Atlético uczciło inaugurację Wanda Metropolitano, której z wysokości trybuny honorowej przyglądał się sam król Filip VI, skromnym i najbardziej charakterystycznym dla ery cholismo zwycięstwem 1:0. Fasada mogła ulec zmianie, lecz to co wewnątrz wciąż projektuje Diego Simeone.
Przede wszystkim trzeba zachować zero z tyłu, co przy tak świetnym bramkarzu jak Jan Oblak i zdyscyplinowanej obronie nie jest nieosiągalną utopią. Później wystarczy jeden gol. Nie mniej, nie więcej. I taki plan Los Rojiblancos zrealizowali z fatalną na starcie kampanii Málagą. Oprócz wymienionego Słoweńca bohaterem, który zapisał się po wsze czasy w kronikach Atléti, stał się Antoine Griezmann – zdobywca pierwszej bramki w nowej świątyni Czerwono-Białych. Aczkolwiek nie byłoby gola Panicza bez przebłysku u Ángela Correi. Argentyńczyk fantastycznie przedryblował Riccę na prawej flance i dostarczył futbolówkę w pole karne. Zakaz transferowy sprawił, że Atlético nie uległo pokusie sprzedaży Ángela. Ten z kolei często pojawia się w wyjściowej jedenastce i to z bardzo dobrym efektem.
Paulinho noszony na rękach
Niewystarczająca jakość ławki rezerwowych była wymieniana jako jedna z głównych wad zeszłosezonowej Barcelony. Tymczasem w sobotni wieczór to zawodnicy z drugiego garnituru Blaugrany okazali się jej siłą i uchronili przed porażką z Getafe. Nim to nastąpiło Barca zmarnowała ponad godzinę spotkania. Na domiar złego Ousmane Dembélé występ przypłacił kontuzją, która wykluczy na przynajmniej trzy miesiące. Ponadto Gaku Shibasaki jak upolował niegdyś Real Madryt podczas Klubowych Mistrzostw Świata, tak na swojej liście zdobyczy mógł dopisać również Dumę Katalonii. Zamienił dośrodkowanie Damiana Suáreza i zgranie Mikela Bergary w dzieło sztuki, golazo godne kapitana Tsubasy. Japończyk niestety nie dotrwał do końca meczu i również musiał opuścić murawę z powodu kontuzji. Najbliżej wyrównania w pierwszej połowie był Leo Messi po uderzeniu z rzutu wolnego, lecz Vicente Guita wyśmienicie wzbił się w powietrze i sparował zmierzającą do bramki piłkę na poprzeczkę. Ogromne brawa za podjęte decyzje należą się Ernesto Valverde. Doskonale zareagował na przebieg wydarzeń na boisku. Zawiał wiatr zmian, a wpuszczony przez niego Denis Suárez oraz Paulinho zapisali na swym koncie po trafieniu. Doskonałe wejście Brazylijczyka w meczu z Los Azulones zmieniło atmosferę wokół jego transferu na Camp Nou. Czas pokaże czy już na stałe.
Borja, Kévin i 22 sekundy
Mecz na Anoecie pomiędzy Królewskimi z Madrytu i tymi z Sociedad okazał się meczem młokosów stawiających pierwsze kroki w Primera División. Swoje pięć minut zaliczył chociażby Borja Mayoral. Tuż po tym jak Sergio Ramos przygotowujący sobie piłkę do uderzenia przewrotką został powalony przez Diego Llorente, podbita futbolówka posłużyła za cel napastnikowi pochodzącemu La Fabriki. Dzięki temu Mayoral strzelił swojego debiutanckiego gola w La Liga. Wówczas do akcji włączył się duet bocznych obrońców Txuri-Urdin. Álvaro Odriozola z prawego skrzydła dośrodkował piłkę na zamykającego akcję lewego defensora, Kévina Rodriguesa, a ten uderzeniem z pierwszej piłki pokonał Keylora Navasa. Chwilę później w bliźniaczej akcji trafił w poprzeczkę, a po 22 sekundach już do własnej bramki. Uderzał, a jakże, Borja Mayoral. To jego strzał pechowo przeciął Kévin zakładając przy okazji siatkę Rulliemu. Zacięty pojedynek rozstrzygnął się po upływie godziny, gdy Isco zagraniem na wolne pole uruchomił TurboBale’a. Kévina Rodrigues nie miał szans w pojedynku biegowym z Walijczykiem, a Rulli został ich pozbawiony podcięciem piłki przez Garetha. Txuri-Urdin nie rezygnowali do samego końca pojedynku, lecz wyniku na tablicy świetlnej już nie zmienili.
Bez strachu
Levante po dobrym starcie sezonu nie musiało obawiać Valencii. Na derbowy pojedynek na własnym terenie wyszło bez strachu i z animuszem. Jednakże w batalii taktycznej Marcelino górował nad Muñizem. Wysoki pressing Los Granotas był kontrowany bezpośrednimi zagraniami stoperów Valencii do atakujących zawodników i szukaniem miejsca w bocznych sektorach przy polu karnym gospodarzy. Za sprawą takiej akcji swojego pierwszego gola w bieżącej kampanii zdobył w końcu Rodrigo – strzałem głową, po mierzonej centrze Andreasa Perreiry z lewej flanki. Chwilę później mogło być już 2:0 dla Nietoperzy, lecz Carlos Soler skierował dobitkę wprost w golkipera Żab. Levante było jednak w stanie odpowiedzieć. W odpowiednim miejscu i czasie w szesnastce Los Ches znalazł się młody Macedończyk, Enis Bardhi. Przyjął futbolówkę na klatę, po czym uderzył kierując ją do siatki przy bliższym słupku. W dalszej części meczu, po kolejnych groźnych sytuacjach, Levante skorygowało swój plan i przeszło do defensywy. Zamknęli przed Valencią drzwi, a ta nie wykazała się już odpowiednią jakością, by je sforsować.
Joaquín on fire
Kapitan Los Verdiblancos może poszczycić się fantastyczną dyspozycją na inaugurację rozgrywek. Gra tak, jakby na karku miał 20 lat, a nie 36 lat. Na Depor zdobył dublet. Za pierwszego gola należą się podziękowania dla debiutującego w barwach Galisyjczyków bramkarza, Pantilimona. Belg po swojej interwencji skierował piłkę wprost do nadbiegającego Joaquína. Przy drugim należy pochwalić także Guardado, który posłał w kierunku weterana Villamarin genialną asystę. Deportivo ze swojej strony pokazało niewiele, choć zdobyli honorową bramkę. W kilka sekund posłali dwa uderzenie w kierunku bramki Adana. Najpierw golkipera próbował zaskoczyć Borges, ale strzał wylądował na poprzeczce. Piłka wróciła jednak na przedpole, pod nogi Fede Cartabii, a ten swojej szansy nie zmarnował.
Poleciała pierwsza głowa
Żółta Łódź Podwodna błyszczała na tle Alavés, jednej z najgorszych drużyn na otwarciu kampanii 2017/18, jakby była wypolerowana i ustawiona w promieniach słońca. W niczym nie przypominała wraku, który utknął na mieliznach Levante i Realu Sociedad. Cédric Bakambu z łatwością urywał się obrońcom i zdobył dublet, Carlos Bacca wyrósł jak spod ziemi w polu karnym i także jego nazwisko pojawiło się na liście strzelców, z kolei Samu Castillejo wsadzał defensorów gospodarzy na karuzelę. Tercet już ochrzczono mianem “BBC z Villarrealu”, a dewastacja wprowadzona przez nich w szeregi Los Babazorros postawiła ostatnią kropkę na dokumencie kończącym współpracę Deportivo ze szkoleniowcem Luisem Zubeldíą.
Niespodzianka na ostatnią chwilę
Niepokonany Athletic, z przemodelowanym przez Zigandę wyjściowym składem, odwiedził Wyspy Kanaryjskie by sprawdzić odzyskujące rezon Las Palmas. Kanaryjczycy nie okazali się gościnni obnażając poważne wady “nowego” zestawienia zespoły Basków np. z Iñakim Williamsem na szpicy. Już wcześniej to rozwiązanie nie przynosiło dobrych rezultatów i dalej nie przynosi. Mimo to Los Leones mogli jeszcze wywieźć punkt z Gran Canarii. Mogli, ale indywidualną akcją pozbawił go ich joker Los Amarillos, Loïc Rémy. Francuz w poprzedniej kolejce przypieczętował zwycięstwo Kanaryjczyków na Malagą, także włączając się do gry z ławki rezerwowych. Wczoraj samodzielnie ufundował im trzy oczka i dał Zigandzie cenną lekcję, pierwszą porażkę szkoleniowca za sterami Athleticu.
Kabaret Gorki i Ricardo
Sevilla przywiozła z Estadi Montilivi komplet punktów, choć nie obyło się bez problemów. Mimo przewagi trudno było przebić się Andaluzyjczykom przez blok trzech stoperów i dwóch defensywnych pomocników Girony. Klucz do zamkniętych wrót Katalończyków znalazł wpuszczony z ławki rezerwowych m.in. Franco Vázquez. Jego prostopadłe podanie było tym, czego potrzebował Luis Muriel by stanąć oko w oko z Gorką Iraizozem. Kolumbijczyk zwykł notorycznie marnować takie sytuacje, lecz tym razem uśmiechnęło się do niego szczęście, gdyż golkiper gości nie przypilnował bliższego słupka. A nawet zabrał nogę z toru, którym podążała piłka. Tuż przed końcem spotkania prezent od arbitra Ricardo de Burgosa Bengoetxei otrzymała ekipa Girony. Jednakże Alex Granell nie skorzystał z tej okazji, gdyż jego strzał z rzutu karnego wylądował prosto na poprzeczce. Sędzia w swojej grze na chybił-trafił zaliczył dwa pudła – wskazał na wapno, choć nie doszło do żadnego faulu, za to chwilę później nie podyktował jedenastki za ewidentne przekroczenie przepisów przez Mercado .
Gálvez show na hipsteriadzie
Mecz Eibaru i Leganés w La Liga to bardzo specyficzne połączenie. Są to kluby z innej bajki, które właśnie teraz świętują najlepsze lata w swojej historii. Oba zaliczyły niesamowity przeskok z Segundy B. Obu klubom przewodzą kobiety. Prezydentem Eibaru jest Amaia Gorostiza, a Leganés rządzi Victoria Pavón. Podobieństwa można by mnożyć a jednym z kolejnych jest fakt, że atrakcyjny futbol nie jest domeną ani jednych, ani drugich. Dominują proste i efektywne rozwiązania, gdzie finezja nie stanowi gwarantowanego dodatku. Niemniej potrafią pozytywnie zaskoczyć, tak jak Alejandro Gálvez. Stoper Los Armeros przerwał akcję zawodników Lega, wyprowadził piłkę rajdem z własnej połowy, oddał ją na skrzydło, po czym podłączył się do ataku. Centra posłana w pole karne przez jego kolegę znalazła właśnie łysinę Alejandro. I taki zryw obronił Ipuruę.