Zaczynamy na trzy, bo pod numerologicznym wpływem tej liczby toczyła się 15. kolejka. Atrakcję jaką przygotowała Primera jest nieformalny plebiscyt “Tańczący z obrońcami” na najładniejszą akcję indywidualną w końcówce spotkania. Udział wzięli: Zakaria Bakkali, Leo Messi oraz Léo Baptistão. Głosy na najbardziej zachwycające trafienie można oddawać w komentarzach. Jeszcze tylko oklaski dla: 90+ Minutemana z Realu Madryt, TrIborry, wodzireja Joselu, Guillermo Ochoi oraz Świętych Mikołajów – Iñigo Martíneza z Tiago, i ruszamy!
90+ Minuteman
Wraz z przybyciem Deportivo La Coruña na Bernabeu odbyło się huczne przyjęcie. Real Madryt imprezował w nieco odmienionym składzie, ale co impreza, to impreza i trzeba się wykazać. Cudowne strzały i akcje wypalały tak często, niczym korki od szampanów w sylwestrową noc. Swoją chwilę miał Przemysław Tytoń ratując bramkę przed Jamesem w sytuacji jeden na jeden. Alvaro Morata w końcu jednak zdołał go pokonać soczystym strzałem z dystansu. Casemiro początkowo czyścił przedpole pierwszorzędnie jak Mr Muscle. Niestety, w toku zabawy dał się przechytrzyć Florinowi Andone, który odebrał mu futbolówkę i uruchomił jedną z gwiazd tej balangi, Joselu.
Wychowanek Celty dołączył do zabawy na podmęczonego przeciwnika, a atmosfera panująca w Madrycie wyraźnie go uskrzydliła. Na dobry wieczór załadował gola w okienko, a dwie minuty później znów trafił do bramki Los Blancos. Ponownie dogrywał mu Andone i ponownie akcja rozpoczęła się po błędzie zawodnika Królewskich. Tym razem to Sergio Ramos fatalnie wyprowadził piłkę. Po szybkim powrocie był jedynym obrońcą, który mógł powstrzymać jeszcze Joselu przed poprawieniem dorobku strzeleckiego, ale zamiast przeszkadzać napastnikowi wolał przejechać się po murawie na kolanach.
Los Blancos przeżyli szok, lecz na 10 minut przed ostatnim gwizdkiem wzięli się do roboty. Najpierw Mariano Díaz ucieszył małą Republikę Dominikany, ponieważ stał się pierwszym zawodnikiem z tego kraju, który zapisał się na liście strzelców La Liga. Ostatnie słowo należało jednak do największego miłośnika goli last minute. Sergio Ramos, jak to ma w zwyczaju, wyleciał na orbitę niczym rakieta i główką posłał zabójczy cios. Odkupił tym swoją poprzednią winę i przypieczętował 35. z rzędu mecz bez porażki Realu Madryt. Po wszystkim upamiętnił ten moment i jemu podobne na tatuażu.
Trzyuri-Urdin i Mercenarios
Gol już w drugiej minucie był zdecydowanie złym znakiem dla Valencii przybyłej na Anoetę. I faktycznie wkrótce potem dublet skompletował najlepszy strzelec Realu Sociedad, Willian José. Nadzieję na podjęcie walki przywrócił Nietoperzom inny z zawodników Txur-Urdin, Iñigo Martínez. Chwalony za listopad stoper zaliczył poważny zjazd. Jest w tym sezonie autorem trzech karnych dla rywali, z czego dwa dał im w grudniu. Jedenastkę wykorzystał Dani Parejo – strzelający w tej kampanii głównie z tego punktu, ale nadal będący jasnym ognikiem na tle szarości Los Ches. Gościom mógł odpłacić się w ten sam sposób Carlos Vela, ale tu “niespodzianka”, jego fatalne uderzenie z rzutu karnego zostało z łatwością wybronione przez Diego Alvesa.
I na tym koniec? Pewnie tak zakładała większość kibiców, ale okazało się, że obie drużyny chcą dodać jeszcze trochę fajerwerków. Dwójkowa kontra z udziałem Carlosa Veli i Juanmiego podbiła wynik do 3:1. A zaledwie dwie minuty później odpowiedział Zakaria Bakkali. Wykazał się niesamowitym przyśpieszeniem i przytomnością. Geronimo Rulli wyszedł z bramki, ale interweniował na tyle nieporadnie, że leżał na murawie, gdy Belg z marokańskimi korzeniami szukał miejsca na oddanie strzału w światło bramki. Trzech obrońców La Realu nadal znajdowało się obok niego, ale raczej statystowali niż faktycznie próbowali przeszkodzić mu w posłaniu piłki do siatki. Wyśmienity przebłysk i byle takich więcej!
Ta historia ma jednak nieco gorsze zakończenie. Po powrocie zawodników Los Ches z San Sebastian do Walencji nie mogli oni się wydostać spod budynków klubowych, ponieważ bramę wjazdową okupowała grupa kilkudziesięciu kibiców Nietoperzy, którzy chcieli pozdrowić piłkarzy wyzywając ich od “najemników”. Podobne akcje należą już do lokalnej tradycji. Klub tym razem wezwał policję, żeby zawodnicy mogli rozjechać się do domów.
La plantilla del Valencia, increpada por un grupo de seguidores a su llegada.#EDF pic.twitter.com/Yc3mvAENJj
— La casa del fútbol (@casadelfutbol) December 10, 2016
TrIborra
Celta na Estadio Balaidos mogła poszczycić fantastyczną serią pięciu zwycięstw z rzędu w La Liga. Licząc wszystkie rozgrywki na własnej murawie byli niepokonani od ośmiu spotkań. Wszystko zmieniło przybycie Sevilli do Galicji, a ściślej pojawienie się na boisku Vicente Iborry w drugiej części starcia. Kapitan Sevillistas rozniósł Celestes w pojedynkę niczym Terminator, zdobywając przy tym swojego pierwszego hattricka w karierze. Stał się także jedynym pomocnikiem w XXI w. w Primera, który zdobył trzy bramki wchodząc z ławki.
RozTrzyLanie
Barcelona, zgodnie z założeniami, gładko rozprawiła się z czerwoną latarnią La Liga. Zabrakło jedynie precyzji, by Katalończycy po pierwszych 15 minutach prowadzili 3:0. Luis Suárez uderzył raz tuż obok bramki, drugi strzał posłał w słupek, z kolei Messi zmarnował sytuację sam na sam. Swoją drogą świetnie bronił golkiper gospodarzy, Nauzet Pérez, popisując się skutecznymi interwencjami w krytycznych sytuacjach. Magii El Sadar wystarczyło jednak tylko na pierwszą połowę. W drugiej odsłonie napastnicy Blaugrany dopięli swego, a bramkarz Los Rojillos nie miał już nic do powiedzenia. Na pożegnanie z Nawarrą – regionem słynącym z legend o czarownicach – Messi pokazał próbkę sowich piłkarskich czarów. Wyminął jednego zawodnika Osasuny, drugiego, trzeciego, po czym stanął przed ścianą trzech piłkarzy próbujących zablokować mu drogę do bramki. Jakimś cudem znalazł między nimi miejsce, posłał celny strzał i zakończył akcję golem. Fenomen.
Choroba Athleticu
Kolejna wpadka Athleticu – czyżby kolejny przypadek? Nic bardziej mylnego, jak mawia klasyk. Wpadki Los Leones są bardzo przewidywalne – następują w wyjazdowych meczach ligowych tuż po ich starciach w Lidze Europy. Baskowie przegrali już z Málagą, z Realem Madryt (tu naturalnie można byłoby ich rozgrzeszyć) Las Palmas i Betisem, a także zremisowali z Espanyolem właśnie w takich okolicznościach. W kolejce Primery zaraz po pojedynku w europejskich pucharach wygrali zaledwie raz – z Valencią – ale miało to miejsce na San Mamés. Wszystko wskazuje na to, że wizyty w gościach zaraz po wojażach w Europie, im nie służą.
Derbi de Andalucía Oriental
Derby, derby, derby. Czyli okazja do punktowania dla Granady. Tak się składa, że El Grana zebrała pięć ze swoich dziewięciu punktów grając przeciwko innym andaluzyjskim drużynom. Teraz padło na Málagę. Urwali podopiecznym Juande Ramosa punkt, mimo że to gospodarze mieli znaczącą przewagę i jako pierwsi objęli prowadzenie. Jednakże ekipa z Grenady zdołała doprowadzić do wyrównania za sprawą Artema Krawecia, ich pierwszym celnym strzałem oddanym na bramkę Málagi… w 81 minucie meczu. Rewelacyjnie tego dnia spisywał się Guillermo Ochoa, który wybronił przynajmniej trzy świetne okazje Boquerones do poprawienia wyniku.
Ponadto dwa gole gospodarzy nie zostały uznanie z powodu spalonych. Choć z ust kibiców Málagi i na Twitterze posypały się oskarżenia o klasyczne “robo”, sędzia Álvarez Izquierdo i liniowi mieli słuszność. Przy pierwszej okazji na pozycji spalonej był Sandro, przy drugiej – dużo bardziej kontrowersyjnej – Mikel Villanueva. I choć drugie anulowane trafienie należało do Diego Llorente, a nie wenezuelskiego stopera, to jednak ten uczestniczył dalej w akcji. Próbował doskoczyć do futbolówki i jednocześnie osłonił wychowanka Realu Madryt przed próbą interwencji dwóch zawodników Granady. Pozwoliło to Llorente na oddanie precyzyjnego strzału.
Koniec serii
Papużki męczyły się ze Sportingiem, choć kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy otworzyli wynik. Jednak to czy wywalczą drugie zwycięstwo przed własną publicznością, jeszcze długo wisiało na włosku. W końcówce sprawy w swoje nogi wziął Léo Baptistão. To była fenomenalna indywidualna kontra Brazylijczyka. W takcie rajdu wciąż czuł na plecach oddech Jorge Meré, ale nie pozwolił odebrać sobie piłki. Do tego wyminął jeszcze Douglasa, próbującego odebrać futbolówkę wślizgiem, po czym strzałem w lewy, dolny róg pokonał bramkarza gości, Ivána Cuéllara. Trybuny nagrodziły go gromkim “Leo”. Doprawdy był to majstersztyk i doskonały moment na podwyższenie wyniku, ponieważ już chwilę później bezpośrednio z rzutu wolnego trafił Duje Čop. Chorwat ma 100% skuteczność w tym elemencie gry – dwa gole, przy dwóch próbach (!). W ten właśnie sposób po 551 minutach zakończyła się seria Diego Lópeza i Espanyolu bez straty gola.
Oliwa sprawiedliwa
Las Palmas wyszło na prowadzenie po akcji, w której strzelec – Marko Livaja – znalazł się na minimalnym spalonym. Trzeba oddać i to, iż Leganés groźnie kontrowało poczynania Kanarków i zdecydowanie należała im się nagroda punktowa za postawę w meczu. Tak też się stało. Kapitan Kanaryjczyków, David García, faulem we własnym polu karnym sprokurował jedenastkę, dzięki czemu Miguel Guerrero mógł zapisać “1” na tablicy świetlnej po stronie Los Pepineros.
Małe derby Kraju Basków
Drużyny z Eibaru i Vitorii niespecjalnie dążyły do tego by zrobić sobie krzywdę. Deportivo Alavés miało lepsze sytuacje pod bramką rywali, a Los Armeros okazję na to by domagać się karnego od sędziego. Tak czy inaczej wynik pozostał bez zmian.
Kryzysowy Trójpak
Hit 15. kolejki pomiędzy Villarrealem i Atletico miał być pojedynkiem wagi ciężkiej, a tymczasem ekipa Simeone na El Madrigal była bezzębna. Zupełnie jakby liczyli na spotkanie przy kawie i ciastkach, a nie mecz piłki nożnej na wysokich obrotach. Gdy weteran pokroju Tiago popełnia wielbłąda i oddaje przeciwnikowi futbolówkę przed własnym polem karnym, to wiedz, że coś się dzieje. I działo się, bowiem tak Roberto Soriano zainicjował akcję bramkową Los Amarillos wykończoną przez Manu Triguerosa. Portugalczyk otrzymał klasyczną wędkę i niedługo po tym zdarzeniu, jeszcze w pierwszej połowie, opuścił murawę – podobno z uwagi na “problemy z kolanem”.
Drugi gol Żółtej Łodzi Podwodnej i kolejny babol – Jan Oblak prezentuje piłkę Jonathanowi dos Santosowi. Trzeci to już ośmieszenie niegdyś perfekcyjnej defensywy Atleti. Trzech piłkarzy Escriby kontra siedmiu Los Cochoneros… Roberto Soriano – N’Diaye – Roberto Soriano i piłka ląduje w siatce jako ukoronowanie przedniego występu Roberto. Santos Borré nie musiał nawet nic robić.
W pięciu ostatnich meczach w Primera, Los Rojiblancos przełykali gorycz porażki już trzy razy. Mało tego, przy porażkach, nie byli w stanie odpowiedzieć na trafienia przeciwników ani jednym swoim. Do tego remis 0:0 z Espanyolem i jedyna wygrana, 3:0 z Osasuną. Na dodatek Antonio Griezmann bije rekordy minut bez gola w barwach Atleti. Banda Cholo już wpuściła 14 bramek, podczas gdy w całej poprzedniej kampanii zatrzymali się na 18, a nie dotarliśmy jeszcze do półmetka sezonu. Co gorsza, wcale nie przekłada się to na większą ilość strzelonych goli. Dlatego zasadne jest pytanie czy zmiany Atleti idą w dobrym kierunku? Może to jedynie bóle porodowe przed narodzinami jeszcze silniejszej drużyny? Póki co jest kryzysowo.
Przykro, że ostatni raz Panicz świetnie zagrał tylko w reklamie Pumy… ;/
— Maciej Wanda Koch (@maciekk20) December 12, 2016