
Real Madryt kończy rok w iście mistrzowskim stylu. Z przewagą 4 punktów nad Barceloną przewodzi hiszpańskiej La Liga i odprawia z kwitkiem kolejnych rywali. Wszystko to mimo problemów personalnych w środku pola. Lekiem na całe zło okazał się ten, który latem jako jeden z pierwszych miał opuścić szeregi Królewskich – Asier Illarramendi.
Złe dobrego początki
Illarramendi był jednym z największych rozczarowań poprzedniego sezonu. Punktem kulminacyjnym okazał się mecz z Borrusią Dortumund w rozgrywkach Ligi Mistrzów, w którym popełnił wiele rażących błędów i o mały włos wyrzuciłby Real z najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie. Asier stał się celem niezliczonych ataków hiszpańskiej prasy, ale również kibiców. Wydaje się, że jedynym, który w niego nie zwątpił był wtedy Carlo Ancelotti. To także jego decyzja, że Illarra został w drużynie na następny sezon. Czas pokazał, że włoski szkoleniowiec po raz kolejny wykazał się doświadczeniem.
Ancelotti nie dawał Hiszpanowi wielu szans, ale latem, zapytany o kwestię transferu pomocnika, odpowiedział: “Illarra nigdzie się nie rusza. Będzie istotnym członkiem zespołu”. Opinie na ten temat były podzielone. Z jednej strony należało Carlo zrozumieć – pal licho co tak naprawdę myśli. W obliczu odejścia Xabiego Alonso musiał zapewnić sobie gracza o podobnej charakterystyce, którym jest właśnie Illarramendi. Z drugiej – trzymanie na ławce zawodnika, który nie wnosi zbyt wiele jakości a często naraża zespół na utratę bramki, nie wydaje się dobrym posunięciem. Wątpliwości potęgował fakt, że wszyscy inni kupieni przez Florentino piłkarze, jak Isco czy Gareth Bale, świetnie zaadaptowali się do zespołu i stanowili o jego sile. Wszyscy, prócz baskijskiego pomocnika…
W oczekiwaniu na szansę
Koniec końców Illarramendi został na Santiago Bernabeu. Musiał się jednak liczyć z tym, że czeka go ostra rywalizacja o miejsce w pierwszej jedenastce. Transfery Toniego Kroosa, który niemal z miejsca stał się piłkarzem, od którego Ancelotti zaczyna ustalanie składu, czy Jamesa Rodrígueza, świetnie spisującego się w linii pomocy, postawiły Hiszpana przed trudnym zadaniem. Odtąd musiał dawać z siebie jeszcze więcej i cierpliwie czekać na szansę. Jak to w futbolu bywa okazja na częstsze występy nadeszła wraz z problemami kadrowymi w środku pola.
Kontuzji doznał Luka Modrić. Pan i władca linii pomocy Realu Madryt wypadł z gry na około 3 miesiące. Sami Khedira, który po wyleczeniu jednego urazu, niemal z miejsca nabawił się kolejnego, także nie był do dyspozycji Carlo Ancelottiego . Nie wiadomo, kiedy na dobrą sprawę Niemiec powróci do regularnych zajęć z drużyną i oczywiście większej ilości minut na boisku. Ancelotti docenia jego charakterystykę i umiejętności, ale dobrze wiemy, że Khedira nie będzie tak istotnym elementem zespołu, jakby tego chciał. Na domiar złego na przemęczenie ilością spotkań zaczął się skarżyć Toni Kroos. Nie ma się co dziwić – on i James spędzili na boisku najwięcej minut spośród wszystkich piłkarzy Realu. Ancelotti musiał działać.
Illarra na ratunek
Włoski trener postanowił dać szansę Illarramendiemu. Zawsze, podobnie jak w przypadku Benzemy, chronił go przed wszelką krytyką i obdarzał zaufaniem. Teraz, kiedy Królewscy potrzebują stabilizacji w środku pola, miał nadejść czas Asiera. W bieżącym sezonie spędził on na murawie już 805 minut. W ciągu ostatniego miesiąca wychodził w podstawowym składzie w każdym meczu ligowym. Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie jakichś większych błędów Baska, a wręcz przeciwnie – nie jest to ten sam Illarramendi, który podawał do najbliżej ustawionego partnera. Nie boi się kreować gry i ostro naciskać na rywala. Być może rok spędzony pod okiem Xabiego Alonso w końcu przynosi owoce?
Asier jest architektem ostatnich zwycięstw Królewskich i każdy, kto ocenia mecze bardziej skrupulatnie, niż jedynie przez pryzmat strzelonych goli, musi to przyznać. W pamięć zapadł mi ostatni pojedynek z Almerią, wygrany przez Real 1:4, kiedy Bask interweniował w obronie aż 3 razy w ciągu 50 sekund. Poza tym, świetnie radzi sobie z wyprowadzaniem piłki z linii obrony, co jeszcze parę miesięcy temu, kiedy ze spuszczoną głową schodził z murawy Santiago Bernabeu. było jednym z jego największych mankamentów.
Trudno powiedzieć, co jest przyczyną tak dobrej dyspozycji Illarramendiego. Zmiana nastawienia? Czas spędzony w zespole? Wstyd przyznać, ale ja również straciłem od niego ostatnie resztki zaufania w poprzednim sezonie, kiedy regularnie udowadniał, że Real to dla niego zbyt duża para kaloszy. Niemniej jednak, dziś czuję się miło zaskoczony. Hiszpan notuje świetne występy na pozycji defensywnego pomocnika i zapewnia, ukochaną przez Ancelottiego, równowagę w środku pola. Może wszystko to kwestia psychiki i w końcu udało mu się uwolnić od wszechobecnej presji? Faktem jest przecież, że ani kibice, ani przede wszystkim madrycka prasa nie mówią o Asierze tyle, ile mówili jeszcze w poprzednim roku.
W walce o palmę pierwszeństwa
Jednakże co będzie, kiedy Khedira i Modrić wyzdrowieją w stu procentach? Nie można się oszukiwać – o ile jakość Hiszpana jest porównywalna do poziomu Samiego, tak z Modriciem w kwestii rywalizacji o palmę pierwszeństwa Illarra nie ma żadnych szans. Chyba że Chorwata dopadnie jakiś dołek, wszak na powrót do formy sprzed urazu potrzeba trochę czasu. Wydaje się, że Asier nadal będzie mocną kartą w talii Carlo, ale nie ominie go system rotacji. Ancelotti podkreśla, że dotyczy on każdego zawodnika. Każdego, prócz Cristiano Ronaldo, choć to akurat nie może dziwić. ..
Illarra otrzymał szansę od losu i jej nie zmarnował. Zmazał złe wrażenie po pierwszym sezonie w barwach Królewskich . Pokazał, że zespół może na niego liczyć. Wielu widzi w nim naturalnego następcę Xabiego Alonso, ale na wyciąganie jakichkolwiek wniosków trzeba jeszcze poczekać. Hiszpan musi pokazać, że sprawdza się na tle silniejszych rywali i nie notuje spadków formy. Z racji tego, że przed Realem Klubowe Mistrzostwa Świata i wiele ciekawych spotkań po Nowym Roku, Asier będzie miał sporo okazji, by pokazać, że dobra dyspozycja w ostatnich tygodniach nie jest dziełem przypadku.