Czyste szaleństwo, w którym stężenie obłędu przekroczyło skalę. Tymi słowy można określić widowisko jakie stworzyli piłkarze Sevilli i Barcelony. Oprócz totalnego hitazo La Liga podarowała nam pierwszorzędne gole załogi Submarino Amarillo i Duje Čopa, autodestrukcję Atlético, samobója Przemysława Tytonia oraz kilka wielbłądów sędziowskich.
Sevilla zdominowała pierwszą odsłonę starcia z Blaugraną, poza samą jej końcówką. Sprawiła, że Barcelona zniknęła pod ogromem energii wpompowanej przez Sevillistas w ten mecz. Energii równej tej uzyskanej po rozszczepieniu atomu. Mimo iż pretendentów do miana najjaśniejszego punktu tego spotkania początkowo było wielu, król mógł być tylko jeden. Na nic zdało się wsparcie gorącej publiczności, przedstawicieli możnych rodów i bohaterów z Westeros oraz okrzyki “Małego Wariata” w kapturze za linią boczną boiska. Gdy gospodarze zaczęli już lekko przygasać obudził się on. Ten Leo Messi, który urządza sobie slalomy między przeciwnikami. Sevilla grała futbol kamikadze, odsłaniała się, zostawiając hektary przestrzeni i osamotnionych obrońców. To była woda na młyn odrodzonych pod przywództwem La Pulgi Katalończyków. Zamienili połowę rywala w swoje Królestwo, nękając Sergio Rico stawiającego godna opór. Oczywiście do czasu. Skapitulował przy strzale Lusia Suáreza, po akcji, którą zresztą Urugwajczyk sam zainicjował odbierając futbolówkę Danielowi Carriço. Naturalnie, sytuacja bramkowa nie powstała bez stempla Messiego. On rozprowadził piłę i zaliczył ostatnie podanie. Zaiste, była to futbolowa uczta godna królów.
Sevillistas spotkania co prawda nie wygrali, wygrali za to część internetów zapraszając na mecz większość gwiazd “Gry o Tron”.
Autodestrukcja
Ciekawy mecz zafundowali kibicom piłkarze Realu Sociedad i Atlético Madryt. Rojiblancos w spotkaniu na wodzie nie potrafili przełamać Basków, którzy postawili gościom wyjątkowo twarde warunki. Zawiódł także ich największy atut, czyli żelazna defensywa. Najpierw Gabi sfaulował w polu karnym nieźle spisującego się tego dnia Yuriego Berchiche. Nie obyło się więc bez podyktowania przez arbitra rzutu karnego, który został perfekcyjnie wykorzystany przez Carlosa Velę. Ten sam zawodnik chwilę później ponownie stanął przed możliwością zdobycia bramki. Decydujące trafienie dla La Realu to ponownie po części zasługa Veli, który tym razem wystąpił w roli ofiary, a nie egzekutora. Podyktowaną po faulu na Meksykaninie jedenastkę wykorzystał Willian José. Dla Erreala było to czwarte ligowe zwycięstwo z rzędu na Estadio Anoeta – forteca wydaje się być odbudowana.
Pierwsze takie derby regionu
Kibice Królewskich liczyli, że w meczu z Leganés Real Madryt odbije sobie niepowodzenie w meczu z Legią Warszawa i przejedzie się po rywalu wizytującym Bernabéu. Gra madrytczyków nie należała jednak do efektownych, a o wiele więcej energii niż zawodnicy Zidane’a zdawali się mieć kibice tłumnie zgromadzeni na stadionie. O tym, że w piłce nożnej najważniejszy jest nie styl, a końcowy wynik piłkarze Realu Madryt przekonywali nas już wielokrotnie. Tak było i tym razem. Po nieco statycznej grze, dwóch bramkach Bale’a i jednej Moraty, Los Blancos wygrali na własnym boisku 3:0 pozostając liderem tabeli. Mecz z Leganés był szczególnie ważnym spotkaniem dla Daniego Carvajala, który pochodzi z tego miasta.
Dobra passa Realu trwa od kwietnia. To od wygranego 4:0 w meczu z Eibarem Królewscy nie odnotowali ani jednej porażki. Wszystko wskazuje na to, że piłkarze Los Blancos mogą być w tym sezonie trudni do zatrzymania, zwłaszcza… na ulicach Madrytu, w czym mogą im pomóc otrzymane ostatnio samochody marki Audi. To jednak ani ostatnie zwycięstwo. ani tym bardziej akcja z samochodami jest tematem numer jeden pośród sympatyków Królewskich. Na pierwsze miejsce wysunęła się sprawa przedłużenia kontraktu Cristiano Ronaldo do 2021, w obliczu jego słabszej dyspozycji. W starciu z Lega po raz pierwszy w tym sezonie (licząc wszystkie rozgrywki) nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę przeciwnika.
??? #Cristiano2021 @Cristiano: “Quiero seguir haciendo historia con esta camiseta”.
? https://t.co/u0XmjrzudC ??#HalaMadrid pic.twitter.com/zYb1lBUwOB
— Real Madrid C. F. (@realmadrid) November 7, 2016
Rozstrzelani
Trener Betisu, Poyet, ma szansę stać się trzecim trenerem, który w tym sezonie opuści szeregi klubu La Liga. Jego piłkarze w niedzielnym meczu nie mieli żadnego pomysłu na świetnie przygotowanych Los Amarillos. Drużyna z Sewilli oddała w pierwszej połowie zaledwie jeden niecelny strzał, a te z drugiej odsłony spotkania nie stanowiły dla rywali zbyt wielkiego zagrożenia. Tradycyjnie pełne ręce „roboty” miał za to ich golkiper, Antonio Adán. Villarreal atakował bramkę przeciwnika strzałami z dystansu, a ich dwie przecudowne torpedy dosięgnęły celu. Trafienia Manu Triguerosa i Roberto Soriano z powodzeniem rywalizować mogą o tytuł najlepszych golazo kolejki.
Babol show
Granada nadal bez pierwszego zwycięstwa w obecnym sezonie, a Depor wciąż bez wygranej na wyjeździe. Rozgrywany w samo południe mecz na Nuevo Los Cármenes przez pierwsze 45 minut przypominał hiszpańską siestę. W bramce Deportivo po całkiem udanym debiucie w poprzedniej kolejce, ponownie mogliśmy zobaczyć Przemysława Tytonia. Niestety, Polak wraz z Guillermo Ochoą przyczynił się do końcowego wyniku tego spotkania. Najpierw błąd Meksykanina pozwolił Florinowi Andone na zdobycie swojej pierwszej bramki w tej kampanii. Deportivo strzeliło również i drugiego gola, ale błąd liniowego sprawił, iż nie została ona uznana ze względu na rzekomego spalonego. W roli wybawiciela gospodarzy chciał wcielić się David Lombán, ale przeszkodził mu w tym Tytoń. Nasz golkiper po podwójnej paradzie próbował przechwycić piłkę zagraną przez Davida Barrala, ale interweniował na tyle niefortunnie, iż wpadła ona do jego własnej bramki.
Bez gardy
Już na powitaniu 11 kolejki nie dostaliśmy resztek z poprzedniego obiadu, a porządny rarytas z dramaturgią. Sporting Gjión bez kompleksów poczynał sobie na terenie Málagi. Na trafienie Borjy Viguery gospodarze odpowiedzieli bramką młodego pomocnika Pablo Fornalsa. Na golazo Duje Čopa golem Sandro. Cios za cios. I kto wie jak potoczyłyby się dalsze losy tej walki gdyby nie czerwona kartka dla prawego obrońcy Rojiblancos, Lillo. Andaluzyjczycy wykończyli osłabionych gości uderzeniem wymierzonym przez Michaela Santosa.
Po tymże starciu zdiagnozowano, iż Asturyjczycy cierpią na Čopodependecię. Chorwat miał swój udział przy sześciu z dziesięciu goli Sportingu w tym sezonie. Cztery strzelił sam, a przy dwóch asystował. Daje to zatem wskaźnik na poziome 60%, żadna inna ekipa La Liga nie jest tak uzależniona od jednego piłkarza.
Na ostrzu noża
Najlepszą okazję z gry w starciu Las Palmas z Eibarem miał Fran Rico, który z kilku metrów uderzył futbolówkę głową. Na jego nieszczęście zagubionego golkipera gospodarzy wyręczył Dani Castellano, w ostatniej chwili wybijając piłkę zmierzającą do bramki. Oba zespoły tańczyły na ostrzu noża, lecz tym kto zrzucił Los Armeros na zaostrzoną krawędź był Del Cerro Grande w 92 minucie spotkania. Arbiter wymierzył maksymalny wymiar kary za kontakt Lejeune z Roque Mesą w polu karnym Basków. “Nazbyt srogo panie Carlosie!” – powiedzieliby futbolowi kibice (poza sympatykami Las Palmas rzecz jasna), gdyby trudzili się na formy grzecznościowe. Prezent od sędziego bezbłędnie wykorzystał Jonathan Viera i takim oto sposobem Kanarki ponownie mogły zaśpiewać pieśń zwycięstwa po serii sześciu meczów bez wygranej.
Celta rządzi na Balaidos
Strzelanie w potyczce Celty z Valencią zaczęło się od karnego dla gości, którego na gola zamienił Parejo. Tak się składa, że w tym sezonie Dani strzela tylko z karnych – dwa trafienia z jedenastek. A zakończyło pełną remotadą Celtów. Z dwóch goli wpakowanych jeszcze Diego Alvesowi autorstwa Facundo Roncaglii oraz Johna “Szczupaka” Guidettiego, mimowolny opad szczęki spowodował u mnie ten pierwszy. Argentyńczyk wymanewrował trzech zawodników Nietoperzy po czym posłał precyzyjne uderzenie na dalszy słupek, niczym rasowy snajper. Co w tym dziwnego zapytacie? Facundo jest obrońcą, zwykle środkowym (choć jest na tyle uniwersalny, że z powodzeniem potrafi zagrać na każdej pozycji w defensywie).
Wenezuelsko-polski bohater
Skromne, a zarazem cenne zwycięstwo odnotowali na El Sadar piłkarze Deportivo Alavés. Baskijski klub zwyciężył w tym spotkaniu po jednej bramce z rzutu karnego zdobytej przez Christiana Santosa (a właściwie: Christiana Roberta Santosa Kwaśniewskiego). Są jednak wątpliwości czy faul faktycznie miał miejsce w polu karnym. Niemniej Wenezuelczyk polskiego pochodzenia, będący w Eredivisie jednym z najskuteczniejszych napastników, zaliczył w Primera División siedem występów i póki co jest to jego pierwsza bramka w tym sezonie. Oby nie ostatnia. Osasuna natomiast, ma poważne powody do niepokoju. Klub z Pampeluny jeszcze ani razu w tej kampanii nie wygrał meczu na własnym boisku. A to przecież twierdza El Sadar była niegdyś największym atutem Nawarczyków.
Gościnne gniazdo
Identyczny problem co Osasuna ma także Espanyol. Papużki również w tej kampanii nie wygrali przed własną publicznością (cztery porażki, dwa remisy). Athletic na pierwszy rzut oka nie wygląda na chłopca do bicia, z którym ten wyczyn mógłby się udać, lecz ostatnimi czasy Espanyol regularnie inkasował z Los Leones trzy punkty. Na jedenaście minionych spotkań z Baskami z Bilbao przegrali zaledwie dwa razy, a siedmiokrotnie ich pokonywali. Optymizm mógłby być zatem uzasadniony, ale co klątwa, to klątwa.