Uwielbiany od skalistych wybrzeży Atlantyku po piaszczyste plaże Morza Śródziemnego. Jak Hiszpania długa i szeroka. Don Andrés Iniesta żegna się z Barceloną i zapewne z La Liga. Wraz z nim odchodzą El Niño oraz Xabi Prieto. To wielka strata dla Primery, lecz czasu nie da się oszukać.
Iniesta wybrał sobie doskonały moment na pożegnanie. Odchodzi jako mistrz i zwycięzca w Copa del Rey i do obu tych tytułów bezsprzecznie się przysłużył. Andrés najwyraźniej chciał uniknąć losów udekorowanego tytułami statysty, dopisującego do swojej listy trofeów osiągnięcia kolegów, i odejść w chwale własnych dokonań. To mu się udało. Był gwiazdą wieczoru, opłakiwaną, tonącą w uściskach i podziękowaniach innych zawodników. Wciąż jest i już pozostanie Mistrzem.
Xabi Prieto miał swoje święto przed tygodniem na Anoecie, lecz trzeba zaznaczyć, iż skromnością i szlachetnością charakteru dorównuje Inieście. Wraz z nimi znika z hiszpańskich muraw gatunek piłkarzy pokroju Puyola, Raula czy Xaviego. Miejmy tylko nadzieję, iż młodzi futbolowi adepci zainspirują się nimi i pójdą w ich ślady.
Sam mecz był tłem dla późniejszych wydarzeń. Jedynie pretekstem do oddania hołdu Inieście. Kibice pewnie przyszliby na samą ceremonię, gdyby spotkanie nie miało wówczas miejsca. Odnotujmy jednak dwa istotne elementy. Po pierwsze, mistrz odebrał trofeum na zakończenie rozgrywek, a nie kilka miesięcy później. To prawdziwa rewolucja w Primerze i cieszy fakt, iż władze ligi postanowiły dołączyć w końcu do reszty Europy. Po drugie, Philippe Coutinho swoim golazo dał jasny sygnał, iż chce być jasnym punktem Barcelony bez Andrésa.
El Niño
Dzieciątko uosabiające Atleti ponownie stało się huraganem. Kilkukrotnie był łapany na spalonym, lecz koledzy z zespołu wciąż podaniami szukali Torresa. I koniec końców to się opłaciło. Drugi gol był nawiązaniem do najlepszych lat w karierze napastnika. Został też należycie uczczony w objęciach fanów Los Rojiblancos. Co prawda ambitny Eibar wydarł punkt gospodarzom za sprawą świetnego trafienia Rubéna Peñi, lecz nie mogło mieć to dla Atlético żadnych konsekwencji. Najważniejsze, że Fernando należycie pożegnał się ze swoją czerwono-białą rodziną.
Zidane’ów dwóch
Gdy wszystko było już niemal rozstrzygnięte jednym z niewielu meczy o stawkę było starcie Villarrealu i Realu Madryt. Królewscy rzutem na taśmę mogli pokusić się o wicemistrzostwo. Ale jednocześnie nie było ono priorytetem i być nie mogło, gdyż Los Blancos mają przed sobą mecz na wagę uratowania całego sezonu. Przekucia porażki w tryumf. Dlatego Zidane zadowolony z gry-monologu swoich podopiecznych i dwubramkowego prowadzenia zdecydował się na zmiany. Ściągnął Cristiano Ronaldo i Lukę Modricia. Wówczas pełna dumy Submarino Amarillo przystąpiła do remontady. Gospodarze zaczęli serwować piłkarskie delicje – ruletę Sansone czy gola Rogera Martíneza, lecz ostatnie sceny rozegrały się między Samu Castillejo, a debiutującym w bramce Realu synem Zizou – Luką Zidanem. Nieopierzony golkiper nie podołał zatrzymaniu skrzydłowego Villarrealu. Z drugiej strony można tu zadać tradycyjne pytanie: “gdzie byli obrońcy?”. W ten właśnie sposób Los Amarillos zapewnili ostatecznie Atlético fotel wicemistrza.
Fiesta dla Aspasa
Jak świętować zakończenie sezonu La Liga to tylko tak jak na Balaídos. Levante zawitało do Vigo z pięcioma zwycięstwami z rzędu, w tym nad Barceloną. Celtowie jednak byli przygotowani, by zatrzeć kiepskie wrażenie z ostatniej demolki zgotowanej im przez Real Madryt. Już bombazo Rubéna Rochiny zwiastowało, że będzie to doskonałe widowisko. Celestes rozrywali Los Granotas na strzępy acjami oskrzydlającymi. Z kolei Igao Aspas jedynie potwierdzał statystyki wskazujące go jako najskuteczniejszego napastnika w La Liga. Trofeo Zarra ma już w kieszeni, a taki występ to najlepszy sposób na uczczenie zdobycia nagrody dla najlepszego hiszpańskiego snajpera w bieżącej kampanii.
Zostańmy razem
Radosna atmosfera i pokaz futbolowych trików jak gdyby drużyna All Stars klepała z ledwie widocznym wysiłkiem bliżej nieznany zespół amatorów. Tak wyglądało świętowanie przez Valencię wymarzonego sezonu. Był czas na wyrazy wdzięczności trybun wobec Parejo, Zazy, Rodrigo czy Guedesa. Wszędzie fani życzyli zawodnikom, aby w przyszłym sezonie wciąż byli częścią Los Ches. Najgłośniej dopingowano w ten sposób Portugalczyka, gdy trafił do siatki po podaniu piętą od Vietto. Trybuny Mestalla jednomyślnie skandowały wówczas: “Guedes zostań”. I chyba żadnemu sympatykowi La Liga nie przeszkadzałby taki scenariusz.
It’s Alive!
Spotkanie z Alavés było ostatnim pojedynkiem Caparrósa w jego krótkim powrocie na ławkę szkoleniową Sevilli. W cztery dni meczowe wydobył Sevillistas z kłopotów zapewniając udział w kwalifikacjach do Ligi Europy jeszcze przed końcem rozgrywek. Stał się terapeutą Los Nervionenses, który pokonał ich wszystkie lęki i wydobył na światło dzienne ukrytą gdzieś głęboko iskrę życia. Gdyby nie świetna postawa Fernardo Pacheco w bramce gości z Kraju Basków, gospodarze mogli zwieńczyć sezon znacznie bardziej okazałym zwycięstwem.
Lega na sterydach
Los Pepineros oddali hołd dwóm postaciom, które poprowadziły klub z przedmieść Madrytu do historycznego awansu do Primery i utrzymania w elicie. Asiera Garitano oraz kapitana zespołu Martín Mantovani nie zastaniemy już na Estadio Butarque w przyszłej kampanii. Leganés uczciło tę okazję zwycięstwem, mimo iż to Betis miał w ręku wszystkie atuty. Andaluzyjczycy prowadzili już 1:0 i mieli przewagę jednego piłkarza na murawie, po tym jak Diego Rico obejrzał czerwony kartonik. Ale Lega wbrew wszelkim przeciwnościom uparcie dążyła do celu. Przetrwała wymianę ciosów i zatriumfowała.
Prezenty od Urusa
To bez cienia wątpliwości najlepszy sezon Stuaniego w karierze. Z 21 golami na koncie prawie dwukrotnie przebił swój najlepszy dorobek z tego szczebla rozgrywek. I chyba jako jednemu z niewielu piłkarzy nie przeszkadzałoby mu, gdyby ten sezon potrwał jeszcze kilka kolejek. Mógłby wówczas jeszcze bardziej wyśrubować swój rekord. Boleśnie o świetnej dyspozycji Urusa przekonało się Las Palmas. Dublet napastnika to następny balast jaki zabiorą ze sobą Kanarki w drodze do Segundy.
Długo wyczekiwane rozstanie
“To najsmutniejsze pożegnanie jakie mogłem sobie wyobrazić” – stwierdził Ziganda po kolejnym przegranym spotkaniu Athleticu przed własną publicznością. Już w dziewiątej minucie David López ugodził Los Leones. Jak się okazało śmiertelnie. Wbrew przydomkowi Baskowie nie walczyli jak Lwy, zażarcie i do upadłego, lecz ponownie dali wyraz swojej indolencji w ataku. San Mamés “celebrowało” ostatnie chwile Zigandy na ławce Athleticu gwizdami i pewnie wielu z kibiców wciąż żałuje, że rozstanie nie nastąpiło wcześniej.
Królowie pustych bramek
Ostatni mecz Málagi w tej kampanii La Liga był jak podsumowanie sezonu. Po raz 23. w temporadzie zakończyła mecz bez zdobyczy bramkowej. Nawet gdyby któraś z drużyn bardzo usilnie starała się nie strzelać goli, byłaby prawdopodobnie bliska osiągnięciom Andaluzyjczyków. Na koniec tego koszmaru kibiców Los Boquerones, musieli oni westchnąć z ulgą. Nie będzie więcej upokorzeń. W Segundzie znajdą się zespoły bardziej odpowiadające poziomowi ekipy z La Rosaleda.