Atlético Madryt ubiło niedawno świetny interes. We wtorek Rojiblanscos potwierdzili transfer prawego obrońcy Sassuolo, Šime Vrsaljko. Kosztował ich szesnaście milionów euro, a przewidziane są i bonusy. Nie jest to wcale wygórowana kwota, jak za zawodnika, który może podbić La Liga.
Skąd moje przekonanie o tym, że Vrsaljko stanie się odkryciem nadchodzącego sezonu Primera División? Stąd, iż będzie to miano… “niezasłużone”. Odkryciem można nazwać kogoś, kto nie rokował aż tak dobrze, lub kogoś kto był nieznany. O 24-latku nie można powiedzieć, iż nie był świetnie zapowiadającym się zawodnikiem. Jest wychowankiem Dinama Zagrzeb, które “taśmowo” produkuje piłkarskie perełki, a w 2010 roku wybrano go “Nadzieją Roku w Chorwacji”. Nagrodę tą odbierali również m.in. Luka Modrić czy Mateo Kovacić, po piętnastu latach znów trafiła wówczas do obrońcy. To pokazuje jak wiele wciąż oczekuje się po Šime.
Chorwat, żeby zostać odkryciem La Liga musiałby więc być mało znany. I właśnie na tym polega niesprawiedliwość, gdyż wpływ na to ma marka klubu, w którym do tej pory występował. W Polsce, a zapewne także w Hiszpanii, kibice wciąż czasem dziwią się słysząc o istnieniu Sassuolo. Duże oczy robią orientując się, iż występuje w Serie A, a wybałuszają je kiedy na wieść o tym, że ten zespół w przyszłym sezonie zagra w europejskich pucharach. I duża w tym zasługa Vrsaljko, który gdyby grał np. w Juventusie, rozpoznawany byłby przez większość kibiców na świecie. I właśnie to jest niesprawiedliwe, ponieważ on już powinien być gwiazdą. Choć nie może narzekać, skoro zainteresowały się nim Atlético, Barcelona, Manchester City, Arsenal, Bayern, Juventus czy Napoli.
No dobrze, ale nad czym te zachwyty? Dlaczego pewnego razu dyrektor sportowy Atlético Andrea Berta śmiał się, kiedy u bram stadionu Sassuolo spotykał Ariedo Braidę, swojego odpowiednika z Barcelony? Dlaczego tak wielkie kluby od wielu miesięcy wysyłają swoich ludzi do miasta wielkości Sochaczewa? Właśnie dla Vrsaljko, który został wybrany do “jedenastki” sezonu przez “Sky”, WhoScored.com i większość mediów, które decydowały się na ustawienie z bocznymi obrońcami. Słusznie zresztą, bo Chorwat był najlepszym prawym obrońcą ubiegłego sezonu Serie A, co potwierdzenie prawdopodobnie znajdzie za pół roku, kiedy Włosi zorganizują w końcu galę i przyznają wyróżnienia za zakończony już sezon.
Vrsaljko powinien wyróżniać się również w Primera Division. Oczywistością jest, że tak wychwalany defensor musi świetnie bronić. Zwłaszcza jeśli wzorował się na ojcu, Mladenie, który przez całą karierę był stoperem NK Zadar. Šime ma jednak również ten atut, że wyróżnia się w ataku. Do Dinama Zagrzeb trafił jako piętnastolatek grający w ofensywie, przy linii bocznej. Dopiero później został cofnięty do obrony. Widać jednak, że ciągu na bramkę przeciwnika nie zatracił. W Serie A jest jednym z najszybszych obrońców, uwielbia włączać się do akcji ofensywnych. Doskonale czuje się w tzw. małej grze. Na pięciu metrach kwadratowych ma trzech rywali, a za plecami linię końcową? Szybki rzut okiem na pozycję Domenico Berardiego, podanie do niego, natychmiastowe wybiegnięcie na pozycję i przyjęcie piłki zwrotnej. To popisowe zagranie duetu Berardi – Vrsaljko, choć czasem korzystają też z pomocy któregoś pomocnika.
Model współpracy Vrsaljko z Berardim, to coś, co Diego Simeone powinien postarać się jak najszybciej zaadaptować do madryckich warunków. Nie wiem, kto w Atletico byłby odpowiednikiem Berardiego, ale jeśli ktoś taki będzie, kibice Los Colchoneros będą zachwyceni. Dwaj dość młodzi gracze zdominowali prawą stronę Sassuolo, doskonale się rozumieją i uzupełniają. Kiedy tylko Berardi zbliża się z piłką do pola karnego rywali, Vrsaljko rusza sprintem na obieg. Włoch nie musi szukać go wzrokiem, bo wie, że Chorwat już tam jest, w dodatku rozpędzony, więc może minąć właściwie każdego. Šime zaś zrobi użytek z kolejnego atutu, czyli dobrej centry w pełnym biegu (od 1:23).
Sprowadzenie i zaufanie Vrsaljko wymaga zastosowania jeszcze jednego manewru taktycznego. Chorwat oczywiście świetnie broni, dobrze się ustawia, jest silny i nieźle gra głową, ale pomimo swojej wytrzymałości, nie jest w stanie wrócić za każdą akcją po tym, jak sam atakował bramkę rywali. Trener Sassuolo, Eusebio Di Francesco preferuje grę trzema pomocnikami. Jeden z nich oddelegowany jest do zadań defensywnych i asekurowania bocznych obrońców. Kiedy Vrsaljko rusza do przodu, to natychmiast pozycję prawego obrońcy zajmuje Federico Magnanelli lub świetnie realizujący to założenie, Davide Biondini. Rywale nie mogą więc wykorzystać dziury powstałej po zapędzeniu się Vrsaljko do przodu, bo jej tam po prostu nie ma. Sassuolo nie zbliżyło się wprawdzie do ideału, jakim była Borussia Dortmund w sezonie 2010/11, gdy Sven Bender i Nuri Sahin perfekcyjnie asekurowali Łukasza Piszczka oraz Marcela Schmelzera, ale dało sugestię Simeone jak wkomponować do zespołu Vrsaljko.
Czas pomówić trochę o jego wadach. Jakieś przecież mieć musi, inaczej nie grałby w Sassuolo, prawda? Jasne, mógłby być skuteczniejszy w pojedynkach, lepiej operować lewą stopą, a przede wszystkim skuteczniej strzelać, ale jego największym defektem jest marka klubu. Naprawdę, gdyby już występował w jednym z większych klubów byłby postrzegany zupełnie inaczej. “W Europie nie ma zbyt wielu tak dobrych bocznych obrońców, jak Vrsaljko” – mówił już rok temu Eusebio Di Francesco, trener Sassuolo. “Šime jest na najlepszej drodze, by zostać wyjątkowym piłkarzem” – dodawał, a jego prognozy zaczynają się spełniać. Dyrektor Rojiblancos, José Luis Caminero komplementował Chorwata po transferze: “Vrsaljko to piłkarz z olbrzymim potencjałem, który już udowodnił swoją wartość w Serie A. Doskonale wpisuje się w naszą ideę zwiększenia konkurencji w naszej drużynie. Jest bardzo uniwersalny, może grać na obu flankach, co daje nam ciekawe alternatywy”.
Choć o Chorwata mocno starały się włoskie kluby, z Juventusem na czele, to podobno sam zawodnik nalegał, żeby trafić do Atlético. To większy zespół niż Sassuolo, ale mniejszy niż Barcelona. A 24-latek preferuje spokojniejszą ścieżkę rozwoju kariery. – To miejsce, gdzie młodzi dostają okazje do pokazania się. Ja chcę przede wszystkim grać, a w większym klubie mógłbym nie mieć tej możliwości – tłumaczył Vrsaljko w 2013 roku, gdy zdecydował się na grę w Genoi, zamiast w Arsenalu, Tottenhamie lub Olympique Marsylia. Na grę i harmonijny rozwój liczy też w Madrycie, a powyższa wypowiedz pasuje do Atlético jak ulał.