Po raz czwarty w swojej karierze Sergio Asenjo musi zmagać się z kontuzją więzadeł. La Liga traci do końca kampanii jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego golkipera tego sezonu. To poważny cios dla aspiracji Villarrealu, niewykluczone również, iż z nim na pokładzie starcie z Królewskimi zakończyłoby się inaczej.
Polecamy: golazo Simone Zazy, Ibaia Gómeza, Alexandra Szymanowskiego, a także wielbłądy: Javiego Varasa i Goran Čaušicia, Martina Holgi oraz Guillermo Ochoi.
Hasta el final… czyli remontada Realu
Real Madryt chyba jeszcze nie do końca otrząsnął się po porażce z Valencią, bo kompletnie pogubił się w pierwszej godzinie spotkania z Villarrealem i o mały włos El Submarino Amarillo nie tylko zarobiliby na Królewskich komplet punktów, ale również strąciliby ich z pozycji lidera. Po ponad pół godzinie gry, nim jeszcze zaczęły padać bramki, przy z pozoru niegroźnym wyskoku, Sergio Asenjo nabawił się urazu i musiał opuścić murawę. Jak się później okazało, była to znacznie poważniejsza kontuzja, wykluczająca go z gry na przynajmniej pół roku.
Kiedy na listę strzelców wpisali się Manu Trigueros i Cédric Bakambu w głowie Zinedina Zidane’a mogły odżyć koszmary z ostatniego wyjazdowego spotkania. Nastrój kibiców zgromadzonych na Estadio de la Cerámica zepsuł jednak Gareth Bale, zdobywając bramkę kontaktową za sprawą pięknego uderzenia główką. Trochę przypadkowo przysłowiową pomocną dłoń i to w sposób bardzo dosłowny, wyciągnął w kierunku Królewskich Bruno Soriano. Podyktowana jedenastka wzbudziła wiele emocji, czego efektem były żółte kartki dla zawodników Villarrealu i wyrzucenie z ławki trenera, Frana Escriby. Bezbłędnym egzekutorem karnego został, oczywiście, nie kto inny jak Cristiano Ronaldo, a trzy punkty dał Realowi celny strzał Álvaro Moraty. Hiszpan stał się tym samym najbardziej bramkostrzelnym rezerwowym piłkarzem obecnego sezonu La Liga. Dzięki wspaniałej remontadzie Real cały czas zajmuje pozycję lidera Primera División.
Bez jubileuszowej fiesty Cholo
Diego Simeone nie udało się przypieczętować zwycięstwem swojego 300. meczu w roli szkoleniowca Atlético Madryt. Na przeszkodzie stanęła groźna nawet w słabszej formie Barcelona.
Gospodarze mogą pluć sobie w brodę, bo na początku meczu nie wykorzystali kilku stuprocentowych sytuacji. Na listę strzelców próbowali wpisać się m.in. Antoine Griezmann czy Kévin Gameiro. Jako pierwszy piłkę w bramce umieścił Luis Suárez, ale gol ten nie został uznany przez sędziego, który dopatrzył się zagrania ręką ze strony Urugwajczyka. Wynik został więc otworzony dopiero w drugiej połowie, kiedy to Jana Oblaka pokonał niezwykle skuteczny Rafinha (sześć goli przy ośmiu celnych strzałach). Zaledwie sześć minut później, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, Diego Godín – tradycyjnie głową – posłał piłkę obok bezradnego Ter Stegana, przywracając swoim kibicom nadzieję na końcowy sukces. Ten scenariusz pokrzyżował jednak Leo Messi, zdobywając bramkę po małym zamieszaniu w polu karnym. To było 13. trafienie Argentyńczyka na Vincente Calderón. Na żadnym innym hiszpańskim stadionie nie udało mu się uzbierać takiego dorobku.
Katalończycy kontynuują dobrą passę zwycięstw nad Los Colchoneros w La Lidze i umacniają się na drugiej pozycji w ligowej tabeli. Dla Atlético sytuacja wygląda nieco gorzej. Co prawda madrytczycy zajmują czwarte miejsce, ale od goniącego ich Realu Sociedad dzieli ich już tylko punkt różnicy.
Dwa ognie
Derbi Sevillano miały bardzo jaskrawy przebieg. Najpierw Betis zamiatał murawę Sevillą, a po przerwie obie drużyny zamieniły się rolami. Zupełnie jakby nagle piłka zaczęła parzyć Verdiblancos, a przestała Sevillistas. Podopieczni Sampaoliego za swą bezsilność w pierwszej odsłonie zapłacili utratą bramki. W rolę kata wcielił się Riza Durmisi, który opadającym strzałem przez dziurę w murze pokonał Sergio Rico jako pierwszy zawodnik Beticos, od kiedy młody golkiper zajął miejsce między słupkami bramki Sevilli (sześć występów). Do wyrównania doprowadził po stałym fragmencie gry Gabriel Mercado, swoim drugim golem w derbach Sewilli w tym sezonie. Znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie i dobił uderzenie Vicente Iborry sparowane przez Antonio Adána. W kolejnej, podobnej sytuacji rosły kapitan Sevillistas już się nie pomylił i podwyższył wynik na 2:1.
Tu należy się zatrzymać, gdyż fatalną w skutkach decyzję podjęli sędziowie. Gol został uznany przez arbitra głównego Carlosa del Cerro Grande, gdyż liniowy nie zauważył, iż na spalonym był Steven N’Zonzi, przedłużający następnie podanie do Iborry. Niestety, po raz drugi w tej kampanii wynik największych z derbów Andaluzji, został wypaczony przez kiepskie sędziowanie.
Natura Nietoperzy
W środku tygodnia Los Ches sprawili niespodziankę pokonując Los Blancos w zaległym spotkaniu. Niespodzianką był rezultat, ale nie sama postawa Valencianistas. Co znamienne, zwycięstwo zapełniły im zimowe wzmocnienia – Simone Zaza – fantastyczne golazo w jego wykonaniu – oraz Fabián Orellana.
Tymczasem w ostatni weekend uznali wyższość Deportivo Alavés. Typowa Valencia, można rzec. Kiedy przychodzi do starcia z Realem Madryt lub Barceloną potrafią stanąć na rzęsach, lecz gdy przeciwnikiem jest już ktoś z dolnej części tabeli, pokazują swoje zwykłe oblicze (vide chociażby Osasuna). Najlepiej oddaje to sytuacja z rajdem Rubéna Sobrino, który z łatwością wyminął obu stoperów rywali i dopiero świetna interwencja Diego Alvesa uratowała skórę Nietoperzy. Valencia trafiła do siatki jako pierwsza, choć to Alavés naciskało mocniej. Fernando Pacheco wyciągnął uderzenie Daniego Parejo z rzutu wolnego, ale nie poradził już sobie z dobitką Carlosa Solera. Los Babazorros nie rzucili jednak ręcznika. Odpowiedzieli kapitalnym strzałem Ibaia Gómeza, który posłał piłkę do siatki, choć przed nim mnożyły się nogi zawodników Valencii. Żaden jednak nie próbował przeszkodzić Baskowi w oddaniu strzału. Na koniec wpuszczony z ławki Aleksandar Katai, uruchomiony podaniem Sobrino, w sytuacji sam na sam położył Diego Alvesa i zapewnił zwycięstwo ekipie Maurico Pellegrino.
Na kłopoty… Iago Aspas
Po zaciętym i szczęśliwie zakończonym pojedynku w Lidze Europy Toto Berizzo postanowił ponownie – tak jak to robił przy okazji Pucharu Króla – dać odpocząć swoim kluczowym zawodnikom. To utorowało drogę Sportingowi nie tylko do nawiązania różnorzędnej walki z Celestes, ale nawet do ich zdominowania. Wynik jednak zmienił się dopiero po rzucie karnym wykonanym przez Moi Gómeza, po tym jak Carles Planas spóźnił się z interwencją i powalił Carlosa Carmonę w polu karnym. Argentyński trener nie miał wyboru, musiał uwolnić bestię pod postacią Iago Aspasa. Kwadrans później losy spotkania się odwróciły. Ponownie zawiódł młody wychowanek Asturyjczyków, Jorge Meré (poważne błędy popełnił ostatnio np. z Las Palams i Atleti). Tym razem pozostawił kolegów na placu boju w dziesiątkę, gdyż wyciął wychodzącego na sytuację sam na sam Theo Bongondę. Po tym faulu do wykonania rzutu wolnego podszedł Aspas. Uderzył i zmieścił futbolówkę pod murem oraz przy bliższym słupku bramki Sportingu. Po raz drugi w tym tygodniu uratował Celtów.
Garitano vs. Garitano
Dwóch szkoleniowców połączonych zbieżnością nazwisk – Asier oraz Gaizka – ma ze sobą wiele wspólnego. Są Baskami, ich zespoły toczyły walkę o utrzymanie, a także obaj zaistnieli na salonach La Liga wydobywając odpowiednio Leganés i Eibar z Segundy B. W ten weekend Asier pozbawił jednak pracy Gaizki, pogrążając przy tym jego Deportivo. Los Pepineros wspaniale zareagowali po przegranej ze Sportingiem oraz pechowej porażce z Barceloną – rozgromili Galisyjczyków z A Coruñi aż 4:0.
Oficjalnie: Gaizka Garitano zwolniony z Deportivo. Zastąpi go czasowo Cristobal Parralo, trener Fabrilu.
— Tomasz Pietrzyk (@tomek2648) February 26, 2017
Chociaż po stronie Deportivo nie było miejsca w meczowej kadrze dla Tytonia, to w spotkaniu nie zabrakło polskiego akcentu. Alex Szymanowski po dośrodkowaniu Nabila El Zhara, kapitalnie przymierzył z pierwszej piłki i trafił niemal w okienko bramki strzeżonej przez Germana Luxa. Kolejnymi strzelcem był Martín Mantovani, czym naprawił nieco błąd ze starcia z Blaugraną, a ponadto stał się jedynym w historii zawodnikiem Ogórków, mającym w dorobku gola zarówno w Segundzie B, w Segundzie, jak i w La Liga. Po tym jak uderzeniem rywala łokciem, za występ podziękował Raul Albentosa, Leganés wpakowało Depor jeszcze dwie bramki. Autorami ich byli: potwierdzający dobrą dyspozycję młody piłkarz Ahleticu – Unai López oraz wpuszczony z ławki Alberto Bueno. Kibice podmadryckiego beniaminka tymczasowo odetchnęli z ulgą, w Galicji zbierają się za to czarne chmury.
Kanarki nieloty
Kanaryjczycy po pierwszej porażce w tym sezonie na własnym boisku ponownie przegrali na Gran Canarii. Luty w wykonaniu Los Amarillos wygląda wręcz fatalnie – cztery spotkania, cztery porażki. Wszystkie jednym golem różnicy. W piątkowy wieczór to Gerónimo Rulli powstrzymał zapędy Las Palmas, a Javi Varas oddał punkty Realowi Sociedad. Argentyńczyk w groźnych sytuacjach trzykrotnie zatrzymał tylko Jeségo, a trzeba dodać do tego i strzały Tany z drugiej linii oraz Boatenga. Varas nie mógł pochwalić się takimi interwencjami, ale w zamian “zabłysnął” podaniem wprost do Xabiego Prieto. Kapitan Basków przymierzył i skorzystał z prezentu.
Feliz cumpleaños Sergi!
W przeciwieństwie do Simeone powody do świętowana miał Sergi Enrich oraz cały Eibar. Los Armeros świętowali swój setny mecz w La Liga. Enrich z kolei 26 lutego skończył 27 lat, dzień wcześniej uczcił urodziny dziesiątym ligowym golem w tym sezonie i asystą przy bramce Adriána Gonzáleza. Chociaż akurat w tym drugim przypadku miał sporo szczęścia, bowiem gdy wychodził do podania był na pozycji spalonej. Liniowy jednak tego nie zauważył, a gola do szatni dostała Málaga. Równie efektowny w wykonaniu gospodarzy był początek drugiej połowy. Najpierw, zaledwie pięć minut od wznowienia gry, z rzutu karnego ponownie trafił Adrián. Była to już jego piąta bramka w ostatnich siedmiu spotkaniach, z czego trzecia zdobyta po rzucie karnym. Nim jednak Andaluzyjczycy zdążyli się z otrząsnąć spadł na nich drugi cios wyprowadzony przez samego jubilata. Warto zauważyć, że to już szósty mecz w tym roku, który Eibar kończy z minimum trzema zdobytymi bramkami na koncie. Naturalnie olbrzymia w tym zasługa Enricha.
Czy na sali jest lekarz?
Pilna pomoc potrzebna jest w Granadzie, która nie może wydostać się ze strefy spadkowej. Chociaż Andaluzyjczykom udało się zdobyć bramkę w jaskini Lwów za sprawą Mehdiego Carceli-Gonzáleza, to ostatecznie i tak to Baskowie dopisali w ligowej tabeli trzy punkty na swoim koncie. Strzelcy gospodarzy: Markel Susaeta, Iñigo Lekue i Mikel San José mogą być wdzięczni defensywie El Grany, której interwencje wpisać można do kronik kryminalnych. Przy pierwszym golu zawalił Martin Hongla, do drugiego przyczynił się Guillermo Ochoa, ponieważ niepotrzebnie łapał piłkę po podaniu od Ingasona, przy trzecim także zawinił meksykański golkiper gości. Jak widać mecze domowe przynoszą Athleticowi upragnione punkty. W tym ligowym sezonie, poza pierwszym spotkaniem na własnym obiekcie (z Barceloną), nie przegrali na San Mamés ani razu, notując na swoim koncie dziewięć zwycięstw i trzy remisy.
Osasuna trafia na Oddział Intensywnej Terapii
Los Rojillos bardzo łatwo zostali pogrążeni przez Papużki, można powiedzieć, że nawet zbyt łatwo. Pierwszy na tablicę strzelców wpisał się Felipe Caicedo, ale to był jedynie drobny deszcz dla Osasuny, która niebawem trafiła pod rynnę. Z 1:0 w przeciągu dziesięciu minut mogło być już 2:0, lecz niedoszły transfer Legii nie wykorzystał jedenastki. Fantastyczną paradą popisał się wówczas Salvatore Sirigu, którego… nie powinno być już na boisku. Rzut karny podyktowany został za, mimo wszystko, niewielkie przewinienie Oiera na Gerardzie Moreno. Sędzia Carlos Clos Gómez ukarał również obrońcę czerwonym kartonikiem. Sęk w tym, że w tej samej akcji, lecz ułamek sekundy później, to włoski bramkarz wyciął napastnika Los Pericos.
W dalszej części spotkania Sirigu niejednokrotnie jeszcze wspinał się na wyżyny swoich umiejętności. Do czas aż zza pola karnego pokonał go Jurado, a następnie kolega z zespołu – Goran Čaušić – postanowił zagrać do znajdującego się daleko za linią obrońców Osy, Moreno. Gerard ponownie postawiony w stuprocentowej sytuacji nie zmarnował jej już – podcinką przeniósł futbolówkę nad włoskim golkiperem. Tym samym wypełnił się nowy zwyczaj Nawarczyków. Odkąd w bramce pojawił się Sirigu, musi co mecz trzykrotnie wyciągać piłkę z siatki. Bez względu na to czy akurat spisuje się dobrze, czy też nie.