Abyśmy nie musieli zbytnio tęsknić za Ligą Mistrzów, La Liga także rozegrała kolejkę w środku tygodnia. Padło wiele goli, ale ten wpakowany do swojej siatki przez Kameniego przebił zdecydowanie najśmielsze oczekiwania. Parafrazując słynne słowa z Hamleta: źle się dzieje w Getafe.
To tak można?!
Wielu przecierało oczy po końcowym gwizdku sędziego w meczu otwierającym zmagania 27. kolejki Primera División. Nie chodzi o fakt, że Atlético swój mecz wygrało ale o rozmiar tegoż zwycięstwa! Los Colchoneros w ostatnim czasie przyzwyczaili nas do minimalistycznego podejścia do sprawy, lecz tym razem trafili do siatki golkipera rywali aż trzykrotnie. O swojej serii meczów bez gola zdaje się już powoli zapominać Griezmann, który trafił w drugim meczu z rzędu – tym razem pokonując Rulliego z rzutu karnego podyktowanego za faul na nim samym. Z wiadomych przyczyn, Francuz gola nie celebrował. Rozmiar wygranej byłby wyższy, gdyby nie anulowany niesłusznie gol Angela Correi.
Ptaki
Wszystko rozegrało się jak w filmie Hitchcocka, tyle że zamiast chmary czarnych ptaszysk mieliśmy żółte pierzaste kulki przezywane “Ćwir, ćwir” (Pio, pio). Jak takie stworzenia mogą zrobić komukolwiek krzywdę? A jednak, jak przekonali się zacni Rycerze Okrągłego Stołu szukający Świętego Graala w zetknięciu z Bestią z Caerbannog, pozory mogą mylić. Kanarki po prostu rzuciły się na Getafe i wydziobały im oczy.
Ponownie w bieżącym sezonie pośród Kanaryjczyków wyróżnił się Tana, tym razem dubletem. Mediaputna ma na koncie łącznie 5 goli i 2 asysty, całkiem nieźle jak na zawodnika, który od dwóch kampanii był w Las Palmas na wylocie.
Co ciekawe Kanaryjczycy przegrali z Los Azulones na Coliseum Alfonso Pérez w pierwszej rundzie takim samym wynikiem. Wówczas po tym właśnie meczu zwolniony został szkoleniowiec Los Amarillos, Paco Herrera. Kanarki w odwecie podpaliły gorące krzesło, na którym siedzi Fran Escriba, gdyż wtorkowym łomotazo oznacza przedłużenie serii Getafe do 7 porażek z rzędu.
Hattrick niemal idealny
Opisywanie meczów Athleticu do najtrudniejszych rzeczy nie należy. Na hasło “Aduriz” wszystko bowiem staje się jasne jak słońce. Ale gwoli ścisłości, trzeba napisać że swoją cegiełkę do okazałej wiktorii nad Deportivo dołożył również Iker Muniain, który w środowy wieczór rozwiązał jako pierwszy worek z bramkami. Jego 35-letni kolega – Aritz – trafił trzykrotnie i skompletował niemal idealnego hattricka. Zabrakło bowiem tylko zakończenia akcji lewą nogą (dwa razy prawą i główka). Kunszt dobrego niczym wino napastnika ekipy z Bilbao widać zwłaszcza przy trzecim trafieniu. Honor Galisyjczykom uratował Oriol Riera. Nie mamy wątpliwości że facet zasługuje na powołanie jak mało kto!
Pilkarze, ktorzy w wieku 35 lat strzelili hat-tricka w La Liga:
Mundo
Puskas
Di Stefano
….
Aduriz
via @pedritonumeros— Rafal Lebiedzinski (@rafa_lebiedz24) 2 marca 2016
Pudło miesiąca
Sevillistas zastosowali swój Blizkrieg i bardzo szybko objęli prowadzenie. Późniejszym zmianom wyniku przeszkadzali portero obu drużyn, Sergio Rico i Asier Riesgo. Jednakże największe podziękowania gospodarze powinni przesłać Sergi Enrichowi. Napastnik Eibaru miał bowiem doskonałą okazję, by odmienić losy tego widowiska. Wyminął Sergio Rico i pozostało mu już tylko uderzyć piłkę na pustą bramkę. Niepodziewanie jednak na przeszkodzie stanęły mu… jego własne nogi.
Zero goli, jeden punkt, mnóstwo polemiki
W meczu, które śmiało mogliśmy określić hitem 27. kolejki La Liga goli nie uświadczyliśmy. Zarówno Celta, jak i Villarreal nie stworzyły sobie niezliczonych ilości klarownych sytuacji pod jedną i drugą bramką, za to kontrowersji nie brakowało. Były to głównie roszczenia jednokierunkowe, bo najwięcej problemów zbudzały interwencje graczy Żółtej Łodzi Podwodnej w swoim polu karnym. Na upartego, co najmniej jeden lub nawet dwa karne powinny zostać podyktowane na korzyść gospodarzy z Vigo. Bezbramkowy remis sprawił, że choć Los Amarillos zainkasowali cenny punkcik, to jednak pozwolili nieco odetchnąć obecnie głównemu rywalowi o najniższy stopień podium – Realowi Madryt.
Gracias Kameni, contigo empiezó todo!
Ciężko gra się na La Rosaleda. Przekonali się o tym najmocniejsi z La Liga. W głównej mierze solidne mecze na swoim stadionie Malaga zawdzięcza niezawodnemu Carlosowi Kameniemu. Dlatego konia z rzędem temu, kto wytłumaczy co zwinny Kameruńczyk wymyślił w sytuacji gdy jego zespół prowadził niemal pół godziny ze słabiutką w tym sezonie Valencią. Sytuacji nie ma co opisywać – to trzeba po prostu zobaczyć. Zwycięskiego, jak się potem okazało, gola dla przyjezdnych zdobył Czeryszew, poniekąd nieco zamieszany w to, co zrobił wcześniej Kameni.
Jeden gol to za mało, piękny kawalerze
Przetrzebiony kontuzjami Real Madryt nie mógł poprosić o przeniesienie terminu meczu i musiał udać się na Ciutat de Valencia by przede wszystkim uciec przed Villarrealem, inkasując trzy punkty. Mimo że Levante zajmuje w tabeli ostatnie miejsce, nawet Barcelona przekonała się że sam się mecz na stadionie Żab nie wygra. Real prezentował się nieźle, zdołał szybko na kwadrans przed końcem pierwszej połowy wyjść na dwubramkowe prowadzenie, ale gdy tylko kontaktowego gola zdobył zapowiadający cieszynkę Deyverson od tego momentu Królewscy musieli mocno się napocić i nabiegać, żeby trzy punkty wróciły z nimi na Bernabeu. Goście faktycznie harowali więcej niż ostatnio czego dowodem były liczne skurcze jakie gracze Zizou łapały w końcówce meczu. Ostatecznie, już w doliczonym czasie gry, gola zabijającego mecz zdobył Isco i drugie ligowe zwycięstwo na wyjeździe za Zidane’a stało się faktem. Wyróżnić należałoby Danilo, który naprawdę solidnie prezentował się na swojej flance defensywy oraz Borję Mayorala, który mimo zerowego doświadczenia gry w pierwszym zespole, w pełni wypracował drugiego gola dla swojej ekipy. Najmniejsze zaskoczenie musimy odnotować przy Cristiano: kolejny gol z rzutu karnego w wykonaniu Portugalczyka, ale też asysta przy trafieniu Isco.