21. czerwca, dokładnie o godzinie 20:49, Las Palmas było prawdopodobnie najgorętszym miejscem na świecie. Gdy sędzia Daniel Ocón zagwizdał po raz ostatni na Estadio Gran Canaria, oficjalnie kończąc temporadę 14/15 w Hiszpanii, trybuny, jak i całe miasto, ogarnęła euforia. Popularni Los Amarillos po bramkach Roque Mesy i Sergio Araújo pokonali Real Saragossa, awansując tym samym do Primera División po trzynastoletniej absencji. Wielki futbol powraca na Wyspy Kanaryjskie, a historia zatacza koło. W sezonie 01/02, gdy Las Palmas żegnało się z La Liga, pewien Kanaryjczyk był na ustach wszystkich. Dziś ten sam zawodnik, nazywany „hiszpańskim Zidane’m”, choć to nieco nieprawdopodobne, wraca na największe hiszpańskie areny aby znów oddano należny mu hołd…
„Nie sądzę, żebym został tu na następny sezon, lecz jestem tutaj aby pomóc” – powiedział Juan Carlos Valerón przed rewanżowym spotkaniem z drużyną z Saragossy. Futbol bywa zaskakujący, a El Flaco jeszcze tego samego dnia dostał zapewnienie od prezesa klubu, Miguela Ángela Ramíreza, o pewnym miejscu w składzie na kolejny sezon. O przypadku El Maestro można by napisać bardzo dobrą powieść, bowiem jest to czysty fenomen. Mimo, iż Juan Carlos powinien dawno odcinać kupony od sławy, opowiadając o czasach, gdy był oklaskiwany na Bernabéu i Camp Nou, to wciąż nie składa broni. Przeciwności w postaci licznych kontuzji przegrały z niezłomnością i miłością do futbolu, a Juan Carlos Valerón, któremu trzy tygodnie temu stuknęła czterdziestka, wraca do La Liga na swój ostatni, choć to ryzykowne stwierdzenie, taniec.
Mag z Arguineguín
Juan Carlos Valerón rozpoczął przygodę z piłką w Club Deportivo Arguineguín, drużynie ze swego rodzinnego miasta. Nie posiadał wielkich inspiracji wśród piłkarzy, choć podziwiał grę Michaela Laudrupa i Josepa Guardioli. Malownicze Arguineguín, słynące z pięknych kurortów, szybko okazało się za małe na skalę talentu, jaką prezentował młody Valerón. W roku 1990 dołączył do Cantery najpopularniejszego klubu na Wyspach Kanaryjskich – UD Las Palmas.
Przed sezonem 92/93 Los Amarillos zdecydowali się na wypożyczenie młodego Juana do rodzinnego miasta, dając okazję ledwie 17-letniemu Valerónowi do ogrania na szczeblu seniorskim w Tercera División. Podczas wiosny 1993 Paco Castellano, odpowiadający wówczas za Las Palmas Atlético, zaprosił trenera pierwszego zespołu, Iñakiego Sáeza, na dzień w Arguineguín, w celu obejrzenia spotkania zespołu Moganeros, prowadzonego przez Juana Manuela Rodrígueza. Po przybyciu na stadion dwójki szkoleniowców, oprócz boiska pokrytego w dużej mierze piaskiem, zauważyli młodego chłopca, „wyjętego wprost z Różowej Pantery, chudego, bardzo chudego i dużo młodszego od swych kolegów i rywali z boiska”, jak wspomina Castellano. Pierwsze dotknięcie futbolówki, czterdziestometrowe podanie w stronę skrzydłowego, wymierzone co do centymetra. „Hej, ten facet ma to coś”, skomentował Sáez ledwo po rozpoczęciu spotkania.
Choć Valerón już przy pierwszym spotkaniu przekonał Sáeza, to na debiut w drużynie Las Palmas musiał czekać aż do sezonu 94/95, głównie ze względu na swą wątłą posturę. W drużynie Los Amarillos zaprzyjaźnił się ze starszym Edu Garcíą, co było wesołym kontrastem obu zawodników. García, silny jak tur, wręcz zmuszał Valeróna do ćwiczeń fizycznych, każdego dnia młody El Flaco wykonywał serie pompek i brzuszków trzy razy dziennie, rano, po południu i wieczorem.
Po dwóch sezonach w Las Palmas Valerón, będący w notesach sporej części skautów w Hiszpanii, zdecydował się opuścić Kanary na rzecz Balearów. Dobry sezon w barwach Majorki przełożył się na tytuł Odkrycia Sezonu w Primera División, co spowodowało kolejny progres w karierze 23-letniego wówczas El Mago. Po zawodnika z Arguineguín zgłosiło się Atlético Madryt, prowadzone przez utytułowanego Arrigo Sacchiego. Hiszpan wśród gwiazd pokroju Kiko, Jugovicia czy Vieriego wywalczył sobie niepodważalne miejsce w pierwszym składzie, rozgrywając na przestrzeni dwóch sezonów 65 spotkań i zdobywając 7 bramek. Mimo ogromnego potencjału kadrowego Atlético zakończyło sezon na 14. miejscu, co przełożyło się na zwolnienie włoskiego szkoleniowca, twórcy wielkiego Milanu. Kolejny sezon okazał się jeszcze większym rozczarowaniem dla Colchoneros, choć Valerón nie schodził poniżej wysoko postawionej sobie poprzeczki. Jego świetna gra nie zdołała jednak utrzymać Atléti w lidze, a spadek do Segunda zmusił El Flaco do odejścia. Juan Carlos etapu w Madrycie z pewnością nie może nazwać zawodem, a relegacja, paradoksalnie, wyszła mu na dobre. Po sezonie 99/00 na Valeróna zagiął parol świeżo upieczony Mistrz Hiszpanii – Deportivo La Coruña. Hiszpan w Galicji rozpoczął nowy rozdział w swej karierze, a występy w barwach drużyny z Riazor pozwoliły zbudować wielkość Juana Carlosa Valeróna.
Super Depor pod batutą El Mago
Mag z Arguineguín dołączył do wielkiej drużyny z Royem Makaayem, Franem czy Mauro Silvą i nie od pierwszego dnia był podstawowym zawodnikiem w drużynie Deportivo. Djalminha, Brazylijski gwiazdor będący w świetnej formie zajmował pozycję Valeróna na boisku, przez co Juan Carlos początkowo musiał godzić się z rolą rezerwowego. Mimo to niedługo trzeba było czekać na obniżenie formy Brazylijczyka, co związane było między innymi z brakiem zrozumienia z Javierem Iruretą. Baskijski szkoleniowiec nie zwlekał długo i uczynił Juana nowym mózgiem drużyny
Umiejętność kontrolowania tempa gry El Flaco prawdopodobnie wyssał z mlekiem matki, jego możliwości techniczne, panowanie nad piłką i zdolność posyłania otwierających podań, stały na najwyższym światowym poziomie, pod tym względem z pewnością mógł równać się z najlepszymi. Sezon 01/02 to moment w karierze Hiszpana, podczas którego był z pewnością jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Wówczas największym kontrkandydatem dla Valeróna w dzierżeniu tytułu najlepszego piłkarza świata był Thierry Henry. Obaj spotkali się w drugiej fazie grupowej Ligi Mistrzów. W spotkaniu rozgrywanym na Highbury był tylko jeden zwycięzca. Mecz zakończył się wynikiem 2:0 dla Deportivo, a El Mago nie tylko zdobył bramkę na 1:0, a także skradł całe show.
Podczas dwóch pierwszych sezonów w A Coruñii Valerón zwyciężał w rozgrywkach Copa del Rey a także zdobył Superpuchar Hiszpanii. Wraz z Deportivo dwukrotnie został Wicemistrzem kraju, a także docierał dwa razy z rzędu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Mimo wszystko momentem przełomowym w karierze El Flaco, dzięki któremu jako zawodnik stał się rozpoznawalny także w Polsce, był niewątpliwie niezapomniany dwumecz w Lidze Mistrzów w sezonie 03/04 z wielkim AC Milanem. Po porażce 1:4 na San Siro kibice Deportivo szli na Riazor z myślą o niemożliwym. Już w 5. minucie wynik spotkania otworzył Walter Pandiani i nadzieje odżyły. W 35. minucie Dida fatalnie pomylił się przy dośrodkowaniu i piłkę do bramki skierował Valerón. Na dwie minuty przed przerwą Albert Luque zdobył trzecią bramkę i w momencie zejścia obu drużyn na piętnastominutową przerwę wynik premiował drużynę z A Coruñii. Rossoneri po trzech poważnych ciosach nie byli w stanie przeciwstawić się niesionemu głosem trybun Deportivo. Zawodnicy z Riazor uwierzyli w sukces, Valerón opanował środek pola, próbujący wykluczyć z gry Hiszpana Gattuso był bezsilny wobec gracji i elegancji, z jaką poruszał się El Mago. Jego występ w tym spotkaniu to było prawdziwe crème de la crème, Juan Carlos ruchami wprost hipnotyzował. Po przerwie Deportivo wciąż dominowało na boisku, a w 75 minucie zmiennik Fran ustalił wynik spotkania na 4:0, a kibice na stadionie doświadczyli jednej z najpiękniejszych remontad w historii europejskiego futbolu. W stawce zostały cztery zespoły – Deportivo, Porto, Chelsea i Monaco. Historyczne zwycięstwo w elitarnych rozgrywkach było realne, jednakże kunktatorstwo Smoków z Dragão, prowadzonych przez Jose Mourinho, okazało się bardziej skuteczne od efektownego futbolu prezentowanego przez Super Depor.
Szklany człowiek o żelaznym charakterze
W styczniu 2006 roku Juan Carlos Valerón, na dwie minuty przed końcem spotkania z Majorką, doznał kontuzji zerwania więzadła krzyżowego. Uraz przydarzył się w najgorszym możliwym momencie, choć brzmi to jak truizm. W drużynie prowadzonej przez Joaquína Caparrósa był kluczowym elementem i pracował nad osiągnięciem najwyższej formy przed nadchodzącym Mundialem w Niemczech, bowiem Kanaryjczyk znajdował się w planach Luisa Aragonésa.
Kontuzja w spotkaniu przeciwko drużynie z Balearów była jedynie początkiem problemów. Podczas pretemporady, w meczu towarzyskim z Benfiką, doznał kontuzji łąkotki, a także uszkodzenia operowanych więzadeł. Valerón zmuszony był ponownie poddać się operacji, a z początkowo zakładanej czteromiesięcznej absencji okres rehabilitacji wydłużył się do blisko sześciu miesięcy.
Na początku 2007 roku pojawiło się światełko w tunelu. Po przerwie świątecznej wrócił do kadry, blisko rok po rozegraniu ostatniego oficjalnego spotkania. Mecz, który wiązany był z powrotem do gry Valeróna był zaznaczony na czerwono w kalendarzu, bowiem na Riazor miał stawić się Real Madryt. Deportivo zwyciężyło w spotkaniu 2:0, a Caparrós postanowił dać szansę El Flaco, poniekąd jako przerwanie jego dwunastomiesięcznej gehenny.
Radość związana z powrotem do futbolu nie trwała jednak zbyt długo. W marcu lekarz klubowy drużyny z Riazor poinformował, iż kolano Valeróna nie osiągnęło pełnej funkcjonalności wymaganej do zawodowego grania w piłkę, dzięki czemu Juan Carlos ponownie musiał położyć się na operacyjnym stole.
Valerón powrócił do grania na najwyższym poziomie 27 stycznia 2008 roku, 2 lata po odniesieniu poważnej kontuzji w meczu z Majorką. W spotkaniu przeciwko Realowi Valladolid zaliczył 15 minut zmieniając Andrésa Guardado. Deportivo w pełni zaufało swojej ikonie, legendzie, okazując jej pełne wsparcie przez cały okres związany z leczeniem kontuzji. W kwietniu 2010 roku drużyna z A Coruñii podpisała pięcioletni kontrakt dla Juana Carlosa. Jak pokazał czas – El Flaco nie wypełnił tej umowy.
W sezonie 10/11 drużyna Deportivo zajęła w Primera División 18. lokatę, co wiązało się z powrotem do Segunda po równych 20 latach przerwy. Było to bardzo przykre wydarzenie dla całego klubu, jak i samego Valeróna, który obiecał samemu sobie, że przyczyni się do powrotu drużyny Riazor do elity. Juan Carlos okazał się osobą słowną, bowiem w sezonie 11/12, jako 36-latek, był zdecydowanie kluczową postacią w drużynie Deportivo i zdobył pięć bramek. Niestety, zespół z Galicji nie zagrzał długo miejsca w La Liga i w kolejnym sezonie ponownie został zdegradowany.
Valerón nie podjął się kolejnej próby ratowania klubu i 14 lipca 2013 roku ogłosił, iż po 16 latach wraca do Las Palmas. Z miłości do futbolu nie zakończył kariery, a decyzja o odejściu z A Coruñii była umotywowana próbą gry na mniej wymagającym poziomie. Pożegnanie z Galicją było trudne. Jak powiedział: „To ciężki czas, trudno jest mi wyrazić te wszystkie uczucia, które noszę w sobie”, jednocześnie wyrażając ogromne rozczarowanie związane ze spadkiem. Żegnając się z klasą, zakończył: „Jestem bardzo wdzięczny, gdyż ten klub dał mi wszystko”.
Powrót do domu
Mimo wielu lat gry w Deportivo, Las Palmas i Wyspy Kanaryjskie wciąż były w sercu Valeróna, choć Juan Carlos nie zamknął sobie drogi do powrotu na Riazor w innej roli, niż zawodnik. Mając na uwadze dwa lata bez gry dochodzę do wniosku, że El Flaco jest chyba nieśmiertelny, lecz powrót do Primera w barwach Las Palmas naturalnie wydaje się ostatnim tańcem El Mago z Arguineguín. Jestem przekonany, że Juan Carlos odejdzie w glorii, a wielkie areny pokroju Bernabéu i Camp Nou ponownie będą oklaskiwać Valeróna.
W reprezentacji La Furia Roja także odegrał swój epizod. Pokolenie Valeróna na niwie reprezentacyjnej było wyjątkowo nieszczęśliwe, lecz kto wie jakby potoczyła się ich historia, gdyby sędziowie nie okradli Hiszpanów na Mundialu w 2002 roku. Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii nie były jedynym wielkim turniejem w reprezentacji Hiszpanii dla Juana Carlosa, El Flaco dwukrotnie reprezentował Hiszpanię na Mistrzostwach Europy.
Juan Carlos Valerón z pewnością doświadczył wspaniałej kariery. Choć nie zdobył wielu tytułów, to zaskarbił sobie miłość i miejsce w pamięci wielu kibiców na całym świecie. W swoim „prime-time” był wręcz nie do powstrzymania i w pewnym momencie swego piłkarskiego żywotu, pokuszę się o odważne stwierdzenie, był jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, mimo, iż na iście topowym poziomie nie utrzymał się przez dłuższy okres. Obecnie jako zawodnik Los Amarillos z Wysp Kanaryjskich jest postacią co najwyżej drugoplanową, lecz młodszym zawodnikom przekazuje swe bogate doświadczenie. Nam, jako kibicom, życzę cieszenia się każdą minutą na boisku w wykonaniu Valeróna. Choć o występach El Flaco w pierwszym składzie Las Palmas prawdopodobnie możemy zapomnieć, to każda chwila na zielonej murawie jest wielką radością dla oczu. Jimmy Floyd Hasselbaink, zapytany o najbardziej utalentowanego kolegę z boiska nie wymienił Dennisa Bergkampa, nie wspomniał także o Gianfranco Zoli i Juanie Sebastiánie Verónie. Holender bez cienia wątpliwości wskazał Juana Carlosa Valeróna, co jest chyba najlepszym potwierdzeniem kunsztu prezentowanego przez Maga z Arguineguín…
– – –
Felieton nominowany do tytułu „Tekst Roku ¡Olé! 2015”. Zobacz wszystkie nominacje ►