Wszystko układało się wyśmienicie. Marcelino i Fernando Roig, wspaniale prosperujący związek, który zaskakująco dobrze napędzał poczynania Villarrealu. Żółta Łódź Podwodna zachwycała skutecznością i świetną grą, kwalifikując się do 4 rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Podopieczni Garcii Torala rozwijali pod jego okiem skrzydła. Czego chcieć więcej?
Grom z jasnego nieba
Nie było absolutnie żadnych przesłanek, że w spokojnym i poukładanym klubie dojdzie do takiej rewolucji. Roig i Marcelino tworzyli dobraną parę, niczym stare dobre małżeństwo, w którym na pierwszy rzut oka wszystko szło w dobrym kierunku. Kibice innych klubów La Liga mogli zazdrościć konsekwencji w dążeniu do celu, wielu zachwycało się stylem Żółtej Łodzi Podwodnej, a szkoleniowiec prowadzący ekipę z niewielkiej miejscowości był obsypywany pochwałami z każdej strony. Wszak wyciągnął ją z Segunda División i błyskawicznie doprowadził do świetnych wyników. Drobne potknięcia szybko tłumaczone były ograniczonym budżetem, a dziwne wypowiedzi na konferencjach prasowych często pozostawały bagatelizowane. Bo kto by się przejmował narzekaniem na murawę? W Hiszpanii to przecież normalka.
Marcelino malował się jako trener, który doskonale potrafił przemówić do zawodników, wpłynąć na ich rozwój. Wielu piłkarzy tuż po transferze eksplodowało (Czeryszew, Denis Suárez, Bakambu, Vietto), bądź wróciło na odpowiednie tory (Victor Ruiz). Młodzi dostawali szanse i pokazywali się z dobrej strony. Nawet jeśli podwinęła im się noga, to nie byli skreślani. Taktyk, dobry ojciec i motywator. Tak przynajmniej do niedawna prezentował się wizerunek trenera, który prędzej czy później miał przeskoczyć do większego klubu.
Tymczasem kilka dni temu zdarzyła się rzecz niebywała. Tuż przed wisienką na torcie w postaci meczu z Monaco, w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów, pojawiła się informacja, że Marcelino odchodzi z Villarrealu. Szkoleniowiec miał być niezadowolony z transferów i polityki klubu, która nie stawia na rozwój. Od początku wydawało się to bardzo dziwne, zwłaszcza, że Żółta Łódź Podwodna poczyniła poważne kroki, zatrudniając choćby Włochów Sansone i Soriano, a to tylko część letnich wzmocnień. Kolejne plotki niczego nie wyjaśniały, a jedynie przekłamywały obraz zdarzeń. Aż do momentu, kiedy sytuację wyjaśnili dziennikarze, którzy lepiej orientują się w klubowych realiach…
Małżeńska fikcja
Wiadomość o odejściu Marcelino była zaskakująca i aż trudno było w nią uwierzyć. Choć w minimalnym stopniu prawdopodobna, bo jest to trener, który zawsze jasno artykułował swoje wymogi wobec przyszłego pracodawcy, co potrafiło skutkować zerwaniem rozmów. Tym razem jednak, jak się okazało, chodziło o coś znacznie innego.
Szkoleniowiec został zwolniony przez złe relacje z zawodnikami. Problem miał trwać już od dłuższego czasu, a w ostatnim okresie przybrał niepokojącą skalę. Dochodziło do ostrych starć trenera z podopiecznymi, przede wszystkim z Mateo Musacchio, który decyzją szkoleniowca miał stracić nawet miejsce wśród zawodników pełniących funkcję kapitana. Miarka się przebrała, a piłkarze noszący opaskę nie zamierzali pozostawać bierni. Oczywiście o całej sytuacji i niezadowoleniu zawodników dowiedział się prezydent, Fernando Roig. Mógł podjąć tylko jedna decyzję, zakończyć pięknie wyglądającą fikcję.
Zachować twarz
Marcelino na konferencjach prasowych bywał wybuchowy i artykułował swoje niezadowolenie czy to z warunków, czy pracy sędziego. Ściągał tym samym uwagę na siebie, ale to też pokazywało jakim jest człowiekiem. Tym razem jednak zdecydował się zachować powściągliwość i nie palić mostów. Po zwolnieniu z funkcji trenera wystosował list, w którym podziękował za ponad trzy lata pracy, w imieniu swoim jak i współpracowników, którzy również opuścili Villarreal.
Przesyłamy swoje podziękowania do wszystkich kolegów ze sztabu szkoleniowego i każdego pracownika klubu, którzy swoim oddaniem i codziennymi staraniami dołożyli cegiełkę do tych osiągnięć. Ten cykl się zakończył, jesteśmy wdzięczni i dumni ze wszystkich wspólnych sukcesów, po tym jak zaczęliśmy swoją przygodę w Segunda División, a kończymy pozostawiając klub w bramach do najważniejszych rozgrywek w Europie. Chcemy podziękować prezydentowi Fernando Roigowi, jak też wiceprezydentowi Jose Manuelowi Llanezie oraz innym członkom zarządu, za zaufanie i powierzenie nam odpowiedzialności prowadzenia tego wielkiego klubu. Przede wszystkim chcemy też podziękować piłkarzom, z którymi współpracowaliśmy przez te 3,5 roku, bez których niemożliwe byłoby osiągnięcie takich wyników. Na koniec, nie możemy zapomnieć pasji i serdeczności z jaką powitano nas od pierwszego dnia w Villarrealu. Obdarzono nas bezgranicznym zaufaniem, co spowodowało, że poczuliśmy się jak w domu. El Madrigal na zawsze pozostanie dla nas specjalnym miejscem.
Tym samym Marcelino Garcia Toral, Rubén Uría oraz Ismael Fernández pożegnali się z klubem, który przejdzie teraz ogromne zmiany. Natomiast trójka fachowców, która doprowadziła do sukcesów Żółtą Łódź Podwodną, po takich rewelacjach może mieć pewne kłopoty w zakotwiczeniu w nowym miejscu. Przynajmniej na podobnym poziomie. W Villarrealu mieli pozostać przynajmniej do końca sezonu 2018/2019.
Rewolucja
Fatalny zbieg zdarzeń dotknął Villarreal, bo tuż przed meczem z Monaco najpierw na wiele miesięcy wypadł Roberto Soldado, który może goleadorem nie jest, ale stanowi ważny element drużyny, a potem doszło do zwolnienia trenera. Jak wobec tego poradzi sobie Żółta Łódź Podwodna?
Pierwsze doniesienia mówiły o tym, że w miejsce Marcelino przyjść ma Manuel Pellegrini, a jego powrót miał się łączyć z transferem Juana Maty. Szkoleniowiec doświadczony, utytułowany i przede wszystkim, uwielbiany na El Madrigal. Szybko jednak okazało się, że to plotki, a nowym trenerem będzie Fran Escribá dla którego prowadzenie takiej ekipy będzie zupełną nowością i ostatnie wyniki nie napawają fanów Submarino Amarillo optymizmem. Na pocieszenie, swoje poprzednie drużyny prowadził w trudnych warunkach, a jako asystent bądź trener młodzieży zasłynął z dobrego oka zwłaszcza do młodych zawodników. To jemu przypisuje się m.in. odkrycie talentu Frana Villalby – największej perełki walenckiej cantery. Czy to jednak wystarczy, aby wprowadzić Villarreal do Ligi Mistrzów i utrzymać go na dotychczasowym poziomie? Będzie to niezwykle trudne, ale z drugiej strony, nawet wygnany już Garcia Toral nie gwarantował takich wyników.