
Wiem, wybrałem sobie dość wygodny moment na napisanie tego tekstu, choć szczerze mówiąc to czysty przypadek. Kto wierzy, kto nie – jego sprawa. Punktem wyjścia do stworzenia tego artykułu nie jest jednak sam Alexis, na co wskazuje tytuł, lecz Luis Suárez.
Z jego transferem było mniej więcej tak, że gdy jeszcze znajdował się w fazie domysłów i spekulacji prawie całe barcelonismo wykazywało w jego sprawie entuzjazm. No bo jak tu się nie cieszyć – do klubu ma przyjść król strzelców Premier League, który niemal samodzielnie ponownie wprowadził Liverpool na europejskie salony. A i mało brakowało by The Reds zgarnęli też majstra. Dopełnijmy formalności – 31 goli i 21 asyst w 37 meczach autorstwa El Pistolero nawet na największym sceptyku zrobiło niemałe wrażenie.
Wraz z zakazem nałożonym na niego za ugryzienie Chielliniego sielanka się skończyła. Choć tak naprawdę tę karę uważam za absurdalną, bo przecież co groźnego jest w takim ukąszeniu? Człowiek jadu w zębach nie ma… Co tydzień na boiskach widzimy natomiast wejścia rodem z wrestlingu, lecz tacy brutale najczęściej kończą z czerwoną kartką, ewentualnie kilkoma dodatkowymi meczami zawieszenia. Suárez musiał jednak pauzować aż do końcówki października, a przez długi czas nawet nie mógł wejść na stadion, czy wziąć udziału w treningu. To trochę tak jakby kierowcy, który stracił prawo jazdy zabronić korzystania z komunikacji miejskiej.
Co sądzą o Luisie kibice Barcelony sześć miesięcy później? Powiedzenie, że podzielił środowisko culés jest więcej niż trafne. Urugwajczyka albo się chwali i usprawiedliwia, albo krytykuje i wiele od niego wymaga. Ja należę do tych pierwszych i faktycznie sądzę, iż druga strona barykady po prostu po ludzku przesadza. Pewnie część z Was zrobi w tym momencie ruch myszką by zamknąć kartę z otwartym artykułem, ale dajcie mi chociaż szansę na uargumentowanie mojej tezy.
Ci, którzy są przeciwko niemu zarzucają mu przede wszystkim brak odpowiedniej skuteczności, a także złe przygotowanie fizyczne. Głównymi punktami odniesienia dla przeciwników Suáreza są: kwota, za jaką trafił na Camp Nou oraz właśnie sam Alexis Sánchez. Kto ma konto na twitterze ten wie, co się tam czasem wyprawia podczas meczów Barcelony. El Pistolero pudłuje? Czytam, że „Alexis by to strzelił”. Obrońcy często łapią go na offsidzie albo niedokładnie odgrywa? „I to ma być zawodnik za 80 milionów? Heskey jest lepszym goleadorem!”. I tak w kółko. Ok, faktycznie, kilka setek Urugwajczyk w tym sezonie spartolił, ale robili to także i Neymar, Pedro czy Messi.
Czego jednak wymaga się od byłego piłkarza Liverpoolu? Hat-tricka co mecz? To przecież absurd, ale czasem odnoszę wrażenie, że dopiero w takich okolicznościach Suárez zamknąłby usta tym, którzy go krytykują. Mało kto bierze jednak pod uwagę, jak bardzo wpłynął na niego wcześniej wspomniany okres zawieszenia. Półtora miesiąca nawet bez możliwości trenowania z zespołem, a cztery bez występu w oficjalnym meczu. Czy jest ktoś, kto po takiej przerwie od razu wszedłby do zespołu i grał jak z nut? Nie wydaje mi się, 1/3 roku to bardzo długi okres, jestem pewny, że rytmu pozbawiłby nawet takie maszyny jak Messi czy Ronaldo. Trudne warunki do powrotu na boisko spotęgował fakt, że Luisito dopiero co przeszedł do nowego klubu, bardzo restrykcyjnego zresztą co do swojego stylu, w którym nie od razu odnajdywali się tacy wirtuozi jak Henry czy Ibrahimović. Ponadto, jakby nie patrzeć, futbol prezentowany przez Barcelonę i Liverpool oraz ogólnie drużyny hiszpańskie i angielskie bardzo się różni. W Anglii Urugwajczyk miał więcej miejsca, można powiedzieć, iż pełnił rolę wolnego elektronu, swoje ataki często zaczynał znacznie głębiej. W poprzednim sezonie 42,5% z kluczowych podań posłał ze strefy pomiędzy 16 a 40 metrem i 37,9% z pola karnego. Natomiast w bieżących rozgrywkach te współczynniki wynoszą odpowiednio 26,5% oraz 55.9%. To wszystko nie jest przecież jednym wielkim zbiegiem okoliczności. W Dumie Katalonii to Luisito musi się bardziej podporządkować pod względem taktycznym, a za kierowanie ofensywą odpowiedzialni są inni. Z kolei to, że potrafi grać na małej przestrzeni udowodnił całą paletą dryblingów, jeszcze reprezentując barwy Liverpoolu. Niewielką ilość zdobytych bramek rekompensuje natomiast asystami. Mając ich na koncie dziewięć jest aktualnie trzecim (ex-aequo z Czeryszewem) najlepszym asystentem Primera División. Dodatkowo ma już na koncie 34 szanse stworzone partnerom, a przecież dopiero otrzaskuje się w nowej lidze.
Czy więc na pewno Chilijczyk był dla Barcelony piłkarzem bardziej użytecznym? Culés mają chyba niedobór lecytyny. Nie pamiętają, albo nie chcą pamiętać jak sprzedawali go do pierwszego lepszego klubu, gdy tylko pojawiały się plotki. W porównaniach z Luisem zaś kompletnie ignorują dwa pierwsze sezony Alexisa, odnosząc się jedynie do ostatniego. I choć rzeczywiście statystyki wtedy miał bardzo dobre (19 goli, 12 asyst, 50 kluczowych zagrań, 80% celności podań w 34 meczach), to przykryły one jego spore braki w przystosowaniu do systemu gry Blaugrany.
Sztab szkoleniowy Dumy Katalonii zrezygnował jednak z Alexisa z bardzo prostego, ale zarazem kluczowego powodu – trenerzy wiedzieli, iż wychowanek Carbeloi pewnego poziomu w Barcelonie nigdy nie przeskoczy. Filozofia klubu oraz Chilijczyk ograniczali się wzajemnie. Piłkarz, który najlepiej czuł się w kontrach, kiedy mógł się rozpędzić z piłką i pokonać przeciwnika w pojedynku biegowym nagle został zmuszony do nieustannego klepania i gry kombinacyjnej. A przecież nawet jego dryblingi zawsze oparte były o wykorzystanie możliwie największych wolnych przestrzeni. W Barcelonie nieustannie spychany pod samą linię właśnie tam najczęściej otrzymywał podania, z których niewiele był w stanie zrobić. Z kolei sami jego boiskowi partnerzy często zachowywali się jakby mu nie ufali. Alexis mnóstwo razy dobrze pokazywał się do prostopadłego podania, jednak dostawał je bardzo rzadko. Xavi, Iniesta i Messi woleli w takich sytuacjach zwolnić tempo, odegrać na obieg, jakby myśleli „Przecież to Sanchez, zmarnował już tyle setek, tej na pewno też nie wykorzysta”. Obecnie takich zachowań architektów gry Blaugrany praktycznie nie uświadczamy, choć de facto warunki do gry z kontry są bardzo podobne do tych sprzed roku.
Nie chcę przez to powiedzieć, iż Chilijczyk to zły piłkarz. Nie, jest bardzo dobry, co udowadnia zresztą w Arsenalu, ale w przeciwieństwie do El Pistolero pasuje do Barcelony jak gwóźdź do oka.
Suárez natomiast ma wszystko by odnosić sukcesy w Barcelonie i głównie od niego zależy, czy wykorzysta swoją szansę. Po kilkumiesięcznej banicji powoli się odbudowuje. Myślę, że kwestią czasu jest to, kiedy stanie się kluczowym zawodnikiem Barcelony. Urugwajczyk z meczu na mecz jest coraz ważniejszy, ma coraz większy udział w zwycięstwach drużyny. To on był tym, który ostatnio pociągnął zespół kiedy innym nie szło. Przesądził przecież o losach meczu z Manchesterem City i Granadą, zaś strzelając gola w rewanżowym meczu z Villarrealem ostatecznie pogrzebał szanse ŻŁP na finał CdR. Widać, że jest głodny gry, a Luis Enrique bardzo na niego liczy. Dlatego właśnie, w jego kontekście, można z optymizmem patrzeć w przyszłość. I tak jak ja nie tęsknić za Sánchezem.