
Na wstępie wypadałoby zaznaczyć, iż tekst ten nie będzie patetycznym peanem czy listem otwartym. Jeszcze półtora miesiąca temu wszyscy culés (w tym ja) mieszali rudowłosego piłkarza z błotem, niesłusznie jak się okazało. Teraz mamy połowę października i siedem kolejek za sobą. Trzeba przyznać, że przez ten czas Mathieu utarł nam nosy.
Z kilku perspektyw
Wszyscy pamiętamy jak to było z francuskim stoperem obrońcą gdy reprezentował barwy Valencii. Idealnie dostosowywał się on do swojej ówczesnej drużyny – grał tak dobrze, jak dobrze grał cały zespół. Mathieu potrafił fenomenalnie zaprezentować się na boisku w niedzielę, w środę kompletnie zawalić mecz, by w następny weekend znów być jednym z najlepszych na murawie.
Sinusoidalna forma przekładała się na to jak postrzegano Francuza. Z jednej strony dynamiczny i odważny w swoich poczynaniach, z drugiej często zdekoncentrowany i nieodpowiedzialny. System naczyń połączonych. Zresztą, ogólna słabość formacji defensywnej Nietoperzy niejako wynikała bezpośrednio właśnie z błędów indywidualnych poszczególnych obrońców, a nie całych formacji. Dlatego też, kiedy tylko pojawiły się plotki mówiące o możliwych przenosinach Mathieu na Camp Nou całe barcelonismo nie kryło swojego sceptycyzmu. Wszystkim obrońcom Blaugrany, choć tak różnym od siebie, zarzucano mniej więcej to samo co Francuzowi. Kibice obrzucali więc błotem dowodzącego (r)ewolucją Zubizarretę, bo transfer byłego Valencianisty z tej perspektywy nijak miał się do konieczności ustabilizowania defensywy Dumy Katalonii. Na szczęście byliśmy w błędzie.
Aspekt finansowy? Temat rzeka, przemaglowany chyba na wszystkie możliwe sposoby, lecz bardzo istotny. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten kto uważał, że Mathieu warty jest dwudziestu milionów euro. Abstrahując już od samej jakości sportowej, większe zastrzeżenia budził jego wiek. Argumentowano, iż za takie pieniądze można było pozyskać kogoś bardziej przyszłościowego, z większym potencjałem. Zarządcy Valencii jednak nie podjęli negocjacji. Zubi w odpowiedzi na zapytanie o Francuza usłyszał zapewne coś w stylu „Sorry, taki mamy rynek”. Kwestia finansowa to zatem wciąż wole pole do interpretacji.
Taktyka, głupcze!
Do niedawna Barcelona była z definicji słaba jeśli chodzi o poczynania obronne. To, że defensywę katalońskiego zespołu najczęściej porównywano do defensywy Rayo mówi wszystko. Pique, Mascherano, Alves, Alba, Song, a nawet Busquets – każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do tej łatki. Błędami indywidualnymi zapraszali przeciwników do ataku, jakby mówiąc im: „Nie potraficie dziś nic strzelić, ale nie ma sprawy, zaraz wam pomożemy!”
Katalończykom w tyłach brakowało wielu rzeczy. Słabo wyglądała komunikacja, stoperzy nie odróżniali wzajemnej asekuracji od dublowania pozycji, brakowało im dynamizmu, a naciskani pressingiem regularnie podejmowali złe decyzje. Zatrudnienie Mathieu było więc niejako koniecznością, gdyż z dostępnych na rynku obrońców właśnie on ma najbardziej zbliżoną charakterystykę, która dokładnie pokrywa się z potrzebami Barcelony. Francuz imponuje mobilnością dzięki czemu daje linii defensywnej więcej elastyczności – obrona może grać znacznie wyżej, ponieważ zminimalizowane zostało ryzyko związane z wyprowadzaniem kontr przez przeciwników. Przykład? Chociażby rajd za jednym z zawodników Granady zakończony profesorskim wślizgiem Mathieu. Ostatni raz takie poświęcenie połączone z defensywną precyzją mogliśmy oglądać u zdrowego Abidala…
Analizując dlaczego to właśnie Francuz został sprowadzony na Camp Nou, a nie np. gloryfikowany przez wielu Balanta, trzeba zwrócić uwagę w kierunku jego wszechstronności. Przez wiele lat Mathieu grywał jako wysunięty lewy obrońca lub lewy pomocnik, który tak samo często jak w defensywę angażował się również w poczynania ofensywne swojego zespołu. Dodając do tego, że były piłkarz Valencii jest lewonożny otrzymujemy pełny obraz słuszności jego zatrudnienia. Przed sezonem wiele mówiło się bowiem o możliwych roszadach taktycznych jakie będzie stosował Luis Enrique – najczęściej przewidywano, że Lucho zechce płynnie przechodzić pomiędzy systemami 4-3-3 na (szeroko rozumiane) 3-5-2. Tę elastyczność zapewnia właśnie Mathieu. W razie potrzeby przejmuję on rolę półlewego defensora, który zapełnia lukę powstałą po przesunięciu do przodu Alby czy też Adriano. To umożliwia Barcy jeszcze lepsze kontrolowanie szerokości oraz płynniejsze przechodzenie z obrony do ataku – wertykalność jest kluczowa zwłaszcza gdy Duma Katalonii wyprowadza kontry – przy jednoczesnym zachowaniu niezbędnej dynamiki w grze defensywnej. Uniwersalność Francuza jest zatem atutem równie istotnym co jego mobilność.
Szybkie wkomponowanie się zarówno w styl jak i drużynę pozwoliło Francuzowi osiągnąć wysoką efektywność. Póki co można uznać go za prawdziwą ostoję defensywy Blaugrany. Swoją wysoką formę Mathieu potwierdza statystykami – spośród wszystkich piłkarzy Barcelony jest on najaktywniejszy w obronie, ale co najważniejsze także najskuteczniejszy.
Zmiana nastroju
Pomyśleć, że jeszcze półtora miesiąca temu obrońca katalońskiego teamu był obiektem licznych drwin prawie całego barcelonismo. Nawet podczas jego prezentacji doszło przecież do nieprzyjemnych ekscesów – grupka kibiców wpuszczonych w drodze wyjątku na Camp Nou głośno manifestowała swój sprzeciw wobec polityki transferowej klubu. A gdzie dziś są naczelni przeciwnicy Francuza? Pochowali się? Nawrócili? Miejmy nadzieję, że to drugie. Niedostrzeżenie jakości jaką daje Mathieu byłoby po prostu ignorancją. Dziś culés z całego świata zapytani o ich zdaniem najlepszy transfer do Barcelony podczas letniego okienka bez namysłu odpowiadają „Mathieu”. Jeśli obrońca podtrzyma swoją wysoką formę przez dłuższy czas, będzie na najlepszej drodze by wspominać o nim w kontekście popularnego powiedzenia „Od zera do bohatera”.
Chciałbym się częściej pozytywnie zaskakiwać tak jak co do Francuza. Zaimponował mi podczas tych kilku meczów. Panie Mathieu, proszę mi wybaczyć wcześniejsze zwątpienie. W ramach przeprosin mogę nawet kupić Panu paczkę fajek… :)

Autor: FootyToonz