Nie należę do fanów kina akcji, lecz nie sposób czasem nie zachwycić się jakąś porządną demolką. W takich sytuacjach nasze pierwotne instynkty sprawiają, iż na serię destrukcyjnych wybuchów patrzymy jak na pokaz fajerwerków. Tak właśnie wyglądały wczorajsze sceny na Bernabeu. Barca wyszła, przeprowadziła operację w stylu Rambo i zostawiła za sobą tylko zgliszcza.
W Barcelonie trwa wielka feta, a w białej części Madrytu polowanie na winnych tak sromotnej klęski. Na pierwszym miejscu czarnej listy kibiców “Królewskich” znajduje się Benítez. Jakikolwiek plan miał Rafa na to spotkanie, z pewnością zawiódł. Podobnie zresztą jak jego wykonawcy: nieobecny Bale i Benzema, nieskuteczny Ronaldo, katastrofalna defensywa z Sergio Ramosem na czele.
Jest to również symboliczna porażka Florentino Péreza. Przejął on przecież klub po blamażu 2:6 w El Clásico w 2009 roku, także na Bernabeu. Zapowiadał budowę nowych Los Galacticos, by taki rezultat nigdy się już nie powtórzył. Minęło sześć lat i patrzymy na Los Blancos ponownie przyjmujących potężny cios od swojego głównego rywala.
Jedno jest pewne, tsunami wywołane trzęsieniem ziemi w El Clásico przyniesie kolejne zmiany. Los Beniteza prawdopodobnie już został przesądzony, a w ruch pójdą kolejne miliony na nowych zawodników.
Grande Iniesta
Oprócz pochwał pod adresem Neymara, Suareza czy Sergiego Roberto trzeba wyróżnić również demonicznego Iniestę, który swojego poprzedniego gola w lidze strzelił półtora roku temu… na Baernabeu. Zasłużył sobie na szacunek i oklaski nawet ze strony sympatyków Los Blancos.
Pañolada
Przed rozpoczęciem El Clasico trybuny Santiago Bernabeu wypełniły się bielą. Zaiste był to wspaniały widok, lecz organizatorzy oprawy nieświadomie dozbroili kibiców Los Blancos. Wraz z końcem spotkania elementy kartoniady zastąpiły bowiem tradycyjne białe chusteczki i posłuży fanom gospodarzy do wyrażenia swojego niezadowolenia.
Dublet Krychowiaka
Real Sociedad pod wodzą nowego szkoleniowca, Eusebio, odniósł pierwsze zwycięstwo na Estadio Anoeta w tym sezonie. Niestety, przysłużył się ku temu nasz rodak notując dwie asysty przy obu trafieniach zawodników Txuri-Urdin. Miał także szansę na tryplet, ale stworzonej przez niego okazji nie wykorzystał Illarra.
Na szczęście sevillistas kierują swoje niezadowolenie głównie pod adresem Unaia Emery’ego, gdyż baskijski szkoleniowiec (w dodatku niegdyś piłkarski wychowanek klubu z San Sebastian) zdecydował się oszczędzać siły Konoplanki i Banegi na spotkanie z Borussią M’gladabach w Lidze Mistrzów.
Jak przegrać derby?
Kolejna piękna katastrofa. Celtowie przybyli na Derby Galicji w bojowych nastrojach, ale zaserwowali kibicom zgromadzonym na Estadio Riazor piłkarską parodię samych siebie.
Oto ich przepis na doprowadzenie sympatyków Depor do pokładania się ze śmiechu:
– zmarnuj sytuację-prezent od Arribasa,
– nie pilnuj Lucasa Pereza we własnym polu karnym (po co, jest przecież tylko najgroźniejszym zawodnikiem Deportivo),
– nie strzel karnego,
– na koniec wielki finał, podanie do bramkarza zakończone samobójczym golem.
Zemsta Viery
Na Mestalla zawitało Las Palmas, rywale których Nietoperze powinni stłuc na kwaśne jabłko, zwłaszcza po łomocie jaki zgotowali Celcie. Tymczasem było odwrotnie, to Los Amarillos niemal znokautowali Los Ches. Co prawda wszystko zaczęło się po myśli gospodarzy. Nie minęło 10 minut spotkania gdy Paco strzelił gola, ale Kanarki odzyskały rezon i rzuciły się na Valencię. Tylko dzięki “San Jaume” oraz fatalnemu wykończeniu Momo Nietoperze nie schodziły z murawy pokonane.
Mimo wszystko wywalczenie punktu na Mestalla to dla Pio Pio olbrzymi sukces, a zawdzięczają Jonathanpwi Vierze, autorowi wyrównującej bramki, piłkarzowi który kilka sezonów temu został w Valencii skreślony.
Killer Blanquiazules
Czego zabrakło Maladze by pokonać Papużki? Skutecznego zawodnika na miarę Hernána Péreza. Andaluzyjczycy stworzyli sobie dwa razy więcej okazji niż ekipa Espanyolu, ale zeszli z murawy pokonani. Paragwajczyk oddał na bramkę Kameiniego dwa celne strzały i przy obu piłka trafiła do siatki.