Jeszcze w ubiegłym sezonie największą słabością Sevilli była defensywa, która potrafiła stracić aż sześć bramek w dwumeczu ze Slavią Praga. Dziś, za sprawą nowego i znakomicie funkcjonującego tercetu, obrona zmieniła się w największą siłę ekipy z Andaluzji. A wszystko za sprawą trzech ekonomicznych transferów, dzięki którym Sevilla może wkrótce wzbogacić się o dziesiątki milionów euro i awans do Ligi Mistrzów.
Zgrany tercet napastników to wielki skarb nie tylko dla trenerów, ale także dla piszących o piłce dziennikarzy. Bo jakież to wodze kreatywności, wyliczeń i coraz to bardziej skomplikowanych statystyk można komponować, gdy tłumy porywa nie jedna, a trzy wielkie gwiazdy. W redakcjach natychmiast powstają excelowskie arkusze. Zaczyna się zliczanie sumy bramek, asyst, najlepiej jeszcze asyst drugiego stopnia. Liczby imponują. Można je zestawiać, porównywać, odnosić do notowań historycznych. No i jeszcze przydałby się jakiś chwytliwy tytuł, skrót – jak BBC, czy MSN. W ten sposób tworzy się prawdziwa kopalnia gotowych nagłówków, artykułów i tabelek, którymi można z łatwością wypełniać strony sportowych gazet poza dniami meczowymi.
Niezręczność pojawia się w momencie, gdy stanowiący o sile drużyny znakomity tercet zawodników gra w defensywie. No bo jak tu wtedy zachwycać się liczbami? Nie da się precyzyjnie policzyć, ile razy obrońca zachował pozycję, zamykając rywalom przestrzeń na stworzenie podbramkowej okazji. Nikt nie pobiegnie rano do kiosku po to, by dowiedzieć się ile odbiorów miał zeszłego wieczora obrońca jego ulubionej drużyny. A wyświetleń nie nabiją skróty wideo ze skutecznymi wybiciami piłki poza pole karne. Taki tercet staje się niezręczny dla dziennikarzy, ale przede wszystkim także dla atakujących rywali.
Nawet trzech znakomitych obrońców nie skradnie nagłówków jednemu skutecznemu napastnikowi. A szkoda, bo Jules Koundé, Fernando i Diego Carlos w pełni na to zasługują. Nie przeliczymy liczbowo ich wpływu na grę Sevilli. Nie ochrzcimy ich nawet żadnym skrótem, bo KFC brzmi raczej humorystycznie. A przecież im na boisku do żartów daleko – po wznowieniu rozgrywek twardy defensywny tercet trzyma w ryzach drużynę z Andaluzji, a ta z każdym tygodniem jest coraz bliżej upragnionego powrotu do Ligi Mistrzów.
??? Una apuesta de 21 años que empieza a dar sus frutos…
❤ ¡KOUNDÉ ya ‘CUNDE’ en el @SevillaFC! pic.twitter.com/ufSFhqmNqh
— LaLiga (@LaLiga) June 20, 2020
Falstart w Eibarze
Fernando i Diego Carlos świetne występy zaliczali już jesienią, ale Julenowi Lopeteguiemu cały czas brakowało pewnej opcji na pozycji drugiego stopera. Obok Brazylijczyka minuty dzielili między sobą Daniel Carriço i Sergi Gómez, którzy nie zawsze byli jednak gwarancją solidności. A Koundé przeżywał trudne, pierwsze zderzenie z LaLiga.
Cofnijmy się na moment do września ubiegłego roku, gdy Sevilla mierzyła się na wyjeździe z Eibarem. Wydawało się, że faworyt przyjechał do Kraju Basków jak po swoje – atakował z rozmachem, obronę gospodarzy raz po raz rozmontowywał Lucas Ocampos i do przerwy było 0-2. W takich, wydawałoby się idealnych okolicznościach, swoją pierwszą poważną szansę w barwach Sevilli dostał Koundé, który zmienił kontuzjowanego Carriço. Wielka możliwość szybko jednak przerodziła się w koszmar, bo już przy jednej z pierwszych interwencji 21-letni obrońca sfaulował w polu karnym Fabiana Orellanę i chwilę później było 1-2. Eibar nabrał wiatru w żagle, rozmontował obronę Sevilli, strzelił jeszcze dwa gole i wygrał mecz.
Koundé wrócił do dzielnicy Nervión jako jeden z głównych winowajców porażki. Brakowało mu na boisku zrozumienia z kolegami, ale to nic dziwnego, skoro brakowało go również w szatni. Szybko okazało się, że zupełnie czym innym jest nauka podstaw języka hiszpańskiego w instytucie w Bordeaux, a czym innym płynna konwersacja z kolegami i trenerem. Koundé musiał też więcej czasu spędzić w siłowni i nauczyć się skuteczniej używać swojego ciała – bo i pod tym względem liga hiszpańska jest bardziej wymagająca od francuskiej.
W akademii Bordeaux Koundé zaczął trenować w wieku 15 lat i szybko stał się tam jednym z najbardziej obiecujących nastolatków. W zespole żyrondystów spotkał się z nim były kapitan drugiej drużyny Barcelony, Sergi Palencia. – Gdy dołączył do pierwszej drużyny, od początku zauważyłem jego ogromny potencjał. Miał dobrze poukładane w głowie. Nawet jako młody chłopak był świadomy i nastawiony na to, by robić postępy – opowiada Hiszpan.
W Sevilli nie zrażono się kiepskim początkiem – klub dobrze wiedział, po kogo sięgnął. Lopetegui zostawał po godzinach na specjalne, indywidualne sesje z Koundé. Razem oglądali wideo z zagraniami najlepszych obrońców ligi hiszpańskiej, by Francuz zobaczył, co powinien poprawić. Trener specjalnie poprosił nawet o zestaw nagrań z czasów jego gry w Bordeaux. “Zobacz, jak świetnie zachowałeś się w tej sytuacji. Wiem, że to potrafisz i chcę, byś tak grał tutaj”. Lopetegui chciał podbudować jego morale.
“Błogosławieństwo” od Kanouté
Koundé stopniowo coraz lepiej wpasowywał się w zespół, aż w końcu na stałe wywalczył miejsce w składzie Sevilli. Trener szybko zauważył, jak jego dynamika, szybkość i niezłe wyprowadzenie piłki świetnie współgrają z siłą i wzrostem Diego Carlosa. A po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa forma Francuza wręcz eksplodowała. W meczu z Barceloną (0:0), największym pokazem obronnej siły Sevilli w tym sezonie, Koundé niemal wyłączył z gry Luisa Suareza, tylko raz pozwalając mu na oddanie groźnego strzału. A sytuacja, w której wybił głową piłkę zmierzającą do bramki po rzucie wolnym Leo Messiego, trafi zapewne do kanonu materiałów na temat tego, jak bronić się przy stałych fragmentach gry wykonywanych przez Argentyńczyka. – Chociaż gra w obronie, numer 12 w Sevilli jest w dobrych rękach – napisał na Twitterze Frédéric Kanouté, który na Pizjuán zdobywał bramki właśnie z tym numerem na plecach.
Aunque sea defensa ?el 12 está en buenas manos @SevillaFC ????
— Fred Oumar KANOUTÉ (@FredericKanoute) June 22, 2020
De verdad gracias es un honor leyenda ?????⚪️ https://t.co/cd6UGcqd2C
— Jules Kounde (@jkeey4) June 22, 2020
Lopetegui wyraźnie ceni także potencjał ofensywny Koundé. W meczu z Villarreal (2:2), chcąc dać odpocząć Jesusowi Navasowi, przesunął Francuza na prawą obronę. A ten w grającej statycznie w pierwszej połowie Sevilli był jednym z najbardziej aktywnych piłkarzy, często nękając rywali dośrodkowaniami i próbami wejścia w pole karne. Problem w tym, że bez 21-latka na środku obrony zachwiała się defensywna równowaga zespołu. W przerwie Lopetegui sięgnął po Navasa, ale Kounde nie usiadł na ławce, tylko zajął miejsce Sergiego Gomeza – jeszcze niedawno przymierzanego przecież do gry w podstawowym składzie reprezentacji Hiszpanii. I po przerwie goście bramek już nie stracili.
Droga Koundé jest stosunkowo podobna do tej przebytej przez Clementa Lengleta, dla którego po transferze z Francji Sevilla była drabiną do ścisłego topu. – Wiem, że Didier Deschamps śledzi rozwój Koundé, choć jest jeszcze młody, a nasza reprezentacja ma wielu dobrych obrońców. Ale gra w ważnym klubie, ma ochotę, by się uczyć i robi duże postępy. Jeśli powiodło się Lengletowi, nie widzę, dlaczego i jemu miałoby się nie udać – podkreśla w rozmowie z El País Julen Escudé, były obrońca Sevilli i reprezentacji Trójkolorowych.
Tercet na jeden sezon?
Postęp Koundé stanowi dopełnienie dla majstersztyka w wykonaniu Monchiego. Dyrektor sportowy, o którego sposobach pracy pisano już setki artykułów, a nawet całą książkę, musiał latem ubiegłego roku przebudować zespół. Zwłaszcza od tyłu, bo Sevilla, mimo sporego potencjału w ofensywie, w najważniejszych meczach ubiegłego sezonu najmocniej krwawiła właśnie w obronie.
Pierwszym transferem Monchiego po powrocie do Sevilli był Diego Carlos. Nie był to ruch przyjęty z wielkim entuzjazmem, bo nazwisko Brazylijczyka dla przeciętnego kibica było dość anonimowe. Po przylocie do Europy postawiono na nim krzyżyk w Estorilu Praia i FC Porto, po czym Carlos przeniósł się do Francji. W Nantes spędził aż trzy sezony, rozgrywając w Ligue 1 blisko 100 spotkań. Sevilla zapłaciła za niego 13 milionów euro.
Równie imponującym strzałem w dziesiątkę okazało się “odkurzenie” Fernando, czyli piłkarza ze znanym nazwiskiem, ale odstawionego już na boczny tor. W Manchesterze City rozegrał 102 mecze, ale swoim stylem gry nie pasował Pepowi Guardioli, dlatego w 2017 roku przeszedł do Galatasaray. Wydawało się, że w dobrze opłacanej lidze tureckiej będzie spokojnie zbliżał się do piłkarskiej emerytury, ale latem 2019 zadzwonił do niego Monchi. Dyrektor sportowy Sevilli wręcz dziwił się późniejszym zachwytom nad tym transferem. – Obserwowałem Fernando od dawna, zresztą w przeszłości próbowałem go już pozyskać. To była pewna inwestycja – zaznaczał.
Le match de Fernando Reges (32 | ?? ) ? FC Barcelona
• Minute: 90
• Touches: 51
• Passe précis: 30 (88,2 %)
• Dégagements: 4
• Fautes: 2
• Coups bloqués: 3
• Interceptions: 6⤵️⤵️ pic.twitter.com/Q47ZH3ULTX
— LaligaFr (@FrLaliga) June 19, 2020
To, czego inni nie dostrzegają, dla Monchiego jest oczywistością, dlatego Lopetegui otrzymał do pracy świetnie zbalansowany zespół. Fernando stanowi zawór bezpieczeństwa w środku pola, Carlos i Koundé przejawiają wszystkie cechy, których oczekuje się od duetu stoperów, a dynamiczni Jesús Navas i Sergio Reguilón mogą dzięki temu być bardziej aktywni na połowie rywala. Tam zwiększają liczbę opcji w rozegraniu piłki, absorbują obrońców i robią więcej miejsca Ocamposowi czy Munirowi, a Sevilla może w efekcie sprawić problemy każdemu przeciwnikowi.
Jeden z najlepszych defensywnych tercetów LaLigi Sevilla kupiła w promocji – w sumie za trzech piłkarzy zapłaciła na rynku transferowym zaledwie 32,5 miliona euro. Łatwo przewidzieć, że inwestycja powinna zwrócić się z dużym przebiciem. Nie dość, że Andaluzyjczycy są na dobrej drodze, by zagrać w fazie grupowej Ligi Mistrzów (za sam awans klub dostałby od UEFA ok. 15 milionów euro), to jeszcze w błyskawicznym tempie rośnie wartość rynkowa Koundé i Carlosa. A że Monchi jest Monchim, i taki obrót spraw przewidział, to w kontrakt Brazylijczyka wpisał klauzulę o wysokości 75 milionów euro. Po środkowego obrońcę Sevilli już ustawiła się kolejka chętnych – wśród nich Liverpool, Arsenal, Barcelona. Negocjacje będą twarde, a klub może w ich efekcie sporo zarobić.
Ale nawet jeśli tercet Koundé, Carlos, Fernando zakończy swoje rządy w defensywie Sevilli już po tym sezonie, to na Pizjuán mogą spać spokojnie. Monchi zmontuje przecież kolejny. Na jego celowniku już znalazł się ponoć 22-letni obrońca Red Bullu Salzburg Jérôme Onguéné, mający za sobą występy w młodzieżowych reprezentacjach Francji i Kamerunu. Duet środkowych obrońców K.O.? To już brzmi lepiej. Ale w Sevilli nie potrzebują chwytliwych skrótów. Potrzebują drużyny regularnie występującej w Lidze Mistrzów i walczącej o trofea, a zespół Lopeteguiego jest na dobrym kursie, by to osiągnąć.