Demony, strachy, psychopaci, zombie i kolejne stwory z zaświatów nawiedziły La Liga. W ciągu ostatnich dwóch dni byliśmy świadkami kilku niecodziennych oraz nadprzyrodzonych zjawisk, w których z pewnością swój udział miały jakieś siły nieczyste.
Fatality
89. minuta na zegarze, na tablicy świetlnej wynik 2:2. Real Sociedad i Celta zakrwawione, słaniają się już z powodu odniesionych ran. Właśnie wtedy Pablo Hernández zadaje ostateczny cios. Txuri Urdin padają na kolana.
Opętany
Który z duchów futbolu wstąpił w Sergiego Roberto pewnie nie dowiemy się nigdy. Co prawda wychowanek Barcy od początku tego sezony pokazuje, że nie jest sobą, ale to co zrobił wczoraj stanowi absolutny dowód opętania. Dwie cudne asysty w jednym meczu, w tym bajeczne taconazo. Nie, to nie mógł być on.
Galisyjski demon
Najpierw wyrósł jak spod ziemi i ukradł piłkę José Giménezowi, a chwilę później pozbawił Atleti kompletu punktów. Jedynie stworzenie z piekła rodem mogło w taki sposób zakpić sobie z bandy Simeone.
Celta ma swojego Nolito, Depor Lucasa Péreza. Nie czaruje tak jak Andaluzyjczyk, ale robi co do niego należy i ciągnie za sobą całą ekipę z A Coruñi. W stolicy Galicji rośnie w siłę jego kult.
Rejs żywych trupów
Zabójcze tempo miał hit na El Madrigal… niczym sprint kuśtykających zombie. Akcja jak w “Rejsie”. Jedyne oznaki pulsu można było dostrzec, gdy przy piłce znajdował się Denis Suárez i w zasadzie to tyle. Co prawda, końcówka spotkania przyniosła jeszcze kilka konwulsyjnych podrygów Sevillistys, jeden z nich zakończył się nawet golem, lecz ostatecznie nie na wiele się one zdały.
Sabat na Mestalla
Podczas zlotu nietoperze ponownie próbowały przepędzić z Valencii Ducha Świętego. Ze swoich siedzisk rzucały zaklęcia: “¡Nuno vete ya!” oraz “Negredo, Negredo”. Nawet ofiara z krwi Żab nie była dla nich wystarczająca.
To pewnie jeden z ich czarów zamroczył obrońców Levante przy golu na 2:0.
Zmielone kanarki
Lęk przed Los Blancos musiał spętać Pio Pio skrzydła. Nim się obejrzeli Cristiano podwyższał już wynik na 2:0. Ostatecznie dogorywającą drużynę z Wysp Kanaryjskich wykończył… Kanaryjczyk, Jesé. Isco z kolei potwierdził, że posiada zdolności Copperfielda. Raz się pojawiał, po czym zaraz znikał.
Straszydła na Coliseum Alfonso Pérez
Byłby to mecz jakich wiele, gdyby nie opętanie Sergiego Roberto i dwa inne nadprzyrodzone wydarzenia.
Po pierwsze, salę konferencyjną nawiedziły straszydła, które wypełzły z szatni Barcy. Rozpoznano w nich: Neymara, Piqué, Luisa Suáreza, Jordiego Albę i Bartrę. W kuluarach stadionu było ich jednak jeszcze więcej:
Po drugie, wysoka frekwencja. Średnio na obiekcie Getafe pojawia się około 6,4 tys. osób na mecz, tym razem doliczono się ich pond 10 tys. Może to efekt Barcy, a może Coliseum nawiedziły zbłąkane dusze… ewentualnie to sprawka Getafindera.
xDDD pic.twitter.com/2ObEZ5QCqY
— A7 (@FCBarcelona_A7) October 31, 2015
Celtycka maskara piłą mechaniczną w Donostii
Ani Baskowie, ani Galisyjczycy nie oszczędzali sobie razów i zgotowali na Anoetcie prawdziwą masakrę. Rolę psychopatów w tej jatce objęli Agirretxe i Aspas, obaj dwukrotnie trafili do bramki przeciwnika. Decydujący cios nie należał jednak do żadnego z dwójki napastników. Jak wspomniałem, spektakularnej egzekucji na Baskach dokonał Pablo Hernandez.
Przed oczami Moyesa zamajaczyło widmo bezrobocia.