Prehistoryczny suchar stwierdza: “Jak nazywa się drużyna La Liga, która nic nie gra? Gra-nada“. “Nada”, czyli z hiszpańskiego “nic”. Ta przypadkowa zbieżność słów, nie okazała się zbyt odległa od rzeczywistości i Andaluzyjczycy już podzielili losy Osasuny.
Eksperymenty skończone. El Grana poległa z Realem Sociedad i jak na drużynę, która walczyła tym spotkaniu o być, albo nie być w La Liga, nie wykazała się wielkim zaangażowaniem. Degradację El Grany przypieczętował niezawodny Juanmi, obsłużony z polotem przez Sergio Canalesa. Bilans Granady w La Liga to: czterech trenerów (licząc jednego tymczasowego) i 33 zawodników z 18 krajów świata, którzy do końca sezonu dzielnie rywalizowali o miano najgorszego zespołu w rozgrywkach. Tak niestety bywa, kiedy zadanie zbudowania zespołu powierza się agentom piłkarskim, a w tym konkretnym przypadku Pere Guardioli.
Trzeba przyznać, że z bolesnej nauczki w Granadzie wyciągnięto wnioski. Jeszcze przed spotkaniem z Txuri-Urdin posadę dyrektora sportowego powierzono specjaliście, Manolo Salvadorowi. Za kadencji “Zbawiciela” ekipa Levante nie tylko awansowała do La Liga, ale także do Ligi Europy. To on stał za transferami Keylora Navasa, Obafemi Martinsa czy Felipe Caicedo do drużyny Los Granotas. Ponadto, “legia cudzoziemska” w El Granie ma zostać rozwiązana. Tony Adams zapowiedział, że dojdzie do hispanizacji zespołu. Zatem jeśli Granadzie będzie dane powrócić, będzie to już zupełnie inna drużyna.
Espectáculo brasileño
W sobotnim starciu Realu Madryt z Valencią obyło się bez niespodzianek. Wszystkie wydarzenia na boisku można wręcz określić jednym słowem – tradycja. Zizou po raz kolejny zdecydował się posadzić na ławce rezerwowych będącego w formie Isco, a dać od pierwszego gwizdka jeszcze jedną szansę Karimowi Benzemie, irytującemu ostatnio kibiców marnowanymi na potęgę sytuacjami. Valencia jak zwykle przysporzyła Realowi trochę kłopotów i chociaż to Cristiano Ronaldo strzałem głową otworzył wynik spotkania jeszcze w pierwszej połowie, to przez zupełnie niepotrzebny faul Casemiro Real stracił bramkę w 82. minucie, po perfekcyjnym, bezpośrednim uderzeniu z rzutu wolnego Daniego Parejo. Ponownie Los Merengues musieli wałczyć o zwycięstwo do ostatnich minut, kiedy to w rolę bohatera wcielił się świetny Marcelo. Lewy obrońca Królewskich jako jedyny defensor w La Liga miał swój udział aż przy jedenastu zdobytych bramkach. Na swoim koncie zapisał dwa trafienia i dziewięć asyst. Na pochwałę zasłużył również inny Brazylijczyk, Diego Alves, nieposkromiony mistrz rzutów karnych, który po raz kolejny stanął na wysokości zadania, po tym jak arbiter podyktował jedenastkę za faul na Modriciu. Ronaldo nieco się zagalopował, strzelił zbyt nonszalancko, czym zdecydowanie ułatwił interwencję bramkarzowi gości. Diego Alves stał się tym samym bramkarzem mającym na koncie najwięcej obronionych “jedenastek” egzekwowanych przez Portugalczyka.
Magiczna trójka w katalońskiej loterii
Pomimo, że statystyki dla Espanyolu nie były zbyt korzystne, a ostatni mecz ze swoim lokalnym rywalem zawodnicy z Cornellà-El Prat na własnym stadionie wygrali w sezonie 2009/10, to gospodarze, jak zawsze, podeszli do derbów Barcelony na poważnie i początkowo ich gra w niczym nie odbiegała od poczynań bardziej utytułowanych gości z Camp Nou. Od pierwszego gwizdka piłkarze Quique Sánchez Floresa nałożyli na Katalończyków pressing i kto wie jak potoczyłyby się losy tego meczu, gdyby w piątej minucie Jurado wykorzystał świetne podanie Felipe Caicedo. Jego strzał przeszedł jednak obok bramki i do końca pierwszej połowy trwała wyrównana walka sugerująca, że spotkanie może zakończyć się podziałem punktów. Sytuacja diametralnie zmieniła się w drugiej odsłonie, kiedy to nasz niedoszły bohater został anty-bohaterem. Jego niefrasobliwe podanie piłki do Diego Lópeza przechwycił czyhający na takie okazje Luis Suárez, który nie miał żadnych problemów z pokonaniem w sytuacji „sam na sam” bramkarza Espanyolu. Mimo bolesnego ciosu, gospodarze próbowali podejść rywala, ale Blaugrana uskrzydlona trafieniem Urugwajczyka kontrolowała grę, by w końcu wykorzystać kolejny błąd w obronie i powiększyć swoje prowadzenie. Bramkę zdobył Ivan Rakitić, asystował Leo Messi. To jest już siódmy gol Chorwata w tym sezonie ligowym. Po tej starcie Espanyol zaczął zdawać sobie sprawę, że nie uda im się już niczego osiągnąć, a potwierdzeniem ich nastrojów był kolejny katastrofalny błąd w obronie. Aarón Caricol próbował wybić futbolówkę z własnego pola karnego, lecz w nią nie trafił. Piłka odbita od nóg obrońcy trafiła, oczywiście, do Luisa Suáreza, który z bliskiej odległości nie miał żadnych problemów z ustaleniem wyniku sobotniego meczu. Barcelona zapisuje na swoim koncie kolejne trzy punkty w ligowej tabeli, które pozwalają jej póki co pozostać na fotelu lidera.
Rozdeptane Kanarki
Ekipa Simeone wpadła na Gran Canarię i rozgniotła Los Amarillos na miazgę. Kanarki nawet nie pisnęły, nie były nawet cieniem drużyny, która zachwycała sympatyków La Liga na początku tego sezonu. Kanaryjczycy utracili ambicję i osobowość. Z drużyny liczącej się w walce o europejskie puchary, stali się tą odcinającą kupony od wcześniejszych zwycięstw. Już pierwsze dośrodkowanie w pole karne gospodarzy zakończyło się katastrofą, golem wbitym przez Kevina Gameiro. Nie minął kwadrans, a Saúl do asysty dorzucił zdobytą bramkę. Chwilę później dublet skompletował Gameiro, a trafienia w drugiej odsłonie starcia dorzucili jeszcze Thomas Parley i Fernando Torres pozostawiając Kanarki bez piórek. W międzyczasie z boiska wyleciał Kevin-Prince Boateng za uderzenie łokciem w tył głowy José Giméneza. W wyniku urazu urugwajski obrońca także musiał opuścić murawę. To było jedyne godne uwagi zdarzenie z udziałem Los Amarillos, ale chyba nie o takie akcje im chodziło.
Celta z głową w Lidze Europy
Drużyna z Vigo najwyraźniej odpuściła sobie już krajowe rozgrywki skupiając się na Lidze Europy i oszczędzając siły przed półfinałową potyczką z Manchesterem United. Gospodarze w osłabionym składzie nie oddali ani jednego strzału na bramkę Basków, co dodatkowo ułatwiło zadanie gościom. Wynik meczu otworzył Raúl García, a dobrą okazję na jego podwyższenie zmarnował Iñaki Williams, który uderzył w słupek. Po zamianie ponownie dał o sobie znać Raúl, który skompletował dublet. Żaden inny pomocnik nie ma na swoim koncie takiego udziału w zdobytych bramkach swojego zespołu, co zawodnik Los Leones. Nawarczyk strzelił w tym sezonie trzynaście goli we wszystkich rozgrywkach, a osiem razy asystował. Wisienka na torcie to bramka zdobyta przez rezerwowego, Mikela Rico, który wszedł na boisko na ostatnie dziesięć minut meczu. W walce o udział w europejskich puchar Baskowie nie odpuszczają ani na krok równie świetnie spisującej się drużynie Villarrealu. Końcówka sezonu w wykonaniu tych dwóch ekip zapowiada się więc równie ciekawie, co rywalizacja o mistrzowski tytuł.
Submarino zwycięża, Sporting tonie
Chociaż w spotkaniu Villarrealu ze Sporingiem to gospodarze, walczący o grę w europejskich pucharach, byli zdecydowanymi faworytami, to początkowo nie wyróżniali się znacząco na tle swoich kolegów z Gijón. Toczący bój o pozostanie w La Liga Asturyjczycy przez pierwsze pół godziny wytrzymywali ataki Los Amarillos i sami nawet o mały włos nie trafili do bramki, kiedy strzał Moia Gómeza zatrzymał się na poprzeczce. W końcu jednak sztuka trafienia pomiędzy obramowanie słupki powiodła się gospodarzom. Piłkę w bramce umieścił Roberto Soldado. Wiatru w żagle piłkarze Frana Escriby nabrali dopiero w drugiej połowie, kiedy dwukrotnie na liście strzelców zapisał się Cédric Bakambu. To już szósty dublet Francuza w barwach Villarrealu w Primera División. Lepszy pod tym względem w historii występów Żółtej Łodzi Podwodnej w La Liga był jedynie Diego Forlán (2004-2007), który ma ich na koncie jedenaście. Szansę na zdobycie bramek w drugiej połowie mieli także Sansone i Soladado, ale posyłane przez nich strzały w większości były niecelne. Goście zdołali odpowiedzieć jedynie honorowym trafieniem Douglasa. Strata trzech punktów mocno skomplikowała im drogę do utrzymania. Klub z Asturii kontynuuje najgorszą passę tego sezonu (trzy remisy, cztery porażki). Villarreal wręcz przeciwnie, zaliczył trzecie zwycięstwo z rzędu. Drużyna Frana Escriby jest o krok bliżej od zapewnienia sobie udziału w europejskich pucharach, choć nadal będzie to trudne zadanie, gdyż przed sobą ma niezwykle trudne starcie z Barceloną.
Fiesta rezerwistów
Mauricio Pellegrino posłał w bój na Benito Villamarin drugi garnitur Deportivo Alavés, pozwalając na odpoczynek kluczowym zawodnikom. Deyverson, Camarasa, Theo Hernandez… zasiedli na ławce rezerwowych i patrzyli jak ich koledzy demolują Betis. No dobrze, nie tak od razu. To Los Verdiblancos rozpoczęli starcie od mocnego uderzenia, za sprawą strzału Rubéna Pardo zza pola karnego. Jednakże w przeciągu dziesięciu minut na początku drugiej połowy wiele się zmieniło. Sygnał do ataku dał Nenad Krstičić, doprowadzając do wyrównania. Dalej poszło niczym z płatka. Dwie akcje z udziałem Carlosa Vigaraya i na tablicy świetlnej po stronie Alavés widniała już trójka. Wyłożone przez wychowanka Getafe piłki do siatki wbił Rubén Sobrino i Christian Santos Kwasniewski. Jakby tego było mało w doliczonym czasie gry, indywidualnym rajdem dobił Andaluzyjczyków kolejny Serb, Aleksandar Katai, który ustalił wynik meczu na 4:1. Jak widać, La Feria de Abril – tradycyjna, kwietniowa fiesta w Sewilli – nie zaczęła się dla gospodarzy zbyt radośnie.
Drzemka Ogórków
Sytuacja Los Pepineros w Pirmera División wciąż pozostaje skomplikowana, choć nie beznadziejna. Nadal mają przewagę sześciu oczek nad Sportingiem, lecz nie udało im się zapewnić sobie jeszcze utrzymania. Na Ipurui zostali wypunktowani. Dwa dobre podania Davida Junki w przeciągu pięciu minut zagwarantowały Los Armeros zwycięstwo. Pierwsza bramka padła po klasycznej akcji Eibaru – dośrodkowania w okolice piątego metra od linii bramkowej, gdzie na piłkę czyhał już przynajmniej jeden napastnik Basków. Tym razem był nim Kike García, lecz Sergi Enrich wkrótce poszedł w jego ślady. Urwał się obrońcom Leganés, wyczekującym na odgwizdanie nieistniejącej pozycji spalonej i zimną krwią zmieścił piłkę w bramce przy dalszym słupku. Następnym razem defensorzy Ogórków muszą wykazywać się większą czujnością, gdyż takie drzemki w najbliższym czasie mogą ich bardzo drogo kosztować.
Pożegnalny prezent dla Osasuny
Osasuna pogodziła się już ze spadkiem do Segunda División. Piłkarze pożegnali się uroczyście z hiszpańską ekstraklasą wnosząc transparent w dwóch językach – hiszpańskim i euskerze, aby podziękować kibicom za wsparcie podczas tego sezonu. Po meczu sympatycy Osasuny odwdzięczyli się zawodnikom owacją na stojąco. Los Rojillos rozpoczęli spotkanie celnym trafieniem już w czwartej minucie. Radość ta trwała jednak tylko niespełna kwadrans, bo do wyrównania doprowadził kompletnie niekryty Guilherme. Tuż przed gwizdkiem na przerwę goście mieli okazję podwyższyć wynik, ale poprzeczka zatrzymała piłkę posłaną w kierunku bramki przez Juanfrana. Po zamianie stron to Deportivo wyszło na prowadzenie, po kolejnej bramce Brazylijczyka, ale drużynie z La Coruñi najwyraźniej zrobiło się żal Nawarczyków, więc szybko się zreflektowali, na pożegnanie dając im prezent w postaci remisu. Wspomniany Juanfran wbił piłkę do własnej siatki, nie pozostawiając bramkarzowi żadnych szans na obronę.
Mają rozmach…
Dwie drużyny, które męczyły się przez niemal cały sezon, mogą już grać na luzie. W przyszłej kampanii nie będzie ich w La Liga. A kto zajmie ich miejsce? Wiemy już, że będzie to Levante. Żaby zdominowały rywalizację na zapleczu i na sześć kolejek przed końcem rozgrywek mają bezpośredni awans w garści. Z tego okazji władze klubu zdecydowały się na zupełnie wyjątkowy prezent, wart jakieś 1,5 miliona euro.
Wow. Levante zamierza rozdać karnety na LL wszystkim kibicom, którzy byli na 85% ich domowych meczów w SD. Wymogi spełnia 12,5 tys. fanów.
— Tomasz Zakaszewski (@T_Zakaszewski) May 1, 2017
Derby kompletne
Zacięta rywalizacja w Andaluzji zaowocowała świetnym widowiskiem i najlepszym meczem Málagi w tym sezonie. Los Blanquiazules zmobilizowali wszystkie swoje siły i w zaciętym pojedynku pokonali faworyzowaną Sevillę. Spotkanie rozpoczęło się szczęśliwie dla Sevillistas, jedną z dwóch bramek zdobytych przez Franco Vázqueza. Ale już wkrótce zawodnicy gości mogli utwierdzić się w przekonaniu, że pokonanie podopiecznych Michela nie będzie łatwym zadaniem, gdyż Pablo Fornals oddał potężny strzał w samo okienko bramki gości. To jeden z najlepszych goli w tej kolejce. Swój koncert rozpoczął również Sandro Ramírez – nie tylko wykorzystał błąd Nico Parejy i zdobył bramkę, ale także dorzucił do tego asystę przy trafieniu Diego Llorente i wywalczył rzut karny. Co prawda, nie zamienił “jedenastki” na gola, gdyż doskonale wyczuł go Sergio Rice, jednakże bramkarz Los Nervionenses był już bezradny przy dobitce Juankara, która przypieczętowała los Sevilli. Málaga pokazała klasę i utarła nosa największemu rywalowi. Podopieczni Sampaoliego w walce o podium La Liga stoją obecnie na straconej pozycji. W zasadzie muszą uważać nawet, by nie wyprzedził ich rozpędzony Villarreal.