W Hiszpanii Barcelona może rozegrać połowę meczów zespołem B – powiedział na początku tego miesiąca Jürgen Klopp. Trudno przy tych słowach się nie uśmiechnąć, nawet jeśli Niemiec nie miał na myśli błąkających się po trzeciej lidze rezerw Blaugrany, a drugi garnitur pierwszej drużyny. Nie ma co się nawet wysilać na odpowiedź, gdyż najlepszą i najcelniejszą ripostę posłała mu sama La Liga oraz ekipa Deportivo Alavés. In your face Jürgen!
W piątek pisaliśmy o Deportivo Alavés w roli Matagigantes – “Pogromców gigantów”. Nie spodziewaliśmy się jednak, że tak szybko nawiążą do swoich czasów chwały. Niemożliwe stało się jednak faktem. Czy zawinił tu Luisa Enrique, który posadził na ławce czołowych zawodników? Może jedynie tym, iż za bardzo zaufał swoim podopiecznym. W końcu posłał do walki skład, o którym 3/4 lig może jedynie marzyć. Niewystarczające zgranie? Jeśli takiego argumentu chce ktoś użyć to niech zwróci uwagę na fakt, że aż 7/11 zawodników Basków, którzy wyszli na murawę Camp Nou na początku meczu pojawiło się w klubie dopiero tego lata, w Blaugranie ledwie czterech piłkarzy było zupełnie nowych. Zawodzili zresztą nie tylko oni, bo defensywie przy bramkach Deyversona i Ibaia Gómeza błędy popełniał Mascherano. Pudłował Rakitić i w drugiej dogodnej sytuacji Mathieu… Nawet wprowadzenie na boisko Messiego i Luisa Suáreza nie odmieniło losów spotkania. El Glorioso świetnie zablokowali dostęp do swojej bramki, a przy tym wyciskali maksimum z ze swoich sytuacji gdy tylko przenieśli się w pole karne gospodarzy. U Blaugrany odezwały się za to stare demony sprowadzające ich grę do nabijania statystyki posiadania piłki, podczas gdy liczba celnych strzałów zatrzymała się na… dwóch.
Goleada na Santiago Bernabéu
Siódemka była magiczną cyfrą sobotniego starcia Realu Madryt z Osasuną. Na madryckim stadionie padło aż siedem bramek, z czego pierwsza, zdobyta tuż na początku meczu była autorstwa Cristiano Ronaldo, grającego z siódemką na plecach. Tym samym Portugalczyk dał sygnał, że nie zamierza rezygnować z tytułu króla strzelców chociaż sezon rozpoczyna później od swoich głównych rywali. Los Blancos bardzo gładko rozprawili się z Nawarczykami. Swoje trzy grosze dorzucił Danilo, Sergio Ramos, Pepe oraz Modrić i po nieco ponad godzinie gry była już manita. Osa nie miała już żadnych szans na odrobienie strat, lecz należą się brawa dla gości za walkę do końca. Mogli nawet strzelić trzy gole, lecz skończyło się na dwóch, bowiem trzecia bramka nie została uznana przez arbitra, który w zamian podyktował rzut karny niewykorzystany jednak przez graczy z Pampeluny. Dzięki temu zwycięstwu dowodzona przez Zidane’a drużyna Realu nie tylko awansowała na fotel lidera, ale również zwiększyła liczbę kolejnych zwycięstw do 15 i jest już o krok od pobicia rekordu Barçy Pepa Guardioli.
Wielki oddech Atlético
Każdy kibic Atlético jest zapewne lżejszy o kilkanaście kilogramów, po tym jak spadł mu kamień z serca po sobotnim zwycięstwie bandy Simeone z Celtą. Po dwóch remisach z beniaminkami z Alavés i Leganés Colchoneros pogrążyli gości z Galicji aż czterema golami. Egzekucja rozpoczęła się w drugiej połowie, gdy Rojiblancos nabrali wiatru w skrzydła i rozpoczęli bombardowanie bramki rywala. Mecz należał w pełni do “Panicza” Griezmanna, który nie dość, że zaliczył asystę przy pierwszej bramce zdobytej przez Koke, to jeszcze ustrzelił dublet w niecałe 10 minut. Wisienkę na torcie dodał rezerwowy Ángel Correa i kibice Atlético mogli otworzyć szampany by świętować pierwszego zwycięstwa w tym sezonie.
Nos Sampaoliego
Pojedynek na szczycie – czwartej ekipy z liderem był dobrym choć nierównym widowiskiem. Najpierw pod nieobecność Jonathana Viery i Kevina-Princa Boatenga za liderowanie Kanarkom zabrał się Tana i to on świetnym trafieniem z dystansu zwieńczył okres groźnych ataków gości. Sevillsitas próbowali odpowiedzieć, lecz robili to nieporadnie. Dopiero wejście w drugiej połowie Vitolo oraz Sarabii dodało nowej energii i jakości ich ofensywie. Już pod koniec spotkania sędzia podjął surową decyzję i podyktował rzut karny po kontakcie Bigsa z wychowankiem Las Palmas w barwach Nervionenses. Jedenastkę na bramkę w 89 minucie zamienił Sarabia, a w doliczonym czasie doliczonego czasu gry, po rzucie rożnym dla Sevilli gola strzelił trzeci ze zmienników, którego posłał do boju Sampaoli. Był nim wychowanek gospodarzy – Carlos Fernández. W ten właśnie sposób zdobył on swoją pierwszą bramkę w La Liga.
Remontada remontady
Grają pięknie jak nigdy, przegrywają jak zawsze. Takie motto przyświeca początkowi sezonu w wykonaniu Valencii. Ich starcie z Betisem miało swój szaleńczy przebieg. Strzelanie rozpoczęli weterani Verdiblancos – Rubén Castro i Joaquin. Wydawało się, że jest to już wystarczająca zaliczka Andaluzyjczyków, tym bardziej, iż grali z przewagą jednego zawodnika po tym jak Enzo zarobił bezpośrednią czerwoną kartę za koszenie równo z trawą. Jednakże Nietoperze w dziesiątkę grały nawet lepiej niż w pełnym zestawieniu. W trzy minuty odrobili straty i nadal atakowali. Beticos byli jednak tego dnia zabójczo skuteczni – ponownie dał o sobie znać Rubén Castro zostawiając gospodarzy z niczym.
Golazo warte więcej niż trzy punkty
Raúl García swoim strzałem zdjął pajęczynę z górnego rogu bramki strzeżonej przez Luxa. Jego zachwycający gol dał Baskom zwycięstwo w spotkaniu z Depor, ale nie tylko. Przełamał również passę Los Leones, która trwała niemal dekadę. Tyle czasu minęło od kiedy ostatnio zdobyli w lidze El Riazor.
Udana misja Żółtej Łodzi
W Maladze niespodzianek nie było. Nie pod względem rezultatu, lecz można już tak nazwać niesamowity rajd Borré, który przepuścił piłkę pomiędzy nogami rywali, a następnie wyłożył ją jak na tacy Jaume Coscie. Do grona zaskoczeń należy również niewykorzystany rzut karny przez Bruno Soriano. Nadrobił to jednak Sansone. Powoli nowe elementy okrętu zaczynają funkcjonować bez większych zgrzytów, lecz niestety na powrót Pato czy Bakambu i dodatkowe fajerwerki trzeba będzie nam jeszcze poczekać.
Zupełnie inny poziom
Wszyscy trzej bramkarze, którzy wystąpili w spotkaniu Granady z Eibarem pokazali niesamowity kunszt. Najpierw Asier Riesgo wyleciał za czerwoną kartkę otrzymaną po ścięciu wychodzącego na dogodną pozycję Artema Krawecia. Następnie Guillermo Ochoa ośmieszył się wpuszczając totalne szmatazo, a później Yoel nie chcąc pozostać w tyle za Meksykaninem interweniował na tyle nieporadnie, że minął się z piłką. Ta zatrzymała się na centymetry przed linią bramkową – tego już Kraweć nie mógł zepsuć, choć wcześniej miał trudność z trafieniem między słupki. Zabawę golkiperów zakończył joker-Enrich w doliczonym czasie dając zwycięstwo Baskom.
Atomowa Papużka
W piątkowym spotkaniu Realu Sociedad i Espanyolu ponownie dał o sobie znać niezwykle produktywny Pablo Piatti. W każdym w trzech rozegranych meczów dodawał do swojego konta albo trafienie albo asystę, a łącznie uzbierał już dwa gole i trzy ostatnie podania. Znów jednak Espanyol nie zdołał wygrać pojedynku, mimo prowadzenia. Marzeń o trzech punktach pozbawił Papużki Willian José. Największym pechowcem okazał się Javi Fuego, który w doliczonym czasie gry musiał opuścić boisko po ujrzeniu drugiej żółtej kartki.
Porażka na własne życzenie
Leganés przegrywa swój pierwszy mecz w tym sezonie i o dziwo nie pokonała ich ani Celta, ani Atlético, a przeciwnik znany im z niższych szczebli. W dodatku odnieśli porażkę na własne życzenie. Popełnili dwa poważne błędy w obronie – brak wybicia piłki przez Mantovaniego przy pierwszym golu oraz faul we własnym polu karnym, który również kosztował ich utratę bramki z rzutu karnego. Dość łatwe zwycięstwo niepokonanych Asturyjczyków.