania rzeczy czysto sportowych.