Łzy szczęścia i łzy smutku zmieszały się w ostatnim dniu ligowego sezonu 2015/16. Jak zwykle ktoś był zwycięzcę, ktoś przegranym. Tyle, że przegrany tracił dużo więcej niż oczekiwania na punkty. Zakończyły się całe rozdziały w klubowych historiach. Ten już przydługawy Getafe oraz ten niezmiennie elektryzujący Rayo. Natomiast w kronice Sportingu wielkimi literami zapisano imię “Abelardo”.
Dowód przyjaźni
Nie są istotne motywy, które powiodły zawodników Verdiblancos do zwycięstwa nad Getafe. Był to czysty profesjonalizm? Chęć podziękowania fanom za sezon? Godne pożegnanie Juana Merino i Jorge Moliny? Chęć pokazania się nowemu trenerowi? A może chodziło o wyższe premie za lepszą pozycję na zakończenie rozgrywek? Jakie by nie były i tak kibice Betisu i Sportingu wiedzą swoje. Dla nich to kolejny dowód łączącej ich więzi. Niegdyś to właśnie Asturyjczycy uratowali Beticos od relegacji, a w ostatnich dwóch sezonach zielono-biali wyciągali pomocną dłoń do Rojiblancos. Walnie przyczynili się do tego, że Sporting w ogóle znalazł się w La Liga. Ta jak do tego, że w niej zostali.
“Sporting w Primera nadal będzie mięć cojones“
Rojiblancos mieli największe problemy z beniaminków. O ile sytuacja w Betisie i Las Palmas jest bardzo stabilna, o tyle finanse Asturyjczyków były w opłakanym stanie. Długi, zaległości wobec piłkarzy, ponowne ograniczenia transferowe. Skutek był taki, że wiceprezes wziął prywatną pożyczkę, żeby wyrównać wypłaty dla zawodników, a klub zaciągnął kredyt z gwarancją spłaty z przyszłych wpływów ze sprzedaży praw telewizyjnych, aby mieć pieniądze na start. Po takich trudach zwycięstwo smakuje jeszcze lepiej, a łzy są tu jak najbardziej na miejscu.
Epitafium Getafe
Niegdyś był to klub, w którym można było się zakochać. Rewanż w ćwierćfinale Pucharu UEFA z Bayernem był jednym z najlepszych meczów sezonu 2007/08. Jednakże później (z wyjątkiem wyskoku w kampanii 2009/10) zaczęła się powolny rozkład. Getafe przestaliśmy kojarzyć z walką, a jego nowymi synonimami stały się mizeria i degrengolada. Puste trybuny, rozdmuchany budżet płac, organizacyjne wpadki na każdym kroku… agonia tonącego klubu. Trudno pozbyć się wrażenia, że dla nich odejście do Segunda to jak ukojenie w katuszach. A czyż nie dobija się koni? Albo nastąpi oczyszczenie i zmartwychwstanie, albo nie zobaczmy go już nigdy. Ugrzęźnie na dobre z najładniejszym stadionem niższych lig.
Adiós Getafe. 12 lat w Primera Divion. I wystarczy
— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) May 15, 2016
Największe Rayo w historii
Błyskawice nigdy wcześniej nie przetrwały na poziomie La Liga pięciu sezonów z rzędu. Aczkolwiek wczorajsza porażka to woda na młyn krytyków Paco Jémeza. “Ten trener jest tak wychwalany, a przecież zgarnia tylko baty, a na koniec spuścił klub z ligi”. Tym właśnie osobom, chcę zwrócić uwagę na poprzednie kampanie i dzieje Rayo. Ostatnie lata jednoznacznie udowodniły, że bezkompromisowy styl Andaluzyjczyka stał się receptą na sukces ekipy z Vallecas. To dzięki niemu i Felipe Miñambresowi w ogóle przetrwała tak długo na najwyższym poziomie. Odważny styl sprowadził na stadion kibiców, wraz z oryginalnością Bukaneros przyciągnął uwagę mediów i rozsławił klub na całym świecie. Rayo stało się wyraziste niczym błyskawica na nocnym niebie. W odróżnieniu od Getafe ma swoją tożsamość. Ale prędzej czy później musiało zgasnąć, gdyż od lat ich chlebem powszednim była druga liga. Nastąpił koniec cyklu.
Żegnajcie nam dziś wody Primery,
Żegnajcie nam dziś marzenia ze snów!
Ku brzegom Segundy już ruszać nam pora,
Lecz kiedyś na pewno wrócimy tu znów!
W spadku pozostawia nam Paco, hombre con cojones, kandydata do przejęcia kadry narodowej (sic!). Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli Jémez opuści Vallecas Rayistas znajdą godnego kontynuatora jego dzieła.
Łomot i meksykańska ostoja
Łomot na Kanarkach to nazbyt dotkliwy wynik jak na przebieg tego meczu. Niemniej Kanaryjczycy zapłacili wysoką cenę za brak koncentracji w obronie i oraz kiepską postawę ich bramkarza, Raúla Lizoaina. Z kolei po drugiej stronie niemal bez zarzutu spisywał się Ochoa. Czy Meksykanin po udanych mistrzostwach świata zabłyśnie też na Copa America? Wiele wskazuje na to, że tak.
Akrobacje Los Pericos
Kibice na Power8 Stadium nie dopisali, a tymczasem Papużki postanowiły rozegrać najlepsze widowisko w sezonie na tym obiekcie. Wymiana podań z klepki, totalny luz, radość z gry… taki Espanyol chciałoby się oglądać zawsze. Jakby tego było mało Marco Asensio dorzucił jeszcze swoje indywidualne popisy.
Trofeo Zarra
Rywalizacja o miano najlepszego hiszpańskiego strzelca Primery trwała do ostatniej kolejki. Zasłużenie został nim 35-letni Aritz Aduriz, który zanotował zaledwie o jedno trafienie więcej (20) od o kilka miesięcy młodszego Rubéna Castro. Bask w swojej karierze ma już pewnie tyle goli, ile piegów na twarzy, ale nie zwalnia tempa. Oby doczekał się i powołania na Euro 2016! #AdurizSelección