Na początku czerwca 2015 roku Real Sociedad poinformował o zmianach kadrowych w zespole rezerw. Klub opuściło kilku piłkarzy, inni powrócili z wypożyczeń, zaś trzech młodych zawodników awansowało z ekipy juniorskiej. Jednym z tej trójki był Mikel Oyarzabal, który w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy stał się dla kibiców z Estadio Anoeta wart więcej niż gram kalifornu w przemyśle medycznym.
Przyszłość, talent, dojrzałość, bezczelność, uniwersalność, odwaga, waleczność, a najczęściej jedno słowo będące synonimem dla wszystkich powyższych – crack. W taki sposób fani Realu Sociedad wypowiadają się o młodym pomocniku. Wachlarz komplementów kierowanych pod adresem dziewiętnastolatka jest, trzeba przyznać, imponujący, biorąc pod uwagę jego nikły staż w pierwszym zespole. Na koniec jednak wszystko sprowadza się do jednego wspólnego mianownika – es nuestro – jest nasz.
Na świat przyszedł 21 kwietnia 1997 roku w Eibarze. W tymże niewielkim miasteczku spędził dzieciństwo i stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Spędzał z futbolówką mnóstwo czasu, a kiedy nie było w pobliżu żadnego boiska, za murawę służyły mu uliczki, parki i dom. Od dziecka był kibicem Realu Sociedad, być może nawet w większym stopniu, niż Eibaru. Jeździł do oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów Donostii, aby kibicować Txuri Urdin, a za swoich idoli ze szczenięcych lat uważa Xabiego Alonso, Nihata Kahveciego, Darko Kovacevicia i Javiera De Pedro.
„Od dziecka nosiłem klubowe koszulki. Byłem kibicem La Realu i będę, tak już zostanie”.
Kiedy Mikel miał jedenaście lat, do jego rodziców wpłynęła oferta z nieco większego baskijskiego klubu – Athleticu. Rodzice mając na uwadze dobro syna, zdecydowali się odrzucić ofertę Lwów z Bilbao, argumentując to tym, że dla niego jest jeszcze za wcześnie na opuszczenie gniazda i rozpoczęcie życia z dala od domu. Dopiero trzy lata później uznano, iż nadszedł odpowiedni moment – kiedy na stole leżała propozycja dołączenia do grup młodzieżowych Realu Sociedad. Ojciec po dziś dzień zajmuje się prowadzeniem syna po ścieżce kariery, interesów Oyarzabala nie reprezentuje żadna grupa menedżerska. Do zadań mamy należy zaś zbieranie wszystkich materiałów o pociesze, jakie ukazują się w hiszpańskiej prasie.
W seniorskiej piłce zadebiutował mając siedemnaście lat, ale gra na poziomie hiszpańskiej trzeciej ligi w zespole „B” nie trwała zbyt długo. W sezonie 2014/15 uzbierał raptem pięć spotkań, gdyż formalnie nadal należał do kadry Juvenilu A. W ubiegłych rozgrywkach licznik zatrzymał się na ośmiu meczach, później nabijał już liczby na poziomie La Liga. Jednym z przełomowych momentów była decyzja Davida Moyesa, który włączył go do kadry na przedsezonowe zgrupowanie w Austrii. Szkot także dostrzegł talent Mikela, bo miał na uwadzę filozofię wprowadzania zawodników z akademii i ostatecznie pozwolił mu pokazać się w kilku sparingach. Był to pierwszy krok, choć jeszcze nieśmiały, jaki postawił „Big foot” – Oyarzabal nosi obuwie rozmiaru 47, stąd ksywka – w pierwszym zespole La Realu.
Debiutował podczas październikowego spotkania w Walencji, kiedy drużyna prowadzona jeszcze przez Moyesa demolowała miejscowe Levante. Otrzymał od trenera ledwie kilka minut, ale ten czas okazał się przepustką do kolejnych występów pomimo zmiany szkoleniowca. Jego premierowe spotkanie było symboliczne – okazał się być najmłodszym piłkarzem, który zadebiutował w pierwszym zespole od czasu Antoine’a Griezmanna.
Nie tylko to łączy 19-latka z obecnym superstrzelcem Atlético Madryt. Obaj są lewonożni, obaj zaczynali na lewym skrzydle, choć nieco lepiej czują się w środku pola. Nie są także typami asystentów – częściej strzelają gole niż popisują się ostatnim podaniem. W trakcie swojego premierowego sezonu Oyarzabal strzelił sześć goli, tyle samo ile Griezmann. Ale Francuz trafiał na poziomie drugiej ligi i potrzebował do osiągnięcia tego niemal 40 spotkań, podczas gdy Hiszpan rozegrał ich tylko 22. Różnią się jednak charakterami.
„To dobry chłopak. Posiada mentalność zwycięzcy, ale pozostaje przy tym bardzo dyskretny i cichy. Mimo to potrafi zabrać głos w szatni, jeśli zachodzi taka potrzeba. Jest bardzo dojrzały, jak na swój wiek.” – tłumaczy Mikel Recalde, dziennikarz Noticias de Gipuzkoa. Widać to na murawie, gdzie Mikel krzykiem przypomina o ustawieniu lub upomina się o piłkę. „Wygląda jakby słowo presja dla niego nie istniało zarówno na boisku, jak i poza nim. Podejmuje mądre decyzje i nie wygląda na takiego, któremu szybko do głowy uderzy woda sodowa. Jest sympatycznym gościem, wiecznie uśmiechniętym, a kibice go uwielbiają”. – dodaje Recalde.
Pierwsze trzy ligowe trafienia zdobył już w styczniu, i uważni sympatycy ligi hiszpańskiej usłyszeli o nim. Całemu światu przedstawił się w kwietniowym starciu przeciwko Barcelonie na Estadio Anoeta, gdzie jego główka z początku spotkania okazała się bramką na wagę trzech punktów. Sam Oyarzabal przyznaje, że ledwo pamięta moment strzelenia gola i radości po nim. Ponownie wychodzi na jaw jego opanowana natura. Choć znalazł się po tym meczu na wielu okładkach, to do indywidualnego sukcesu podszedł bardzo spokojnie „Nie dajmy się zwariować. Są dni, w których będą wielbić, ale nadejdą momenty krytyki. To naturalne i trzeba do tego podchodzić ze spokojem”.
Ukoronowaniem dobrego sezonu młodego Baska było znalezienie się na liście rezerwowych zawodników reprezentacji Hiszpanii przed EURO 2016. Pod koniec maja dostał od Vicente del Bosque pół godziny w sparingowym meczu przeciwko Bośni i Hercegowinie, co uczyniło go najmłodszym kadrowiczem w historii Realu Sociedad. Na turniej oczywiście nie pojechał, ale sam fakt, że został dostrzeżony nagrodziło mu udaną kampanię.
Futbol stara się pogodzić z nauką. Jest po pierwszym roku administracji i zarządzania w biznesie na prywatnej uczelni w Bilbao. Robi to z świadomości, że przygoda z piłką wiecznie nie potrwa i chce mieć zabezpieczenie na przyszłość. O tej piłkarskiej również wypowiada się rozsądnie. Nie sprawiają na nim wrażenia plotki o zainteresowaniu większych klubów. „Chcę grać tylko tutaj, koncentruję się na tym, żeby następny sezon był dobry. Ten klub dał mi wszystko, tu jest mój dom. Chcę tu zostać i sprawiać, żeby kibice byli szczęśliwi. Nie chcę niczego więcej”. W nadchodzącym sezonie Oyarzabal ma stanowić o sile ofensywnej zespołu. Uniwersalność całego bloku ataku może sprawić, że w końcu dostanie szansę gry na swojej naturalnej pozycji, czyli za napastnikiem. Jeśli pozostanie na skrzydle – żaden problem, udowodnił już wcześniej, że swoją szybkością i pracowitością potrafi zagrozić niejednej defensywie. Już w pierwszej kolejce będzie miał szansę zmierzyć się z obrońcami Realu Madryt, którzy w poprzednim sezonie wywarli na nim największe wrażenie i bardzo uprzykrzali życie drobnemu Hiszpanowi.
Jak sam mówi, między lipcem 2015 a lipcem bieżącego roku, w niczym się nie zmienił. Chce tylko spokojnie rozwijać się i twardo stąpać po ziemi. Jeśli nadal będzie imponował jak dotychczas, to za rok roku trudno mu będzie utrzymać się na podłożu. Kibice Realu Sociedad będą go nosić na rękach.