
Do niedawna Sergi Roberto był jednym z najbardziej hejtowanych piłkarzy Barcelony. Dziś natomiast nikt nie powie na niego złego słowa, bo w bieżącym sezonie po prostu imponuje swoją grą, tym samym zamykając usta wszystkim, którzy w niego wątpili.
O tym jak urósł w oczach kibiców Barcelony nie trzeba dużo pisać. Wystarczy przypomnieć reakcje culés na kontuzję Sergiego, jaką ten odniósł w meczu z BATE. Wcześniej jego absencję komentowano by w ironicznym tonie, a w najlepszym wypadku spotkałaby się ona z obojętnością. Teraz było wręcz odwrotnie, bo przez fora dyskusyjne, media społecznościowe i strony kibicowskie przelała się fala niezadowolenia, rozczarowania, a nawet strachu, ze względu na obecną sytuację kadrową Blaugrany. Nie byłoby jednak tego wszystkiego, gdyby nie dobra dyspozycja Roberto. Świetną partię rozegrał chociażby w spotkaniu z Rayo. Wówczas Lucho ustawił go w środku pola obok Busquetsa i Rakiticia, obdarzając tym samym największą odpowiedzialnością za rozgrywanie. Sergi wywiązał się ze swoich zadań bez zarzutów – grał odważnie, różnicował kierunki ataków i przede wszystkim nie ograniczał się do podań do najbliższego kolegi. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo równie dobrze można go pochwalić za pressing czy aktywność w obronie – na przykład podjął pięć prób odbioru, z czego aż cztery były skuteczne. Zresztą, tu nie ma co pisać, to trzeba obejrzeć!
Coś, czego nie potrafił zrobić żaden z poprzednich trenerów Dumy Katalonii, udało się zatem Luisowi Enrique, jego piłkarskiemu ojcu. To właśnie Lucho wprowadzał Roberto do seniorskiego futbolu sześć lat temu prowadząc Barcę B i teraz to znów on odkrył pomocnika na nowo. „Pomocnika” w szerszym tego słowa znaczeniu, bo zdolnego do wspierania drużyny nie z pozycji rozgrywającego, lecz najpierw pivota, a potem prawego obrońcy. W ten sposób Luis Enrique poniekąd obrócił wady Sergiego w jego zalety. Na przykład nadmierna w środku pola ostrożność, na boku defensywy pozwala mu nie tracić piłek w głupi sposób, co de facto jest jednym z najczęściej stawianych zarzutów przeciwko Daniemu Alvesowi. Ponadto Roberto podaje z celnością wynoszącą aż 87% – to trzeci najlepszy wynik w całej Primera División wśród bocznych obrońców!
„Gdyby ktoś dzisiaj zobaczył go po raz pierwszy, pomyślałby, że na boku defensywy gra od urodzenia” – mówił asturyjski trener po jednym z pierwszych meczów Sergiego na nowej pozycji. Trudno się z nim nie zgodzić, skoro Roberto w arcytrudnym meczu z Athletikiem na San Mamés zaraz po Vermaelenie uzbierał najwięcej odbiorów (11), był filarem defensywy w spotkaniu z Atlético czy zaliczył kluczową asystę grając przeciwko Las Palmas. Zresztą, zachwycających się grą urodzonego w Reus zawodnika jest więcej. Albert Benaiges, były koordynator futbolu młodzieżowego w Barcelonie, tak mówił o poczynionym przez Roberto progresie – „Dojrzał w najbardziej odpowiednim momencie. Uważam, że już jest lepszy niż Dani Alves”. I nawet jeśli słowa Benaigesa są nieco na wyrost, to Brazylijczyk rzeczywiście powinien wziąć w się garść, bo póki co to nie on jest gwarantem jakości na prawej obronie.
Pomysł ze zmianą pozycji Sergiego nie wziął się jednak znikąd. Asturyjski trener dostrzegł w nim… samego siebie, z czasów kiedy to grał w Barcelonie. „Zobacz, zakontraktowano mnie jako napastnika, a grałem jako obrońca” – miał powiedzieć Sergiemu podczas jednej z rozmów. Brzmi znajomo? Z Roberto było przecież podobnie, bo w juniorach występował nawet jako mediapunta, potem dowodził drużyną jako piłkarz środka pola, a teraz równie często odpowiada za zabezpieczanie tyłów. Lucho namówił go do owej metamorfozy jeszcze pod koniec poprzedniego sezonu, tak samo jak w ogóle do pozostania w klubie. Latem bowiem zgłaszało się po Sergiego kilka klubów, w tym Inter, Stoke czy Everton, ale ostatecznie to przywiązanie do Barcelony i zaufanie ze strony Luisa Enrique przeważyło.
Takie ustawienie piłkarza z Reus daje nie tylko większą elastyczność kadrową, ale też i nowe możliwości taktyczne. „Sergi na prawej obronie to zawsze jedna opcja więcej” – mówi Lucho, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę aspekt utrzymywania się przy piłce. Roberto może bowiem bardzo pomagać drużynie kiedy ta będzie potrzebowała spokojnego dowiezienia wyniku do końca meczu. W poprzednim sezonie taką rolę często pełnił Xavi, teraz jednak Generała nie ma już w klubie, a jeśli chodzi o defensywne posiadanie, to właśnie Sergi prezentuje podobne walory co były kapitan Barcelony. Z nim będzie zdolna do znacznie szerszej gry w ten sposób, a także pozwoli jej to dodatkowo zagęszczać środek pola. W dobie ogromnych problemów Blaugrany z defensywą właśnie to nie raz może okazać się kluczowe.
Wszystko powyższe, z perspektywy piłkarza Dumy Katalonii wydaje się być niemal bajką – w końcu przeskoczył na poziom, którego miał wcale nie osiągnąć, w końcu regularnie gra, w końcu stanowi o realnej sile drużyny, w końcu przestał bać się własnego cienia mając piłkę przy nodze. „To najlepszy moment w mojej karierze” – przyznaje otwarcie Sergi. Pytanie, ile to wszystko jeszcze potrwa? Czy nadal będzie on tak ważny, gdy do gry wróci Iniesta, a w późniejszym terminie także Rafinha? Czy znajdzie się dla niego miejsce zarówno w środku pola jak i na prawej obronie, kiedy Arda Turan oraz Aleix Vidal w styczniu zostaną zgłoszeni do gry? Pewności mieć nie można. Roberto musi jeszcze wiele udowodnić, szczególnie w meczach o wyższą stawkę, na przykład w Lidze Mistrzów czy późniejszych etapach Pucharu Króla. Szkoda byłoby jednak ponownie wysyłać go w ławkowy jasyr, skoro nareszcie zaczął pozytywnie rokować…