
Juventus do dwumeczu z Realem Madryt przystępował w roli biblijnego Dawida. Skazywani na porażkę, przez wielu wręcz lekceważeni, udowodnili, że sport bywa nieobliczalny, a niemożliwe nie istnieje. Po dwunastu latach, obarczonych nie do końca słuszną relegacją do Serie B i odebraniem dwóch tytułów mistrzowskich, Stara Dama ponownie staje przed szansą triumfu w elitarnych rozgrywkach Ligi Mistrzów. Choć w ekipie Bianconerich na próżno szukać gwiazd pokroju Messiego, Suáreza czy Neymara, to największą siłą Juventusu jest kolektyw, a przystępowanie do finału w roli outsidera może być jedynie kolejnym atutem.
9 lipca 2006 roku to data, którą Gianluigi Buffon, Andrea Pirlo oraz Andrea Barzagli zapamiętają do końca swoich żywotów. To właśnie tego dnia, na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, Squadra Azzurra sięgnęła po swój czwarty tytuł Mistrzów Świata. „Włosi nie umieją z tobą wygrywać‚ ale ty umiesz z nimi przegrywać.”, powiedział kiedyś legendarny piłkarz i trener Barcelony Johann Cruyff. Czy Berlin ponownie okaże się szczęśliwy dla Włochów?
Zbawca Allegri
Gdy 16 lipca 2014 roku Massimiliano Allegri obejmował posadę trenera Juventusu większość sympatyków Starej Damy podawała w wątpliwość słuszność decyzji zarządu. Kibice mieli w pamięci nieudany epizod na San Siro, który, pomimo zdobycia Scudetto w sezonie 10/11, oceniony został negatywnie. Dziś, blisko rok po zatrudnieniu 47-letniego szkoleniowca, pozycja Włocha w Turynie jest niepodważalna, przez co Giuseppe Marotta niebawem wystosuje propozycję przedłużenia kontraktu ze szkoleniowcem
Głównym zadaniem Allegriego było podtrzymanie supremacji we Włoszech przez Juventus oraz zmazanie plamy w Europie po podwójnym rozczarowaniu pod wodzą Antonio Conte w sezonie 13/14. Choć Milanowi dowodzonemu przez Massimiliano można było zarzucić brak tożsamości, słabą organizację taktyczną w spotkaniach Ligi Mistrzów, to doświadczenie nabyte w Mediolanie zaprocentowało, dzięki czemu Stara Dama wciąż jest w walce o potrójną koronę, czego nie przewidywali nawet najwięksi optymiści.
Allegri jest bez wątpienia głównym architektem sukcesu Juventusu w tym sezonie. Początkowo nie decydował się na wielkie zmiany po swoim poprzedniku, co przyniosło aż 22 punkty w pierwszych ośmiu kolejkach sezonu, lecz porażki w Madrycie i Pireusie zmusiły Maxa do zreorganizowania gry Bianconerich. Przejście na grę z czwórką obrońców przełożyło się nie tylko na lepszą grę w defensywie, Juventus zyskał dzięki temu większą jakość w ofensywie, głównie za sprawą Carlosa Téveza, który stał się wolnym elektronem w taktyce Allegriego. Szkoleniowiec Starej Damy stosował także inteligentne rotacje, dając odpocząć najważniejszym punktom zespołu, co pozwoliło na skuteczną walkę na trzech frontach. Warto także wspomnieć o wpływie, jaki posiadał Włoch na Álvaro Moratę, Roberto Pereyrę i Stefano Sturaro. Z perspektywy czasu można ocenić, że, niezależnie od wyniku osiągniętego w Berlinie, postawienie na 47-letniego Włocha było strzałem w dziesiątkę ze strony Giuseppe Marotty i Andrei Agnelliego. Pracę włożoną w zespół ze stolicy Piemontu widać gołym okiem. Wydaje się więc, że Allegri wyciągnął wnioski z pobytu w Mediolanie, dzięki czemu może poszczycić się nie tylko Scudetto, a także Pucharem Włoch, który do Turynu powędrował po dwudziestu latach przerwy.Historia lubi się powtarzać
W Madrycie zapanowały iście szampańskie nastroje, gdy 19 lipca 2014 roku oficjalna strona Juventusu potwierdziła transfer Álvaro Moraty. Zachwyt był tym większy, bowiem Stara Dama zapłaciła za młodego Hiszpana aż 20 milionów euro. Morata potrafił strzelać bramki, co udowadniał w młodzieżówkach La Roja, lecz na Santiago Bernabéu nie był w stanie przezwyciężyć własnych blokad. Rywalizacja z Benzemą nie przebiegała na zdrowych zasadach, dlatego rozłąka z Madrytem wydawała się dobrą decyzją, zarówno dla Królewskich jak i samego zawodnika. Nikt jednak nie przypuszczał, że wychowanek madryckiej Cantery wyeliminuje, niczym niechciany Fernando Morientes, Real Madryt w półfinale Ligi Mistrzów.
Morata pod wodzą Allegriego przeszedł niesamowitą metamorfozę, aczkolwiek początki nie były łatwe. Niedługo po transferze doznał kontuzji kolana, która wyeliminowała Hiszpana z gry na blisko dwa miesiące. Zadebiutował już 13 września w spotkaniu z Udinese, lecz na występ od pierwszej minuty musiał czekać aż do 22 października, gdy Massimiliano Allegri po raz pierwszy desygnował Moratę do gry w pierwszym składzie przeciwko Olympiakosowi. Włoch wykazał się dużym rozsądkiem, dając byłemu piłkarzowi Realu Madryt czas i spokój na aklimatyzację w zespole, ograniczając presję zrzucaną na młodego zawodnika do minimum.
Całą pracę, jaką wykonał Morata na przestrzeni całego sezonu w ośrodku Vinovo można było dostrzec w dwumeczu z Realem. Osobiście nie przypominam sobie błędnej decyzji, jaką podjąłby Alvaro na przestrzeni 180 minut. Nie tracił piłek, świetnie się zastawiał, stwarzając ogromne problemy Ramosowi, umiejętnie uruchamiał biegających po flankach Evrę oraz Lichsteinera oraz, co jest prawdopodobnie największą przewagą Moraty nad Llorente, bardzo dobrze współpracował z Tévezem. Finał przeciwko Barcelonie to podwójna motywacja dla młodego zawodnika. Jak sam mówi: „Chcę strzelić gola Barcelonie dla fanów Realu”. Wydaje się więc, iż oprócz bycia Juventino Morata wciąż ma Madridismo w sercu.
W tym miejscu warto wspomnieć o drugim z przedstawicieli hiszpańskiej nacji w Turynie. Fernando Llorente na wiosnę został definitywnie wygryziony ze składu przez młodszego kolegę. Choć wciąż rozegrał więcej minut w tym sezonie od Moraty, to jest to związane z kontuzją i aklimatyzacją Álvaro. Od lutego to właśnie były zawodnik Królewskich występował w pierwszym składzie przeciwko najważniejszym rywalom, wliczając w to Milan, Romę, Borussię, Monaco czy Inter. Pozycja Llorente w klubie osłabła, w ustawieniu 4-3-1-2 to Morata lepiej współpracuje z Tévezem, co przekłada się dobre wyniki i skuteczną grę pod bramką przeciwnika.
Mocne strony
Gdzie Juventus powinien szukać przewag nad rywalem z Katalonii? Bianconeri Allegriego są drużyną potrafiącą dostosować się do rywala. Z pewnością Barcelona będzie drużyną dominującą poprzez przewagę posiadania piłki, lecz to nie przekreśla szans Starej Damy. Juve potrafi atakować bezpośrednio, bardzo szybko transportują piłkę na połowę przeciwnika, gdzie z wykorzystaniem Moraty i Téveza przedostają się pod pole karne rywali. Allegri i jego drużyna będą również czyhać na zapędy ofensywne Jordiego Alby i Daniego Alvesa, wykorzystując wówczas wolne przestrzenie na skrzydłach.
Juventus w ustawieniu 4-3-1-2 posiada bardzo zagęszczony środek pola i pod względem fizycznym są w stanie zdominować barceloński tercet w środkowej części boiska. W czwórce ustawionej z udziałem Vidala, Marchisio, Pogby i Pirlo ciężko szukać słabych punktów, aczkolwiek Andrea nie zawsze radzi sobie z pressingiem przeciwników, co było aż nadto widoczne w pierwszym spotkaniu dwumeczu przeciwko Realowi Madryt. Doświadczony Włoch naraża przez to dwójkę Bonucci – Chiellini na niepotrzebne upomnienia ze strony arbitra, choć niewątpliwie posiada umiejętność rozstrzygania spotkań jednym zagraniem.
Luis Enrique i Juan Carlos Unzué wykonali ogromną pracę pod względem poprawy stałych fragmentów gry w Barcelonie. To może mieć duże znaczenie wobec świetnie grającego w tym aspekcie Juventusu, który nie tylko zagraża przy dośrodkowaniach, ale także przy bezpośrednich strzałach ze strony Pirlo czy Téveza.
Czy Juventus jest drużyną, którą Barcelona może zlekceważyć? Z pewnością nie, o czym przekonał się już Real Madryt. Bianconeri nie znaleźli się w finale przypadkowo, Allegri wykonał na przestrzeni całego sezonu ogromną pracę, co skutkuje walką o tryplet już w najbliższą sobotę. Każdy, nawet najmniejszy brak koncentracji ze strony Blaugrany może być fatalny w skutkach. Juventus Turyn, drużyna z ogromnym charakterem, nie odda Barcelonie niczego za darmo. Osobiście życzę Wam wszystkim wspaniałego pojedynku na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, dwie drużyny o zupełnie innej charakterystyce, dwie drużyny, które bez wątpienia zasłużyły na awans do finału. Niech wygra lepszy!