Żywy trup, czyli zespół już w zasadzie obiema nogami znajdujący się poza La Liga pokonuje kandydata na mistrza Hiszpanii. Cud? Nie, Levante wcale nie jest takie niewinne. Estadi Ciutat de València to dla Rojiblancos koszmar, niczym Anoeta dla Barcelony. Teren, który od momentu ponownego pojawienia się Żab w La Liga w 2010 roku nigdy przez Atlético nie został zdobyty (cztery porażki, dwa remisy). Nawet przejęcie dowództwa w madryckiej drużynie przez Diego Simeone nie przerwało klątwy tego miejsca.
Można powiedzieć, że Los Granotas nie grali już o nic i w tych okolicznościach powinni być łatwym kąskiem dla gości. Otóż nie. Levante chciało na odchodne pokazać, że wcale nie są, aż takimi słabeuszami za jakich się ich uważa. Dopięli swego, uratowali honor, a przy okazji sprawili prezent Barcelonie i Realowi Madryt.
Katalońskie Derby na piątkę
Nie było powtórki z rozrywki, czyli słynnego Tamudazo. Co więcej, Barcelona nie dała najmniejszych szans swojemu rywalowi zza miedzy, gromiąc Los Pericos w stosunku 5:0, to najwyższy rezultat od 1992 roku, gdy także padła manita. Kolejne dwa trafienia zanotował Luis Suárez, dzięki czemu dostąpił zaszczytu zdobycia tysięcznej bramki tej edycji La Liga (to już dziewiąty sezon z rzędu gdy cała Primera División strzela 1000+ goli).
Dzieła zniszczenia dokonali także dwaj Brazylijczycy – Rafinha oraz Neymar. Dla tego pierwszego jest to premierowe trafienie w tym sezonie ligowym, ponieważ pauzował przez pół roku z powodu koszmarnej kontuzji. Jedyną szczególną rzecz jaką możemy powiedzieć o piłkarzach gości to fakt, że mimo przegranej są oni już pewni utrzymania w lidze.
Tymczasem swojego siódmego gola w tym sezonie strzelonego bezpośrednio z rzutu wolnego zanotował Leo Messi, czym nie tylko wysunął się na czoło klasyfikacji strzelców ze stojącej piłki w pięciu największych ligach Europy, ale również zrównał się z Ronaldem Koemanem w liczbie trafień z wolnego. Genialny Argentyńczyk oraz była legenda katalońskiego klubu zdobyli po 23 gole. Holender stawiał na siłę uderzenia, kapitan Albicelestes raczej na precyzję.
CAP17AN
Los Blancos robili wszystko by nie tylko przerwać słabszą passę spotkań z Los Che w Madrycie ale przygotować grunt pod wyjście Alvaro na murawę. Przy stanie 3:1, wychowanek Królewskich zmienił strzelca dwóch goli – Ronaldo – i tym samym cały stadion mógł powitać gromkimi brawami swojego ulubieńca.
Niestety można się przyczepić do pracy arbitra David Fernándeza Borbalána oraz jego liniowych, którzy nie dopatrzyli się spalonego Benzemy przy akcji na 2:0. A Valencia postawiła gospodarzom twarde warunki gry i błąd ten mógł wypaczyć przebieg rywalizacji.
Choć ostatecznie przegrała 2:3, jej piłkarze mają prawo być z siebie dumni. No… może poza Rodrigo, który choć bramkę zdobył, to jednak w końcówce meczu obraził sędziego, za co zobaczył bezpośrednią czerwoną kartkę i w ten bezmyślny sposób osłabił swój zespół w końcówce. Real nadal liczy się w walce o mistrzostwo. Trofeo Pichichi może jednak uciec Ronaldo, który nie odrobił straty do dziewiątki z Barcelony.
Gremliny
Granada należy do zespołów, które budzą się dopiero pod koniec sezonu, gdy widmo spadku zagląda im w oczy. Przechodzi zmianę jak gremliny pod wpływem wody. Dowód? Ich ostatnia manita czy zwycięska remontada ze stanu 0:2 przed tygodniem. Na zdeterminowaną El Granę Emery wystawił w połowie drugi i trzeci garnitur Sevilli, poniżej odpowiedź dlaczego tak. Skończyło się to nie najlepiej, do okazałego zwycięstwa i utrzymania powiódł gości Isaac Cuenca notując przy tym dwa gole i asystę.
63 – Sevilla & @LFC will play 63 games in all competitions, more than any other team on the Top 5 European Leagues. Marathon
— OptaJose (@OptaJose) May 6, 2016
23 sekundy to nowy rekord La Liga tego sezonu. Właśnie tyle czasu od pojawienia się na murawie w roli zmiennika potrzebował Diego González na zdobycie bramki. Był to ligowy debiut stopera rezerw Sevilli oraz pierwszy gol dla seniorskiej drużyny, w dodatku strzelony piętą.
Real Sociedad B i Carlos Vela superstar
Wizytujące Anoetę Błyskawice zostały posłane na łopatki przez dwóch zawodników formalnie nadal będących piłkarzami rezerw Txuri-Urdin. Pierwszy to znany już dobrze Mikel Oyarzabal, a drugim najlepszy strzelec zespołu B – Jon Bautista (jego premierowy gol w La Liga).
Rayo wyjątkowo skomplikowało swoją sytuację. Żeby się uratować muszą liczyć zarówno na potknięcie Getafe i Sportingu. Może wystarczyć im do pozostania nawet remis, ale tylko w przypadku gdy obaj bezpośredni rywale przegrają ostatnie spotkania (mają lepsze wyniki bezpośrednich meczów zarówno z Getafe, jak i ze Sportingiem).
Największe poruszenie pośród Basków wywołały popisy meksykańskiej gwiazdy Realu Sociedad. Najpierw Vela w pierwszorzędny sposób zaprzepaścił “setkę”, za co zapłacił zmianą już połowie spotkania. Na karę za kiepską pierwszą część meczu nie zareagował z pokorą, niedługo po zejściu z murawy opuścił stadion wraz z narzeczoną. Chyba ktoś tu zaczyna za nadto gwiazdorzyć.
Kącik humorystyczny: Vela tego nie strzelił. [via @biancoyazurro] pic.twitter.com/jpQUKH65OS
— Dawid Kulig (@d_kulig) May 8, 2016
Mecz przedostatniej szansy
Bezpośrednia batalia o ratunek zakończyła się bez rozstrzygnięcia, dlatego rywalizacja przenosi się na następną kolejkę. Niestety, nie jest do najlepszy rezultat dla Sportingu. Jeśli bowiem Getafe pokona Betis, wynik spotkania Sportinguistas z Villarrealem, nie będzie miał już znaczenia (mecze bezpośrednie na korzyść Los Azulones). Ponadto, w takim przypadku z La Liga pożegna się też i Rayo.
Depor zostaje z nami
Los Amarillos rzucili swoje siły na Ligę Europy, a w związku z tym przeciwko Depor Marcelino nie mógł wystawić najmocniejszego składu. Galisyjczycy wykorzystali tę szansę, ponieważ przy niekorzystnym obrocie spraw mogli znaleźć się nawet w strefie spadkowej. Za sprawą torpedy Faira i kontry Lucasa Péreza, zainicjowanej przez Luisa Alberto, już im to nie grozi.
Tridente gwarancją sukcesu
Nolito, Aspas oraz Orellana po raz kolejny w tym sezonie błysnęli składną akcją, dającą triumf galisyjskiemu zespołowi. Ofiarą dobrej gry czołowych zawodników Berizzo była Malaga, niemająca już najmniejszych nadziei na europejskie puchary. Minimalne choć zasłużone zwycięstwo Celty przypieczętowało ich awans do Ligi Europy i pozwoliło na huczną fetę po meczu. W roli głównego wodzireja imprezy nie mógł nie wcielić się Guidetti.
W poszukiwaniu Trofeo Zarra
Czy ktoś wierzył jeszcze w to, że Rubén Castro może włączyć się do walki o trofeum dla najlepszego hiszpańskiego strzelca rozgrywek? Piłkarz Betisu ma takową szansę, tym bardziej że najpoważniejszy konkurent opuści ostatnią kolejkę ligową, a mowa tutaj oczywiście o Adurizie. Po piętach depczą im jeszcze Borja Bastón i Lucas Pérez mający o jedno trafienie mniej od wspomnianej na początku dwójki (osiemnaście goli). Bramka Castro zapewniła jeden punkt Betisowi w starciu z Eibarem na ich stadionie. Remis obu drużyn to także oficjalne potwierdzenie ich utrzymania w La Liga.
Eterno Flaco
Choć kojarzony głównie z sukcesami w Deportivo, Juan Carlos Valerón ogółem zasługuje na miano kolejnej legendy hiszpańskiego futbolu. 41-letni zawodnik Las Palmas pożegnał się w swoim ostatnim meczu przed własną publicznością, zbierając oczywiście od wszystkich soczyste brawa.
Jego koledzy nie doprowadzili do przegranej z Athletikiem, ale też z Baskami nie wygrali – dość powiedzieć, że sędziujący to spotkanie Perez Montero niesłusznie odgwizdał spalonego gości. Akcja mogła z powodzeniem skończyć się golem i prawdopodobnie wygraną walczących wciąż o piątą lokatę piłkarzy Valverde. Jednak tej wersji wydarzeń nigdy już nie poznamy.
Wiadomością meczu jest również żółta kartka Aduriza, przez którą walczący o Trofeo Zarra snajper Los Leones właśnie zakończył swój sezon ligowy.