Kompletna sobota w La Liga. Mogliśmy w niej zobaczyć wszystko co tygrysy lubią najbardziej: kilka wspaniałych golazo, łomot na Celcie, nudazo z gorącym zakończeniem, “meczysko” Depor i Málagi oraz niespodziankę na El Madrigal. Czego chcieć więcej?
Na huragan krytyki Los Blancos z Cristiano na czele zareagowali w najlepszy możliwy sposób – totalną demolką zgotowaną Celtom. CR7 sprawił, że kibice dwukrotnie podnosili swoje szczęki z podłogi. Najpierw pokonał Rubena perfekcyjnym strzałem z dystansu, a następnie przebił sam siebie zdobywając w końcu gola z rzutu wolnego. Warto wspomnieć o dwóch asystach Isco, jednym ostatnim podaniu i golu Jesé oraz bramce zdobytej przez Bale’a tuż po powrocie po kontuzji.
Wczorajszy mecz wpisuje się w historię najbardziej okazałych zwycięstw Realu Madryt na Santiago Bernabéu w XXI w. Aż trzy z nich miały miejsce w obecnej kampanii. Problemem pozostaje regularność. Przeniesienie chociażby części skuteczności na obiekty rywali. Parafrazując klasyka, gdyby Królewscy we wszystkich meczach grali takim poziomie jak z Celtą, być może byliby na pierwszym miejscu.
Rekordy, rekordy, rekordy Cristiano:
- w meczu z Celtą przekroczył liczbę 350 goli w barwach Los Blancos,
- z czego 253 w La Liga, dzięki czemu pobił rekord Telmo Zarry (251 goli, wg danych LFP i Athleticu). Przed nim jest tylko Messi (304),
- 36 razy zdobywał ligowego hattricka, co ponownie stawia go na pierwszym miejscu w historii rozgrywek ( w poprzedniej kolejce dogonił go Messi),
- na zdobycie 250 goli w Primerze potrzebował 228 występów (Zarra 269, a Messi 289).
Klątwa
Ktoś w pojedynku Getafe i Sevilli musiał się przełamać. Azulones przegrali siedem meczów z rzędu, a Blanquirojos przed tym starciem mieli na koncie serię 13 wyjazdowych spotkań bez zwycięstwa w tej kampanii La Liga. Jednakże goście musieli się zmierzyć dodatkowo z klątwą Coliseum Alfonso Pérez. Na tym stadionie Nervionenses nie wygrali od sześciu lat. Raczej kiepskie miejsce na przełamanie.
Wynik otworzyło świetne uderzenie Banegi, swoją drogą to pierwszy bezpośredni ligowy gol z rzutu wolnego Sevilli od 2010 roku, kiedy to Drago pokonał fenomenalnym strzałem Ikera Casillasa. Na nic się to zdało, gdyż podopieczni Unaia Emery’ego stracili jakąkolwiek kontrolę nad meczem. Getafe wystarczał remis do osiągnięcia celu minimum. Choć ostatnią bramkę strzelili ponad 640 minut temu mogli pokusić się nawet o zwycięstwo. Prieto Iglesias nie uznał jednak gola Cali, gdyż asystent zasygnalizował wcześniej spalonego Sarabii. Jeśli był tam spalony to milimetrowy.
3…2…1…Launch!
Tydzień temu Kanaryjczycy zaliczyli pierwsze zwycięstwo na wyjeździe w bieżącym sezonie, w następnej kolejce rozegrali swój najlepszy mecz w tej kampanii rozbijając Getafe 4:0. Wczoraj zamknęli usta niedowiarkom przerywając serię 620 minut bez straty bramki Areoli i pokonując Villarreal na El Madrigal. Tylko jeden klub zdołał wcześniej wygrać z podopiecznymi Marcelino na ich obiekcie w La Liga w tej temporadzie. Była to Celta Vigo, miało to miejsce cztery i pół miesiąca temu.
Na nieszczęście dla Kanarków w następnej kolejce na Gran Canarię przylatuje Real Madryt.
On żyje!
Kameni był niczym ściana w bramce Málagi, a nawet gdy jego interwencja nie zakończyła się pełnym sukcesem Lucas Pérez uderzył prosto w stojącego na linii bramkowej zawodnika gości, za co zresztą został koncertowo wyśmiany przez rosyjskiego komentatora.
Wszystko zmieniło się gdy Kameruńczyk doznał kontuzji, a na placu gry pojawił się on. Po roku i siedmiu miesiącach, dokładniej 66 kolejkach, w La Liga zadebiutował Guillermo Ochoa… i na dzień dobry dostał dostał trójkę. Bienvenido!
100 lat Realu Majorki
5 marca 1916 roku przyszła na świat Junta Directiva del Alfonso XIII, klub na Balearach nazwany na cześć króla Hiszpanii, po kilkukrotnej zmianie nazwy znany dziś jako Real Majorka. W tabeli wszech czasów La Liga zajmuje 18. pozycję. Obecnie, choć co roku zapowiadają walkę o awans, dysponując przy tym jednym z większych budżetów Ligi Adelante i przyzwoitą (na papierze) kadra, i tak kończą rywalizując zaledwie o utrzymanie.
Wypada im zatem życzyć najpierw przetrwania w Segunda, a następnie powrotu do elity. A jest ku temu nadzieja, gdyż drużynę przejęła trójka inwestorów z kieszeniami wypchanymi pieniędzmi: Robert Sarver – właściciel Phoenix Suns, Andy Kohlberg – niegdyś tenisista, dziś wiceprezes klubu z Arizony oraz Steve Nash – była gwiazda NBA. Czyżby nadchodził nowy złoty okres dla pogrążonych w długach Balearczyków?