Atlético niczym myśliwy kroczyło za Sevillą. Czasem gubiło ślad, ale wciąż wracało na jej trop. W końcu wykorzystało moment słabości drużyny Sampaoliego i dopadło ją. Od teraz to Sevillistas muszą stanąć na nogi i prowadzić pościg za Los Rojiblancos. Z 29. kolejki polecamy w szczególności: wspaniałe gole Alexa Szymanowskiego oraz José Antonio Reyesa oraz indywidualne popisy Luisa Suáreza.
Droga na podium
Málaga zapłaciła wysoką cenę za brak efektywności. Strzałów oddawali mnóstwo, ale żaden nie był specjalnie groźny dla gości. Atlético z kolei nie grało pięknie, ale za to brutalnie skutecznie. Nawet gdy Fernando Torresowi nie wszystko wychodziło tak jakby tego chciał i tak kończyło się to na korzyść jego zespołu. Przy pierwszej akcji bramkowej próbował obrócić się i przedrzeć przez obronę Andaluzyjczyków. Defensorzy wzięli go w kleszcze, ale w tym przypadku zastosowanie zasady: “piłka może przejść, zawodnik nie”, nie zdało swojego egzaminu. Za plecami obrońców jak spod ziemi wyrósł Koke i dopadł do bezpańskiej futbolówki, po czym trącił ją do bramki pomiędzy interweniującym obrońcą a Carlosem Kamenim. Zachował przy tym spokój jak morze w czasie ciszy. Podobna sytuacja miała miejsce i przy drugim trafieniu. Także brał w niej udział El Niño, lecz wykończenie należało już do Filipe Luisa. Podopieczni Cholo pewnie kroczą po miejsce na pudle.
Istnieje życie bez Messiego
Barca nie bez trudów, lecz ostatecznie pokazała Granadzie jej miejsce w szeregu. Luisowi Suárezowi udało się napocząć El Granę dopiero pod koniec pierwszej połowy, gdyż wcześniej bez zarzutu spisywał się Guillermo Ochoa. Uruchomiony przez Jordiego Albę fantastycznym podaniem na wolne pole Urus, złapał meksykańskiego bramkarza zbyt daleko od bramki i przelobował. Sensacją zapachniało w drugiej odsłonie, ponieważ Jérémie Boga urwał się defensywie Dumy Katalonii i wyrównał stan rywalizacji. Konsternacja trwała jednak niecały kwadrans. Wówczas to jeszcze raz przypomniał o sobie odblokowany Paco Alcácer. Trzeba przyznać, iż przy golu wychowanka Valencii, to Luis Suárez odwalił kawał dobrej roboty posyłając cudowną asystę. Od tego momentu Granada wpadła z deszczu pod rynnę. Czerwoną kartkę zobaczył Uche Agbo, a następnie grając w osłabieniu zostali dobici przez Barcę dwoma golami. Rolę katów wypełnili Ivan Rakitić, a także Neymar, który wpisał się na listę strzelców po raz setny w oficjalnym meczu Barcelony. Blaugrana i bez Leo żyje.
Pogromcy Basków
Przeciwko ekipie z Vitorii Los Blancos nie pokazali zbyt wiele, lecz trzy przebłyski i tak w zupełności wystarczyły. Pierwszy przyjął postać dwójkowej akcji Karima Benzemy i Daniego Carvajala. Francuz i Hiszpan bez większego trudu rozpracowali defensywę Los Babazorros, choć trzeba jednocześnie zaznaczyć, iż przy pierwszym podaniu prawego obrońcy do napastnika, ten drugi był na minimalnym spalonym. Następny przebłysk należał do Isco. Andaluzyjczyk doskonale podłączył się do ataku i, pomimo ostrego kąta, perfekcyjnie zmieścił futbolówkę pod poprzeczką. Trzeci, to zasługa Nacho, który jako pierwszy dopadł do futbolówki po tym jak ta, po potężnym strzale Bale’a z rzutu wolnego, odbiła się od poprzeczki. Wychowanek Realu nie miał już kłopotów z pokonaniem drugiego adepta cantery Królewskich, gdyż Pacheco nie zdążył się podnieść po wcześniejszej interwencji. Real Madryt w przeciągu zaledwie miesiąca rozbroił Eibar, pokonał Athletic oraz wypunktował Deportivo Alavés. Są prawdziwymi pogromcami baskijskich drużyn.
Błędne partidazo
Widowisko pomiędzy Villarrealem i Eibarem rozpoczęło się po myśli podopiecznych Escriby. Do centry Mario Gaspara doskoczył Roberto Soriano otwierając wynik meczu. Na początku drugiej połowy doszło jednak do zwrotu akcji. Kike García padł w polu karnym Żółtej Łodzi Podwodnej bez wyraźnego powodu, na co arbiter Ocón Arráiz zareagował wskazaniem na wapno. Honory pełnił Pedro León i to jemu zapisana została wyrównująca bramka. Nie był to jednak ostatni błąd zespołu sędziowskiego. Wkrótce Florian Lejeune zablokował piłę ręką w obrębie szesnastki własnej drużyny, zawodnik wykonał nią ruch do futbolówki. Ale nie spotkało się to z jakąkolwiek reakcją ze strony arbitra.
Miało to swoje reperkusje, ponieważ chwilę później to Rusznikarze, za sprawą Kike, świętowali drugie trafienie. Także oni zapisali na swoim koncie “trójkę”, po tym jak Takeshi Inui przycisnął Jonathana dos Santosa, odebrał mu piłkę i samotnym rajdem podwyższył prowadzenie. Po tych ciosach Los Amarillos nie było już stać na remontadę, a jedynie na kontaktowego gola, ponownie za sprawą Soriano. W bardzo wyrównanym meczu nie tylko czysty futbol miał znaczenie. Arbitrzy dopuścili się dwóch kluczowych pomyłek, które miały poważny wkład w ostateczny rezultat.
Derbowy Reyes
Po powrocie José Antonio Reyesa do Sevilli zarysowała się pewna tendencja. Swoje wyjątkowo dobre występy w sezonie często rozgrywał przeciwko największemu rywalowi Sevillistas. Nie inaczej jest i teraz. Choć La Perla zmienił barwy klubowe, to nadal potrafił się zmobilizować na starcie z Verdiblancos.
Nim jednak doszło do popisu Andaluzyjczyka Papużki straciły bramkę po strzale Rubéna Castro z rzutu karnego. Winowajcą był Javi Fuego, który podciął Tony’ego Sanabrię we własnej “szesnastce”. Odkupił jednak swoje winy doprowadzając do wyrównania na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu. W 90 minucie z kolei doszedł do głosu Reyes. Przełożył piłkę z lewej na prawą nogę, perfekcyjnie przymierzył i posłał soczyste uderzenie z dystansu pod poprzeczkę, przy bliższym słupku. Wspaniałe golazo, które jednocześnie pozwala Espanyolowi wciąż śnić o Lidze Europy.
Twarde Ogórki
Trzy remisy z rzędu Leganés nie brzmią może dobitnie, jednak kiedy dodamy do tego, że odwiedzili ostatnio Ramón Sánchez Pizjuán oraz Anoetę, zmienia to postać rzeczy. Nawet pomimo faktu, że oba zespoły znalazły się w dołku. Real Sociedad przejął całkowitą dominację na boisku, ale nie potrafił poradzić sobie z Los Pepineros. Ogórki objęły nawet prowadzenie w starciu. Alex Szymanowski wspiął na wyżyny umiejętności – genialnym strzałem z ostrego kąta przerzucił futbolówkę nad Rullim i zmieścił ją do bocznej siatki, po wewnętrznej stronie bramki. Majstersztyk! Txuri-Urdin zdołali uratować jedynie remis za sprawą ich nowego odkrycia, Álvaro Odriozoli. Prawy obrońca przeprowadził rajd swoją flanką, ściągnął na siebie trzech przeciwników, a następnie wyłożył piłkę niepilnowanemu Juanmiemu. Ten pewnie wykończył akcję. Dla Basków był to już trzeci mecz bez wygranej z rzędu.
Lwie kły
Los Leones pokazali zęby pod postacią Aritza Aduriza oraz Iñakiego Williamsa. We dwójkę wykończyli oni i tak będącą już żywym trupem Osasunę. Najlepszy strzelec Basków wpisał się na listę strzelców w ich barwach już po raz setny. Williams zaliczył błyskotliwe, kluczowe podanie przy trafieniu Aduriza i sam podwyższył następnie prowadzenie. Nie można odmówić Nawarczykom starań, ale jak zwykle nie przełożyły się one na punkty, a jedynie na gola honorowego autorstwa Sergio Leóna. Klasa tego napastnika nie podlega wątpliwości, już przylgnęła do niego łatka “zbyt dobrego jak na Osasunę”.
Spokojne Nietoperze i wtopa Cancelo
Los Ches gładko rozprawili się z Deportivo. Voro zaliczył swoje ósme zwycięstwo na ławce trenerskiej Valencii – o jedno więcej niż Neville, Pako Ayestarán i Cesar Prandelli razem wzięci. To był niemal doskonały wieczór dla kibiców Valencii, choć mógł zacząć się niefortunnie. Mimo przewagi gospodarzy to Fayçal Fajr mógł wyprowadzić na prowadzenie Depor, gdyż wykonywał on rzut karny za faul Montoyi na Andone. “Mógł”, ale już zapewne domyślacie się, co w takiej sytuacji poszło nie tak. Dwa słowa: Diego Alves. Brazylijczyk tego dnia był fantastycznie dysponowany. Nietoperze podbudowane powtórką z rozrywki w wykonaniu swojego golkipera rozpoczęły własne show. Najpierw zamieszanie w polu karnym Galisyjczyków po rzucie wolnym Parejo wykorzystał Gaya, a później napastników i obrońców gospodarzy wyręczył Raúl Albentosa. Stoper urodzony w miejscowości oddalonej o nieco ponad 40 kilometrów od Walencji, idealnie wyskoczył do dośrodkowania z rzutu rożnego, uderzył piłkę głową i posłał ją do własnej bramki obok bezradnego Luxa. Humor kibicom Valencii popsuł jedynie João Cancelo. Prawy obrońca podwyższył wynik na 3:0, po czym gestem próbował uciszyć trybuny Mestalla. Fani Nietoperzy zareagowali przeciwnie do zaleceń Portugalczyka i obsypali go gwizdami. Zapałka rzucona przez zawodnika trafiła na kanister rozlanej benzyny, z powodu doniesień łączących go z Barceloną.
Sevilla bez asa
Sevillistas zaliczyli piąte spotkanie bez zwycięstwa z rzędu remisując ze Sportingiem Gijón w swojej twierdzy. Drużyna Sampaoliego m.in. straciła swój największy atut – umiejętność odmieniania losów spotkań w ostatnim kwadransie gry. Nawet gdy nie prezentowali się dostatecznie dobrze, potrafili w końcówce starcia wyjąć asa z rękawa i rozstrzygać mecz na swoją korzyść. Ponownie zabrakło im atutów.
Na duży plus zasłużył sędzia Iñaki Vicandi Garrido, gdyż uchronił się on przed poważnym błędem. Początkowo podyktował bowiem rzut karny na korzyść Asturyjczyków, lecz słusznie zmienił swoją decyzję. Carlos Castro był co prawda faulowany w polu karnym Sevilli, lecz wcześniej – w trakcie podania znalazł się na spalonym. I taki też był ostateczny werdykt.
Tak oto wielki pościg Atlético zakończył się powodzeniem.
Powrót Rossiego
Giuseppe Rossi był niemal przez cały sezon w Celcie niezauważalny. Sytuacja Włocha nie była sprawiła, że jego agent narzekał w mediach na brak występów swojego klienta. Wczoraj na Balaidos Pepito dał wszelkie powody Toto Berizzo, by ten stawiał na włoskiego napastnika częściej. Pierwszego gola podarował Rossiemu obrońca Las Palmas, Pedro Bigas, który po prostu oddał mu piłkę w momencie, gdy miał ją wyprowadzić, a cała drużyna znajdowała się daleko z przodu. Kanarki zabrały się do roboty i były niezwykle blisko wyrównania. Genialne podanie Jonathana Viery dotarło do Davida Simóna, ten uderzył i futbolówka załopotała w siatce. Perfekcyjna akcja. Niestety nie w oczach sędziów, którzy jakimś cudem dopatrzyli się tam spalonego, dlatego Clós Gomez anulował gola.
Celtowie grali swoje. Iago Aspas wchodził w obronę Los Amarillos jak w masło, a Rossi po prostu ładował jednego gola za drugim, aż uzbierał hattricka. Kanarki trafiły raz w poprzeczkę, a Jonathan Viera w doskonałej okazji uderzył obok słupka… jedynie Bigas, zdeterminowany by odrobić swój błąd z pierwszej połowy, odczarował bramkę gospodarzy. Lecz na remontadę było już stanowczo za późno. Szalony i otwarty mecz należał do Pepito i Galisyjczycy wygrali go zasłużenie, mimo poważnej pomyłki sędziów.