
Mija właśnie trzecia temporada w wykonaniu Magazynu ¡Olé!. Praca w niestacjonarnej redakcji ma wiele wad – ma też parę zalet – jednak przez cały czas prowokuje rozmowy o wspólnym spotkaniu. W końcu nam się udało: zorganizowaliśmy zlot redakcyjny z prawdziwego zdarzenia, jednak, jak to zwykle bywa, nie ustrzegliśmy się kilku błędów. Podobno najlepiej uczyć się właśnie na nich (w szczególności jeśli są to błędy innych) dlatego na podstawie naszych stołecznych doświadczeń przygotowaliśmy dla Was kilka rad na temat tego jak nie robić zlotów w Warszawie.
Podczas jednej z wielu wewnątrzredakcyjnych debat Mariusz Bielski stwierdził, że to dobrze, iż nie mamy stacjonarnej redakcji, bo w tak radosnej atmosferze, jaką kreujemy, nie dałoby się pracować. Chyba trzeba przyznać mu rację.
Oczywiście jadąc na to spotkanie byłam przygotowana na pewien dysonans poznawczy. W końcu przyjechałam z dalekiego południa czyli rozgrzanego słońcem Krakowa. Na miejscu nie dość, że zimno, nie dość, że mokro, to jeszcze w powietrzu brakuje tej charakterystycznej nutki dymu, która sprawia, że w stolicy Małopolski nałogowi palacze substancje smoliste mogliby wdychać jedynie z powietrza. Żeby zredukować ów dysonans u każdego, kto wpadłby na podobny pomysł jak my, przedstawiam listę dziesięciu wskazówek, do których polecamy się zastosować.
1. Kup bilet
Naprawdę chciałam to zrobić. Zwłaszcza, że plakat w tramwaju zachęcał: „Kupujemy bilety – budujemy komunikację! I ty dołóż swój bilet”. Tylko jak? Bo w tramwaju – mimo że ładny, niskopodłogowy – automatu z biletami ani widu, ani słychu. Współpodróżni zapytani o niego wydają się nie pojmować koncepcji. Przez cały tramwaj próbuję dobrnąć do motorniczego – na szczęście informacja na drzwiach głosi, że u niego da się kupić. Szkoda, że kierowca zabunkrowany za szybą, przez którą nie jest łatwo zwrócić na siebie uwagę. Szkoda, że by kupić bilet muszę mieć odliczoną równą kwotę. Szczęśliwie wygrzebuję z portfela te 2,20 zł i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że zniżki dla doktorantów jednak obowiązują i tu. Kup bilet, buduj komunikację miejską, ale nie licz na to, że będzie to najłatwiejsze zadanie.
2. Nie umawiaj się pod Costą
Nawet jeśli zimno, mokro, a kawy do godziny 10.00 były tego dnia tylko dwie. Na dodatek stojąc na poziomie -1 w Złotych Tarasach Costa wydaje się niezłym punktem orientacyjnym a czerwone logo rzuca się w oczy jako pierwsze, co można zobaczyć stojąc przy ruchomych schodach.
– Gdzie ty jesteś?
– Pod Costą. Siedzę na zewnątrz tego szklanego czegoś, piję kawę i czytam książkę.
– Jak na zewnątrz? Na dworze siedzisz?
– Na jakim dworze? A wy gdzie jesteście?
– Pod Costą. Nigdzie cię nie widać.
Bo Costy czasem bywają dwie. Co najmniej dwie. Podobnie jak Aparty. Tam też nie polecamy się umawiać.
3. Znajdź Główne Główne Wejście ®
Główne Główne Wejście ® (credits: Krystian Porębski) na Dworzec Centralny co prawda nie posiada żadnej informacji, że jest główne, jednak przez aklamację przyjęliśmy, że tak właśnie będzie. System działa – panowie z ochrony dworca zapytani o Główne Główne Wejście ® kierują we właściwie miejsce. Tym razem polecamy.
4. Nie licz, że łatwo znajdziesz miejsce, gdzie obejrzysz hity La Liga
Mowa oczywiście o takich spotkaniach jak Eibar – Getafe czy Levante – Deportivo. O tym jak trudno znaleźć bar, w który transmitowane są takie piłkarskie delicje przekonał się na własnej skórze Michał Świerżyński, próbując zarezerwować nam miejsce na sobotnią 11. kolejkę.
– To będzie Barcelona, Atlético i Real…
– Nie, nie, nie. To są spotkania niedzielne. Nam chodzi o rezerwację na sobotę.
– Ale pan wie, że w sobotę są same chujowe mecze?
5. Nie nazywaj pubu Gran Derbi
Istnieje ryzyko, że przyjdzie do Ciebie grupa fanatyków La Liga i zacznie tłumaczyć dlaczego to miejsce powinno zmienić nazwę na El Clásico.
6. Nie ufaj nowoczesnym technologiom
Teraz mam wrażenie, że to wszystko przeze mnie. W końcu wiem, że jestem osobą, której wszelaka elektronika szczerze nienawidzi i mimo faktu, że nigdy jej nic nie zrobiłam ona zwyczajnie odmawia ze mną współpracy. Może to jak choroba zakaźna i jakoś się rozprzestrzenia przez samą moją obecność?
Jeśli chodzi o bar przyjazny kibicom ligi hiszpańskiej to nie tylko niełatwo dokonać rezerwacji, ale też nie jest łatwo go znaleźć. Przynajmniej jeżeli szuka się w grupie osób, w której nikt nie zna Warszawy. W takiej chwili nie ufajcie nowoczesnym technologiom. My zaufaliśmy. Problem w tym, że jedyny telefon z dostępem do pakietu Internetu komórkowego jakim dysponowaliśmy pokazał nam, że poszukiwana przez nas ulica zamiast na Woli znajduje się na… Mokotowie. Konwencjonalna metoda czyli “Pytaj Tutejszych o Drogę i Wyglądaj na Zrozpaczonego” także nie przyniosła najlepszych skutków:
– Orientuje się pani, gdzie znajdziemy ulicę Sokołowską? – pytam kobietę na przystanku.
– Nie mam pojęcia. Ale młodzi jesteście, macie wszyscy te smartfony z Internetem.
– …
7. Zabierz narzędzia pracy osobom o zacięciu reporterskim
Przed wejściem do baru polecamy skonfiskować telefon osobie, która bardzo chętnie korzysta z funkcji aparatu, na bieżąco dokumentując wydarzenia. W szczególności jeśli rzeczona osoba posiada aplikację do tworzenia memów.
Równie groźna może się okazać kobieta z zeszytem i długopisem, notująca cytaty.
– Raz byłem na dyskotece… – zaczyna Dominik.
– Ty byłeś na dyskotece?
– Tak. Raz. W domu.
W takim momencie ostatnią rzeczą jaką należy zrobić to powiedzieć jej:
– Magda, ty napiszesz relację ze zlotu.
8. Nie rób chrzcin w pubie
Naprawdę? Chrzciny w pubie? W chwili kiedy cały świat emocjonuje się rzutem wolnym w wykonaniu Víctora Camarasy? No dobrze, może nie cały świat ale jedna nieduża redakcja z pewnością. Tymczasem do pubu wkracza rodzina ze świeżo ochrzczonym dzieckiem, planując urządzić w tym miejscu okazjonalne przyjęcie. Po raz kolejny – nie polecamy.
9. Nie dzwoń w dzwonek
Nigdy. Chyba, że uśmiecha Ci się pomysł stawiania za każdym razem po pięćdziesiątce wódki dla siebie i barmanów. Oczywiście zawsze możesz powiedzieć, że nie masz pieniędzy i zrzucić obowiązek płacenia na kolegę (przepraszam, Krystian…). Wtedy jeszcze nie wiedziałam, teraz ostrzegam. Zadzwoniłam trzy razy – więcej grzechów nie pamiętam.
10. Nie wracaj do domu z madridistą, którego drużyna właśnie przegrała z Sevillą
W szczególności jeśli jesteś barcelonistką.
– Schowaj ten szalik! Przynajmniej dziś!
***
Mimo wielu błędów nikt z nas nie żałuje. Ja z pewnością nie, zwłaszcza, że zostałam szczęśliwą właścicielką najcenniejszego egzemplarza Przewodnika Kibica La Liga na sezon 2015/16. Najcenniejszego, bo z autografami redaktorów. Parę lat i będę mogła na nim zarobić fortunę, prawda?