Są tacy, którzy najchętniej ukrzyżowaliby Antoine’a Griezmanna za jego styl życia i zachowanie poza boiskiem. Każdy filmik na Instagramie, post na Twitterze lub występ w telewizji potrafi wywołać niemałą burzę i lawinę głosów, że jest głupim pajacem. Sęk w tym, że Francuz nie robi niczego złego.
Kiedyś to był futbol. Piłkarze nie byli panienkami, nie zmieniali co chwilę fryzur, nie pchali się do gazet i reklam, nie nosili kolorowych butów, a zamiast bezglutenowych posiłków pili wódkę w przerwie meczu, na każdym kroku potwierdzając swoją męskość. Dziś już nie ma futbolu. Są tylko rozkapryszone gwiazdki, myślące więcej o social media niż o boisku, które sprawiają, że człowiek tęskni do prawdziwej piłki nożnej, choć ta już nie wróci. Liczy się charakter, liczą się cojones. Kiedyś były czasy, dziś już nie ma czasów.
Powyższe rozumowanie jest w większości przypadków głównym wytłumaczeniem niechęci wobec napastnika Atlético. Zaślepieni piłkarskim romantyzmem kibice są zniesmaczeni jego sposobem bycia, bo zamiast czuć, mówić i zachowywać się tak, jak chcieliby tego oni, Francuz beztrosko żartuje sobie ze wszystkiego, co możliwe, wyśmienicie się przy tym bawiąc. Wielu nie ma z tym problemu, ciesząc i śmiejąc się razem z nim, ale spora grupa osób – zarówno w Hiszpanii, jak i poza nią – obrała sobie za punkt honoru wypunktowywanie rzekomej głupoty El Principito. Tylko czy faktycznie jest co punktować?
Umówmy się – to nie jest tak, że fani Rojiblancos nie wiedzieli, że Antoine Griezmannem jest specyficzną osobą, która chętnie robi wokół siebie szum. Przecież już na oficjalnej prezentacji strzelił sobie selfie z wypełnioną po brzegi trybuną, dając niejako znak, że do zespołu ówczesnego mistrza Hiszpanii przyszedł nie tylko świetny piłkarz, ale także zabawny i sympatyczny chłopak, znakomicie odnajdujący się w temacie social media.
Magnifique moment avec mon nouveau public ! Petite selfie pour vous ma #TeamGrizi ! pic.twitter.com/qIEN776LQZ
— Antoine Griezmann (@AntoGriezmann) July 31, 2014
Dowodów na to nie trzeba daleko szukać. Wystarczy cofnąć się dwa tygodnie do meczu o Superpuchar Europy. Piłkarze Diego Simeone sięgnęli po niego, ogrywając Real, a żadne zwycięstwo nie smakuje tak, jak to odniesione nad odwiecznym rywalem. Antoine Griezmann uznał to za świetną okazję, by dać prztyczka w nos Królewskich, a konkretnie Sergio Ramosa, publikując na swoim Instagramie wymowną grafikę, na której hiszpański stoper koronuje go na króla futbolu.
Social media – a zwłaszcza Twitter – zawrzały. Odsądzano Francuza od czci i wiary. Piano na wszystkie strony, że jak tak można, że to strzał w kolano, że nie wypada, że się ośmiesza, że nie ma cienia podstaw, by wrzucać coś takiego, że nie ma wstydu. Tak, nie mylicie się – wszystko z powodu jakiejś grafiki. Grafiki, która była żartem, kuksańcem, lekką szpilką wbitą zaraz po zdobyciu mistrzostwa świata (którego bez napastnika Atlético by nie wywalczono) i zdobyciu trzeciego trofeum na przestrzeni trzech miesięcy.
Ataki nadchodziły z każdej możliwej strony, ale nikt nie zadał sobie najważniejszego pytania: co na to wszystko Sergio Ramos? Otóż nic. Absolutnie nic. Stoper Realu polubił co prawda grafikę będącą odpowiedzią na to, co dodał El Principito, ale nic poza tym. Z dość dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nawet jeśli go to zirytowało lub zezłościło, to akurat on należy do ludzi, którzy „odwdzięczą” się za to przy najbliższej możliwej okazji, najpewniej na boisku. Ot, zwykła rywalizacja między najlepszymi na świecie piłkarzami, w której – zupełnie nie wiedzieć czemu – każda ze stron dorobiła się milionów nikomu niepotrzebnych anonimowych adwokatów.
Griezmann actually has the audacity to post this photo on his Instagram after winning the Super Cup… pic.twitter.com/4ww0NJYGLL
— Sergio Ramos ? (@TheKingSR4) August 16, 2018
Sergio Ramos hits back!
He liked this photo on Instagram of Griezmann kissing his boot when he’s celebrating La Decimotercera. #HalaMadrid. (via @Rygista) pic.twitter.com/B2HkOg5H4K
— Sergio Ramos ? (@TheKingSR4) August 17, 2018
Równie wielkie kontrowersje wzbudził strój Antoine’a Griezmanna przed jedną z imprez pod koniec ubiegłego roku. Francuz, zakochany po uszy w NBA, postanowił oddać hołd drużynie Harlem Globetrotters, przebierając się za jednego z jej członków. Strój potraktował wyjątkowo poważnie, bowiem zwieńczył go pomalowaniem swojej skóry na czarno. Burza rozrosła się z prędkością światła i przybrała takie rozmiary, że o domniemanym rasizmie napastnika Rojiblancos dyskutowano wszędzie od Alaski po Singapur. O ile jednak można się zgodzić, że w otoczeniu piłkarza powinna znaleźć się przynajmniej jedna osoba, która powiedziałaby mu, że w dzisiejszych czasach może to zostać nie najlepiej odebrane, o tyle oskarżanie go o wyśmiewanie się z czarnoskórych jest jakimś przepotężnym absurdem. Tym bardziej gdy weźmie się pod uwagę reprezentację, w której gra i z którymi kolegami z trójkolorowej szatni trzyma się najbardziej.
So soccer star Antoine Griezmann is accused of racism for his Harlem Globetrotters costume pic. Personally I don’t see an issue unless his intentions were negative toward blacks. I also thought the Wayans brothers were hilarious in White Chicks. Am I missing something here yo? pic.twitter.com/EM0T2ADM7W
— Ernie Bang? (@FLAwaveSports) December 18, 2017
Zresztą Antoine Griezmann nie musi się przebierać, by dostawać cięgi za sam fakt śledzenia NBA. Wystarczy, że poleci w czasie wolnym do Stanów na jakiś mecz – a robi to dość często – i w zasadzie wraz z wrzuceniem pamiątkowego zdjęcia z jakimś koszykarzem dostaje masę komentarzy, by przestał udawać murzyna i nie robił z siebie sezonowca. Rozłóżmy to na czynniki pierwsze. Jest sobie człowiek, który bardzo się czymś interesuje. Choć obiekt jego zainteresowań leży bardzo daleko od niego, wykorzystuje każdą możliwość, by go zgłębiać, a że ma takie a nie inne możliwości, to od czasu z wypiekami na twarzy leci w podróż, by doświadczyć tego na żywo. Brzmi znajomo? Oczywiście, że tak. Antoine Griezmann jest, proszę państwa, KIBICEM. Tak, kibicem. Takim samym jak ci, którzy wytykają mu realizowanie się jako tenże kibic. Hipokryzją śmierdzi na kilometr.
Trzeba zresztą pamiętać, że to nie jest tak, że Francuz lata sobie po prostu do Stanów Zjednoczonych, obejrzy mecz i wraca. Nie. Odkładając na bok spotkania z koszykarzami, pomaga to nawiązywać różne współprace, które – pośrednio lub bezpośrednio – promują także jego klub. W końcu gracze NBA wymieniają z nim swoje trykoty na koszulki Atlético, pozując z nią później do zdjęcia. W dodatku całkiem niedawno na jednym z treningów Rojiblancos obecny był Karl-Anthony Towns, a sam Antoine Griezmann bierze czasem udział w różnych reklamówkach. Korzystają więc na tym wszyscy, ale przyczepić się trzeba. Tak dla zasady.
Napastnikowi Colchoneros dostaje się także oczywiście za sprytne budowanie swojego wizerunku. Wszyscy doskonale kojarzą kultową pozę Michaela Jordana czy też cieszynkę Cristiano Ronaldo. Francuz co jakiś czas szuka nowego sposobu na to, by wyróżnić się na tle kolegów-piłkarzy, zmieniając formę, w jakiej świętuje swoje gole. Do pewnego momentu nieodłączonym elementem zdobytej bramki był taniec w stylu Drake’a, jednak teraz na topie jest ruch prosto z gry Fortnite. Kibice oczywiście jęczą, że jest to jedna z najgorszych rzeczy w dzisiejszym futbolu, ale… czy właśnie nie o to chodzi? Już raz Puma zrealizowała kampanię reklamową opartą na cieszynce piłkarza Rojiblancos, więc dlaczego by nie miało się to powtórzyć? Zwłaszcza że francuski gracz zaraża tym swoim kolegów – próbowali jej już m.in. Diego Costa czy wspomniany niedawno Karl-Anthony Towns. Jest to swego rodzaju dowód na to, że Francuz myśli nie tylko o teraźniejszości, ale stara się też wywalczyć sobie jak najlepszą pozycję do tego, by po zakończeniu kariery dalej być w stanie się wyróżniać i mieć coś swojego, co będzie się mogło sprzedawać. Pomoże to oczywiście nie martwić się o życie rodzinne i choć jest to oczywiste, wspominam o tym tylko dlatego, by móc wrzucić jeden z wielu przesłodkich filmików Antoine’a Griezmanna z jego córeczką, o której sam mówi, że jest jego oczkiem w głowie.
Zawężając głosy krytyki wyłącznie do kibiców Rojiblancos, nie można nie wspomnieć o zamieszaniach transferowych związanych z 27-latkiem. O ile rok temu burza z Manchesterem United nie była wyjątkowo silna, tak jeszcze kilka miesięcy temu możliwy transfer do Barcelony przerodził się w prawdziwy sztorm. Sztorm, który Antoine Griezmann postanowił… wykorzystać. Gdy odłoży się na bok całą masę wyzwisk i krytyki, która spadała na niego za wodzenie kibiców za nos, być może uda się niektórym zauważyć, że w zdecydowanej większości całe to zamieszanie nie było winą Francuza.
Wręcz przeciwnie – nakręcali to przede wszystkim dziennikarze, zwłaszcza przed mundialem. Po zakończeniu sezonu gracz Atlético ogłosił, że o swojej decyzji poinformuje przed rozpoczęciem turnieju. Owszem, od tamtego momentu do odkrycia kart minęło sporo czasu, w trakcie których El Principito udzielił kilku wywiadów i pojawił się na paru konferencjach prasowych, ale to tylko media przed każdą z nich informowały, że być może to właśnie dziś poznamy prawdę. Sam zainteresowany bawił się przy tym bardzo dobrze i trudno mu się dziwić, skoro raz, że może zagrać na nosie dziennikarzy, a dwa, że udało mu się wywołać wokół siebie jeszcze większe zamieszanie, niż planował.
I tak, ja wiem, że wielu odbierało to jako brak szacunku do klubu, do kibiców, do wszystkich. Problem polega na tym, że świat się zmienia i każdy piłkarz marzy o tym, by być na świeczniku. Antoine Griezmann robi coś, co prawdopodobnie robiłby każdy na jego miejscu, czyli po prostu bawi się swoim życiem w najlepszy możliwy sposób, czerpiąc przy tym wiele korzyści nie tylko dla siebie, ale i dla swojego otoczenia włącznie z klubem, w którym gra. Jeśli popatrzycie na social media swoich znajomych, zapewne zobaczycie, że wielu z nich robi tam niemal to samo co Francuz. W czym więc problem?
A jeśli ktoś twierdzi, że 27-latkowi nie zależy na Rojiblancos, naprawdę trudno odpowiedzieć na to w jakiś sensowny sposób. El Principito nie raz podkreślał i udowadniał, że Colchoneros są dla niego jak rodzina i to jego dom, w którym już od ponad czterech lat czuje się fantastycznie. Zresztą czy sposób, w jaki wszedł na świętowanie zdobycia Superpucharu Europy, nie jest najlepszym dowodem na to, że jest w tej chwili szczęśliwym i spełnionym człowiekiem?