Barcelona po minięciu najpoważniejszych przeszkód widziała już metę i wznosiła ręce w geście triumfu. Lecz wtem wywinęła orła niemal na ostatnim płotku. I to tym, który nie należał do najwyższych.
W starciu Levante z Barceloną faktycznie można było się pomylić i pomyśleć, że to Barca gra w bordowo-granatowych strojach. To w tej drużynie był polot, dynamika czy lekkość w przechodzeniu defensywy rywali. Kontry Los Granotas przecinały przez linie Dumy Katalonii jak porządnie naostrzony nóż przez kartkę papieru. Szczytem było położenie i obejście Ter Stegena przez Emmanuel Boatenga mimo towarzystwa defensora Barcelony oraz pierwszy gol Enisa Bardhiego czy asysta Rogera przy trafieniu kompletującym manitę. Łącznie Boateng zaliczył hattricka, czyli podwoił swoją liczbę goli strzelonych w La Liga w tym sezonie. Jego wyczyn wyrównał Coutinho, który poprowadził ekipę Valverde do odrobienia strat. Można gdybać, czy przedłużenie spotkania o kolejne pięć minut nie przyniosłoby wyrównania. Jednak tego czasu zabrakło, tak jak i Leo Messiego oraz szczelnych szyków obronnych. Na niecałą godzinę Barcelona została zdeklasowana przez drużynę Paco Lópeza i przez to zakończy już sezonu jako jedyny niepokonany zespół w Primera División.
Wielkie pożegnanie
Wisła dziękowała Arkadiuszowi Głowackiemu i Pawłowi Brożkowi za lata spędzone w zespole, a Real Sociedad swoje wyrazy wdzięczności przekazał pod adresem odchodzącego na emeryturę kapitana Xabiego Prieto oraz Carlosa Martineza. Wygrany mecz z Leganés był bardzo dobrym dodatkiem do pożegnania z klubową legendą. “Xabi zawsze nosił na piersi herb La Realu, tym razem La Real będzie nosić jego” – zapowiedziano na oficjalnych kanałach społecznościowych Txuri-Urdin. Istotnie na koszulkach gospodarzy w miejscu symbolu klubu w sobotę pojawiła się podobizna Prieto, który cała swoją karierę spędził w zespole z Anoety. Wspaniały hołd.
Wszyscy zadowoleni
Pod względem widowiska Gran Derbi ustąpiło pola chociażby pokazowi Levante, lecz emocjami mogło mu już dorównywać. Na Estadio Villamarin gęstą atmosferę można było kroić nożem. Zgodnie z filozofią Quique Setiéna, to Los Verdiblancos zamierzali atakować, a Sevillistas w odpowiedzi czekali na kontrę. Niemniej plany te zostały pogrzebane przez wczesne trafienie Marca Bartry, po dograniu Joaquína z rzutu wolnego. Strefa gry przeniosła się bliżej pola karnego gospodarzy, lecz bez poważniejszego zagrożenia, do momentu gdy piłka nie dostała się do Wissama Ben Yeddera. Wykorzystał zamieszanie spowodowane jego wcześniejszym rajdem i odbicie piłki od obrońcy. Był w odpowiednim miejscu oraz myślał szybciej niż defensorzy. Dostawił nogę i wyrównał. Simon Kjær, który zastąpił kontuzjowanego Mercado, podbił wynik. Prowadzenie drużyny Caparrósa nie trwało jednakże długo, ponieważ kontrę Beticos na raty wykończył Loren Morón. David Soria obronił jego pierwszy strzał, lecz futbolówka padła pd nogi leżącego napastnika. Mimo wszystko oba zespoły mogą być zadowolone. Betis skończy sezon nad rywalem zza miedzy i w strefie pucharowej. Sevilla po perturbacjach także sięgnęła po swój cel minimum – udział w kwalifikacjach do Ligi Europy, choć był on przecież poważnie zagrożony.
Demolka z przytupem
Ostatnie występy Królewskich mogły zasiać ziarna niepewności w głowach sympatyków przed finałem Ligi Mistrzów w Kijowie. Jednakże parząc na Los Blancos miażdżących Celtę szybko musiały one wyparować. Ekipa rozbiórkowa ze stolicy szybko przystąpiła do demontażu obrony Galisyjczyków. Bale’a dwukrotnie uderzał niczym młot. Choć wcześniej z lekkością, jak uskrzydlony, korzystał z przestrzeni wypełnionych jedynie powietrzem pozostawionych przez defensywę Celtów. Swój akces do wyjściowego składu w zbliżającym się najważniejszym spotkaniu sezonu zgłosił także Isco oszałamiającym golazo czy Achraf Hakimi. Celta nie wytrzymała naporu i zapadła się pod własnym ciężarem dokładając do puli gola samobójczego Sergi Gómeza. Finalnego zniszczenia dokonał Toni Kroos, choć ostatnie cegły mógł przewrócić jeszcze Modrić, lecz trafił w słupek. W ostatnim meczu na Santiago Bernabéu Real urządził demonstrację siły. I oby utrzymał poziom i tę samą moc pokazał na ostatnim przystanku ku trofeum Ligi Mistrzów. Będzie wówczas co wspominać.
Samu&Borja
Niewiele osób pojawiło się na ostatnim spotkaniu na Riazor w tym sezonie. Ci, którzy się zasiedli na trybunach dostali dawkę dobrego futbolu, choć niekoniecznie byli zachwyceni z rezultatu widowiska. Jeśli jednak widzisz perfekcyjnego gola pokroju pierwszego trafienia Samu Castillejo, bez względu na przynależność klubową, ręce same składają się do oklasków. Cztery stracone bramki rekompensował gospodarzom Borja Valle, który tak samo jak Samu zaliczył dublet, a przy tym wlał serca kibiców nadzieję zdobywając bramkę na 2:3 w 88′. Borja ma być jednym z wiodących zawodników Depór w walce o awans w nadchodzącym sezonie.
Komedia i sztuka
Podopieczni Zigandy mogli już przyzwyczaić do bardzo nierównych występów z przewagą tych gorszych albo równie słabych. Po dobrym występie nie idą za ciosem, a udowadniają, że obecne miejsce w tabeli jest jak najbardziej zasłużone. Wystarczy spojrzeć na otwierającego gola spotkania, kiedy to Kepa próbując rozprowadzić piłkę nabił Johna Guidettiego, po czym futbolówka poleciała w przeciwnym kierunku – wprost do bramki. Budzi ona taki sam uśmiech na twarzy jak taniec zwycięstwa zademonstrowany później przez Szweda. Do tego kunszt pokazał Munir, który przyłożył Los Leones doskonałym trafieniem z rzutu wolnego. Tu Kepa był bez szans. Basków z Bilbao dobił ich były joker Ibai Gómez.
26:0
Tak prezentuje się obecny bilans bramkowy Alteti Simeone przeciwko Getafe w 13 spotkaniach rozegranych między tymi klubami. Tylko dwa mecze zakończył się remisem 0:0, reszta zwycięstwami zespołu z Madrytu. Starcie z Los Azulones wpisało się poprzednie trendy. Ekipa El Cholo pokonała drużynę Bordalása w swoim klasycznym stylu dzięki bramce zdobytej Koke. Getafe nie mogło przełamać swojej niemocy strzeleckiej nawet w obliczu rzutu karnego. Uderzenie Fajra z jedenastki sparował bowiem Oblak. Tym samym marzenia podmadryckiego zespołu o powrocie EuroGetafe przepadły. Przynajmniej w tym sezonie.
Słodko-gorzka Ipurua
Ipurua była przedostatnią stacją konduktu żałobnego Kanarków, który przetacza się przez ligę. Baskowie dwójkową akcją znajomych z Celty Orellana-Charles zapewniła sobie komplet oczek. Nie bez kłopotów, ponieważ Dmitrović także musiał wykazać interwencją sam na sam. Aczkolwiek trzy punkty nie były już tak ważne, gdyż Eibar stracił już szanse na o siódmą lokatę. Ponadto były to pożegnalne występy przed własną publicznością dla Takashiego Inui – ma zasilić Betis, a przed wszystkim dla kapitana Daniego Garcíi oraz Capy, którzy byli z Los Armeros od czasów Segundy B. Obaj bowiem od przyszłego sezonu przenoszą się do Athleticu.
Huragan Vietto
Nie zanosiło się na to, że Luciano Vietto rozstrzygnie o losie spotkania Girony z Valencią. Jednakże w drugiej odsłonie spotkania popędził środkiem pola, a ponieważ trójka stoperów była także zainteresowana pędzącym Zazą oraz Guedesem i nie przejawiała chęci odbioru piłki Argentyńczykowi, ten przymierzył i huknął sprzed pola karnego. Piłka wleciała do bramki Bono tuż przy słupku. Nietoperze po pięciu meczach bez zwycięstwa w końcu się przełamały.
Odlot
Papużki znów pozytywnie zaskoczyły swoich fanów, choć może to być po prostu efekt Malagi, która stanowiła nad wyraz szare tło dla poczynań Katalończyków. Espanyol nie przyzwyczaił na jednak do tego typu sytuacji. Po wywalczeniu utrzymania obroty piłkarzy w trakcie spotkań spadały zwykle do minimum. Tymczasem Gerard Moreno, Léo Baptistão czy Sergio García dziobali Andaluzyjczyków niemiłosiernie. Szczególnie gol pierwszego z nich, podcinka nad bramkarzem oraz dobitka po obiegnięciu leżącego golkipera, mogła wzbudzić aplauz zachwytu. Baptistão stwierdził po meczu: “Nie wyobrażam sobie bez Gerarda Moreno”. Istotnie autor 19 goli dla Los Pericos w tym sezonie byłby dla klubu olbrzymią stratą. Jednocześnie bardzo możliwe, że fani Espanyolu widzieli tego snajpera w swojej drużynie po raz ostatni.