Luka Modrić i Sergio Ramos na Camp Nou wywołali wspomnienia z La Decimy. Ponownie tych dwóch piłkarzy złożyło się na zmianę rezultatu w ostatnich minutach meczu. Oprócz nie do końca lekkostrawnego dania głównego La Liga poczęstowała na lekką i przyjemną goleadą Betisu i Celty, delikatesami jak golazo Beñata i gol Pablo Fornalsa, rajdem Iñakiego Williamsa, a także niespodziewanym przełamaniem Granady i manitę Deportivo.
W 14. kolejce wszystkie oczy skupiły się na El Clásico. Spotkaniem Barcelony z Realem Madryt żyły wszystkie hiszpańskie ulice, media oraz szeroka lista VIP-ów oglądających „na żywo” to wydarzenie. Wśród niech znaleźli się chociażby Joachim Löw czy Viktor Orbán. Chociaż Real Madryt przyjechał do Barcelony ze spokojem wynikającym z piastowania niezagrożonej pozycji lidera, to jednak możemy domyślać się, że skrywał się pod tym lekki brak pewności podsycany faktem, że od 50 lat nie jest on w stanie wygrać dwóch spotkań na Camp Nou z rzędu. Tak było i tym razem. Mecz zakończył się remisem, z którego zważywszy na przebieg Klasyku, Królewscy mogą być naprawdę zadowoleni.
Barcelona podczas spotkania stworzyła znacznie więcej groźniejszych sytuacji niż Mistrzowie Europy i gdyby nie brak skuteczności Neymara czy Messiego… scenariusz mógł ułożyć się zupełnie inaczej. Jako pierwszy do siatki trafił Luis Suárez, który w 53 minucie wykorzystał błąd Varane’a. Urugwajczyk jest dla Keylora Navasa prawdziwym utrapieniem, bo jako jedyny piłkarz strzelił mu aż trzy bramki w dotychczasowych meczach. Gol strzelony przez Barcelonę wniósł wiele radości na trybunach Camp Nou. Kibice katalońskiej drużyny byli już pewni zwycięstwa, gdy do gry wkroczył madrycki specjalista od goli last minute – Sergio Ramos. Hiszpan w swoim stylu w 90. minucie trafił do bramki przeciwnika, po raz kolejny ratując Real od porażki i uciszając tym samym trybuny. Florentino Pérez powinien więc już chyba myśleć o postawieniu jakiegoś choćby skromnego pomnika „swojemu” stoperowi. Sam Ramos zarówno bramkę, jak i punkt zdobyty w El Clásico postanowił zadedykować rodzinom tragicznie zmarłych piłkarzy brazylijskiego Chapecoense.
Jak na Klasyk przystało obok bohaterów mecz miał tak że swoich antybohaterów. Pierwszym z nich okazał się arbiter Carlos Clos Gómez, którego niektóre decyzje można uznać za kontrowersyjne. Wśród nich na plan pierwszy wysuwa się brak reakcji na zagrania ręką czy faule we własnym polu karnym. Po meczu okazało się, że na miano drugiego negatywnego bohatera zasłużył Dani Carvajal po tym jak media ujawniły zdjęcia, gdy wykonuje obraźliwy gest w kierunku kibiców Barcelony, za który zresztą szybko przeprosił w mediach społecznościowych.Piłkarze Realu mogą być zadowoleni bo pobicie rekordu 33. meczów z rzędu bez porażki jest już na wyciągnięcie ręki. W Barcelonie czuć z kolei niedosyt, czemu trudno się dziwić, wszak zwycięstwa wymykające się z rąk tuż przed końcowym gwizdkiem bolą najbardziej. Jedynym pocieszeniem jest powrót Andresa Iniesty.
Goleada na Benito Villamarín
Niedobór emocji w El Clásico z pewnością rekompensowało starcie Realu Betis z Celtą Vigo, w którym padło aż sześć bramek. Bez zmiłowania obie drużyny wymieniały cios za ciosem. Jako pierwszy, wykorzystując nieuwagę bramkarza, do pustej bramki piłkę skierował Iago Aspas, ale faul Fontàsa w polu karnym sprawił, że ekipa z Sewilli doprowadziła do wyrównania. Jedynie ośmiu minut po przerwie potrzebowali gospodarze by wyjść na prowadzenie za sprawą Sanabrii, ale radość kibiców zgromadzonych na Benito Villamarín nie trwała długo. Z odpowiedzią znów pospieszył Aspas, dla którego był to ósmy gol w ostatnich sześciu meczach La Liga. Bramka argentyńskiego defensora Pezzellego strzelona główką po zagraniu z rzutu rożnego znów wyprowadziła Beticos na prowadzenie, ale ostatecznie wynik meczu ustalił Roncaglia – także po rzucie rożnym. Dla Betisu był to piąte z kolei spotkanie przeciwko drużynie z Vigo, w którym nie udało się odnieść zwycięstwa. Stan ten trwa od 2013 roku. Pech drużyny Betisu to nie tylko podział punktów. W drugiej minucie doliczonego czasu gry drugą żółtą kartkę zobaczył niezastąpiony i waleczny, acz porywczy defensywny pomocnik, Petros, co oznacza że nie zagra w najbliższym meczu z Athletikiem.
A i Ω
Młode wilki z Málagi ponownie dają o sobie znać. Ledwie przed tygodniem przedstawił nam się Javier Ontiveros, który z Valencią zagrał już od pierwszej minuty. Tymczasem na Mestalla brylował ponownie Pablo Fornals. Środkowy pomocnik był Alfą i Omegą spotkania. Otworzył wynik w drugiej minucie kapitalnym uderzeniem z pierwszej piłki i pozbawił Nietoperzy zwycięstwa w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Jeszcze raz nie powiódł się plan Los Ches na wygranie spotkania na własnym terenie, choć dwoił się i troił Dani Parejo – zapisał po asyście przy obu trafieniach gospodarzy.
Grande Granada
Szok i niedowierzanie. Oto najgorsza drużyna w La Liga przełamała się i wygrała po raz pierwszy w tym sezonie. I to z kim? Z bardzo dobrze spisującą się Sevillą. Czy zadziałał efekt #FdeJ – za bardzo chwaliliśmy ekipę Sampaoliego w naszym podcascie i los się zemścił? A może Los Nervionenses oszczędzali się na mecz o ich być albo nie być w Lidze Mistrzów – przeciwko Lyonowi? Czyżby to przebłysk starej “wyjazdowej Sevilli”? W tym przypadku jest więcej pytań niż odpowiedzi, ale skupmy się na faktach. Z kim innym El Grana miałaby się przełamać, jeśli nie z rywalem, na którym zarobili w zeszłym sezonie sześć punktów? Na dodatek przy drugiej wygranej, 4:1, zapewnili sobie utrzymanie. Sevillistas grali swój typowy, przeciętny mecz w bieżącym sezonie, taki który zazwyczaj (wyjątki to Eibar oraz Sporting) kończy się ich zwycięstwem po rewelacyjnej końcówce. Granada po raz pierwszy za Lucasa Alcaraza wyszła z czteroosobową obroną, a nie jak do tej pory pięcio. Byli zaskakująco dobrze zorganizowani, niemal bezbłędni w defensywie i świetnie wychodzili spod pressingu Sevilli. Ataki napędzał Jérémie Boga, ale zawodnikiem meczu został David Lombán ze swoim niecodziennym hattrickiem. Asturyjski obrońca zaliczył kluczową interwencję – wybił futbolówkę zmierzającą w światło bramki po uderzeniu Mariano. To trafienie mogło wyrównać stan rywalizacji. Później sam podwyższył wynik, by w doliczonym czasie starcia dać gościom rzut karny. Ostatni błąd nie mógł już jednak mieć większego znaczenia dla rezultatu.
Gdzie Sevilla traci, tam Atlético nie korzysta
Atlético nie wykorzystało szansy awansu na trzecie miejsce w tabeli La Liga, jaką dało mu zwycięstwo Granady z Sevillą. Pomimo tego, że głównie podopieczni Diego Simeone utrzymywali się przy piłce, to Espanyol miał więcej dobrych sytuacji do zdobycia bramki. Do interwencji Jana Oblaka zmuszali m.in. Gerard Moreno czy Léo Baptistão. W końcówce spotkania, po wejściu na plac gry Nicolása Gaitána gospodarze wprawdzie przyspieszyli, ale Papużki dzielnie wytrzymały presję i po raz kolejny zachowały czyste konto.
Tak oto ekipa, która po zakończeniu okienka miała w swoim składzie jedynie pięciu nominalnych obrońców, z czego regularne występy zaliczał tylko jeden z nich, nie straciła bramki w siedmiu meczach tej kampanii – już w pięciu z rzędu. Quique Sánchez Flores dokonał cudów w łataniu niedoborów kadrowych. Ze środkowych/defensywnych pomocników Víctora Sáncheza i Davida Lópeza zrobił prawego i środkowego defensora. Oprócz Diego Reyesa skład obrony uzupełnia wyciągnięty z rezerw Aarón Caricol. Linię tę wspiera doświadczony Diego López, który nie został pokonany już od 496 minut– rekord w tym sezonie – oraz standardowo dwóch pivotów.
Eibar w jaskini lwów
Eibar nie miał żadnych szans w starciu z Athletikiem. Los Leones jak przystało na mecz derbowy, nie zamierzali oszczędzać gości. Zadali swoim przeciwnikom trzy ciosy, na co Rusznikarzom udało się odpowiedzieć zaledwie jednym trafieniem. Na pierwszą bramkę musieliśmy czekać aż do 42. minuty, kiedy do siatki gości, po stałym fragmencie gry, piłkę posłał Beñat Etxebarria. Fantastyczne golazo w wykonaniu tego specjalisty od stałych fragmentów. To był jego piętnasty gol w lidze, przy czym dziesiąty zdobyty bezpośrednio z rzutu wolnego. Dwójkę na tablicy świetlnej dorzucił dla gospodarzy Iñaki Williams, który rozpędzony niczym struś pędziwiatr zostawił za sobą obronę Los Armeros, ścinając przy tym bieg ze skrzydła. Na kontaktowe trafienie Sergiego Enricha w doliczonym czasie gry odpowiedział z kolei Iker Munian, ustalając ostatecznie wynik meczu na 3:1.
Osasuna na dnie
Mecz z bezpośrednim rywalem o utrzymanie, Sportingiem Gijón, w niczym Nawarczykom nie pomógł, a wręcz zepchnął ich na samo dno La Liga. Posłali ją tam w szczególności Carlos Carmona i Douglas. Tak, ten sam Douglas, który został wypożyczony z Barcelony. Od trzech meczów wdarł się do pierwszej jedenastki, a sądząc po tym jak doskonale funkcjonowała prawa flanka Asturyjczyków (współpraca z Carmoną), zbyt szybko z niej nie wyleci. I tak oto Joaquin Caparrós nie uświadczył smaku zwycięstwa w roli trenera już od 18 ligowych spotkań z rzędu (12 porażek, 6 remisów). Z czego trzy wtopy są z Osasuną. Trudni doszukiwać się jaśniejszej strony.
Partido de siesta
Początkowo to beniaminek narzucił przyjezdnym swoje warunki gry i mieli oni ogromne problemy z przedostaniem się na połowę gospodarzy. Zamiast bramek, kibice zgromadzeni na trybunach zobaczyli wysyp żółtych kartek, po które w ciągu pierwszych 45. minut, próbujący temperować ostra grę arbiter sięgał aż pięciokrotnie. W drugiej połowie role nieznacznie się odwróciły. Delikatna dominacja graczy Villarrealu nie przyniosło jednak żadnego konkretnego rezultatu, przypominała typową hiszpańska siestę. Los Amarillos oddał raptem dwa groźniejsze strzały, ale oba bez większych kłopotów obronione przez Iago Herrerina. Był to zresztą debiut Baska w barwach Los Pepineros. Został awaryjnie wypożyczony na Estadio Butarque z Athleticu, po tym jak Jon Ander Serantes doznał poważnej kontuzji prawego kolana, co wykluczyło go z gry do końca sezonu.
Mecz z historią
To przewrotny tytuł, bo tak na prawdę, nikt nie będzie sobie sprawiał trudu, żeby zapamiętać cokolwiek z potyczki Deportivo Alavés z Las Palmas. Mała historia dotyczy dwóch faktów z tego remisu. Dokładnie taki sam wynik 1:1, padł w zeszłym roku, gdy oba zespoły mierzyły się na Estadio Mendizorroza. Niemal równo rok musiał czekać i Alexis Ruano na swoje kolejnego gola w La Liga. Poprzednio trafił 5 grudnia przeciwko Realowi Madryt. Potrafi sobie sprawić prezent na Mikołajki.
A co tu się stało?
W poniedziałkowy wieczór, rewelacja minionego miesiąca – zespół, który pokonał Atleti i zajeżdżał u siebie Barcelonę dostał tęgie lanie od walczącej o pozostanie ponad czerwoną linią Deportivo La Coruña. Zwariowana La Liga. Iñigo Martínez, jeden z najlepszych stoperów w listopadzie posłał gola do własnej bramki. Także za jego przewinienie sędzia podyktował rzut karny, który co prawda Gerónimo Rulli wybronił, ale argentyński bramkarz nie był już w stanie skutecznie interweniować przy dobitce Babela. Swoją wyśmienitą dyspozycję potwierdził ponownie Flortin Andone. Od momentu przełamania ładował jednego gola na mecz. Wczoraj sięgnął po dublet. Przy tak ogromnym prowadzeniu ekipa Gaizki Garitano nie mogła już tego zawalić meczu w końcowych minutach.