Na zegarze zbliżała się ostatnia minuta meczu, kiedy Nando wbiegł w pole karne Valencii. Wiedział jak bardzo potrzebują wygrać to spotkanie, choć nadal utrzymywał się bezbramkowy remis. Poczuł nogę Serera, którego interwencja powaliła go na murawę, a sędzia się nie zastanawiał. Kiedy wskazał na pole karne gości wypełniony po brzegi Riazor eksplodował z radości.
Trzy lata wcześniej – 9 czerwca 1991
Deportivo po osiemnastu latach spędzonych poza Primera División zajmuje drugie miejsce na jej zapleczu i w końcu wraca do elity. Nikt nie robi sobie wielkich nadziei co do przyszłości – celem numer jeden będzie utrzymanie.
7 czerwca 1992
Pierwszy, po wielu latach, sezon w Primera División Depor kończy na siedemnastym miejscu, do bezpiecznego utrzymania zabrakło punktu. Zaskakuje za to w Pucharze Króla, gdzie odpada dopiero w półfinale. W barażach o utrzymanie wygrywa z Betisem w Galicji 2:1. W rewanżu, uzyskując bezbramkowy remis, ratuje się przed spadkiem. Nikt w klubie nie jest jeszcze świadomy tego, jak intensywne będą kolejne wydarzenia.
Wczesna wiosna 1993
Po 23. kolejkach Deportivo jest liderem Primera División. Po tym jak zespół ledwo uratował się przed spadkiem nowy sezon zaczął zaskakująco dobrze. Drużyna z Galicji zajmuje fotel lidera przez dziesięć pierwszych kolejek. W wypowiedziach pracowników klubu i piłkarzy pełno jest rezerwy
i obawy przed hurraoptymizmem.
20 czerwca 1993
Z drużyny nie zeszło powietrze, tak jak przewidywało wielu ekspertów, i Depor utrzymał się w topie, ani razu nie zajmując miejsca niższego niż czwarte. Ligę kończą na podium, ze stratą trzech punktów do Realu Madryt i czterech do mistrza z Barcelony. Pichichi przypada Bebeto, który strzelił 29 goli a Trofeo Zamora trafia w ręce Fernando Liaño, który w 37 spotkaniach puszcza 31 goli. Ci zawodnicy będą stanowić fundamenty zespołu, który poczuł wiatr w żaglach i mądrze się wzmacnia.
Jesień 1993
Deportivo zaczyna sezon przyzwoicie, ale bez fajerwerków, do których przyzwyczaiło kibiców w poprzedniej kampanii. Miejsca w pierwszej ósemce stanowią świetną pozycję do szturmu na wyższe pozycje. W końcu, w czternastej kolejce, Deportivo wsiada na fotel lidera, który na ich rzecz traci Barcelona.
Wiosna 1994
Po 32 kolejkach Depor nadal zajmuje pierwszą pozycję, której do tej pory nikomu nie oddało. Z walki o mistrzostwo powoli odpada Real Madryt, który z 41 punktami traci do lidera sześć oczek, a do Barcelony cztery. Bebeto, choć jest kluczowym zawodnikiem zespołu z Galicji, nie zachwyca już taką regularnością jak w poprzednim sezonie. Fernando Liaño natomiast przechodzi samego siebie – po 32 spotkaniach ma na koncie puszczonych jedynie 18 bramek. Do końca ligi nie puści już żadnej.
Po 37 spotkaniach walcząca o mistrzostwo para odjechała Realowi na dziesięć punktów. Deportivo nie przegrywa, ale też nie strzela już z taką łatwością. Przez remisy w końcówce sezonu sytuacja robi się bardzo nerwowa, ale w ostatniej kolejce Depor nadal jest panem własnego losu – podejmuje na Riazor Valencię, a Barcelona, która ma jeden punkt mniej, gra u siebie z Sevillą i musi liczyć na potknięcie Depor.
14 maja 1994, ostatnia kolejka
W 11. minucie Sevilla obejmuje prowadzenie na Camp Nou dzięki bramce Simeone i pomimo późniejszego wyrównania, schodzi do szatni wygrywając 2-1 dzięki trafieniu z 44. minuty spotkania. W Galicji piłkarze i kibice śledzą z wielką uwagą to, co dzieje się w Barcelonie. Jak sami przyznają po latach bardziej skupiali się na meczu Barcelony niż na swoim, zapominając, że to od nich zależy ostateczny los mistrzostwa. Kibice na Riazor są jeszcze dość spokojni, bo przy przegranej bądź remisie w Katalonii, to Deportivo zostanie mistrzem.
W drugiej połowie spotkania obraz gry nie uległ zmianie w przeciwieństwie do wyniku Barcelony, która z 1-2 wyszła na 5-2. W tej sytuacji bezbramkowy remis i gra bez polotu w ofensywie oznaczała utratę mistrzostwa, co z każdą upływającą sekundą docierało do coraz większej ilości zebranych na stadionie widzów. W każdym zagraniu piłkarzy Depor można było dostrzec nerwowość i niepewność. Gdy w 70. minucie z boiska schodził Donato, 35 tysięcy widzów nie wiedziało jeszcze, że ta zmiana może ich wiele kosztować.
Na zegarze zbliżała się ostatnia minuta meczu, kiedy Nando wbiegł w pole karne Valencii. Wiedział, jak bardzo potrzebują wygrać to spotkanie, a nadal utrzymywał się bezbramkowy remis. Poczuł nogę Serera, którego interwencja powaliła go na murawę a sędzia się nie zastanawiał. Kiedy wskazał na pole karne gości, wypełniony po brzegi Riazor eksplodował z radości. Piłkarze klękali na murawie szczęśliwi, jakby wygrali ligę, co z resztą sugerowali im przeciwnicy. „No to macie tą ligę, teraz już po wszystkim”.
Kiedy opadła pierwsza radość po decyzji sędziego piłkarze zorientowali się, że Donato, etatowy wykonawca rzutów karnych, siedzi na ławce. Wzrokiem zaczęli szukać Bebeto, ale ten jakby się rozpłynął zamiast wziąć na siebie odpowiedzialność. Wobec tego do piłki podszedł kolejny z wyznaczonych piłkarzy, Miroslav Djukić. Przypomniał sobie słowa żony, która przed meczem radziła mu nie podchodzić do karnych. Głęboki oddech, jeden, drugi…
Jęk zawodu słychać było daleko poza stadionem tak samo głośno, jak 1100 km na wschód okrzyki radości z Camp Nou. Cules cieszyli się ze zdobytego w tak dramatycznych okolicznościach czwartego mistrzostwa z rzędu, czym ustanowili niepobity do dziś rekord.
Epilog, 21 maja 1994
W połowie drogi AP-7, łączącej Barcelonę z Valencią, spotykają się dwaj mężczyźni. Jeden odbiera od drugiego walizkę wypełnioną po brzegi pieniędzmi. W ten sposób 50 milionów peset (ok. 300 000 euro) trafia do domu jednego z piłkarzy Valencii. Wyszło po około trzy miliony na osobę, lecz niektórzy dostali więcej a inni mniej. „Trzy miliony?! Mistrzostwo kosztuje co najmniej dziesięć!”, mieli oburzać się niektórzy. Premie tego typu zostały zakazane kilka miesięcy później a w 2010 zapisano to w hiszpańskim kodeksie karnym.
Życie pisze najpiękniejsze historie, co często widać na przykładzie piłki nożnej. SuperDepor – bo taki przydomek drużyna nosiła już wtedy – na swoje pierwsze mistrzostwo miał poczekać jeszcze pięć lat. To gorzkie doświadczenie w sercach deportivistas pozostało jednak po dziś dzień.