
Kolejny odcinek z cyklu na tropie iberyjskich śladów poświęciliśmy Lechii Gdańsk. Drużyna, która przed sezonem doświadczyła rewolucji (łącznie 45 transferów z i do klubu) prezentuje się poniżej oczekiwań, pomimo znanych nazwisk w jej składzie. Jednym z nich jest nasz ubiegłoroczny ‘bohater’, były zawodnik Málagi – Bartłomiej Pawłowski. Niestety nie dostał on nawet minuty gry w piątkowym starciu.
Młody pomocnik lepiej nie mógł sobie wymarzyć początku kariery. Po rozegraniu dobrej rundy w Widzewie Łódź, niespodziewanie skupił na sobie uwagę klubu z Primera División. Debiut? Jak z bajki. Zgierzanin wystąpił w wyjściowym składzie w meczu przeciw wielkiej Barcelonie na oczach niespełna 30 000 widzów. Jego rola w ekipie Boquerones została ograniczona niemal do minimum, więc na hiszpańskich boiskach Polak zagrał w zaledwie 8 meczach, zdobywając jedną, ale za to przepiękną bramkę. Jeśli komentujący to spotkanie Hiszpan mówi, że warto zobaczyć to raz jeszcze, to znaczy, że to był prawdziwy golazo.
Na mecz przeciwko Legii w Warszawie anonsowany był jeszcze jeden interesujący nas zawodnik – Tiago Valente. Portugalczyk prawie całą karierę spędził w klubie, w którym się wyszkolił – Paços de Ferreira. Na koncie ma niecałe 200 spotkań na portugalskich murawach oraz 8 bramek, co jak na obrońcę złym wynikiem nie jest. Otarł się nawet o młodzieżową reprezentację swojego kraju. Obecnie 29-letni stoper Lechii, pomimo zawirowań z początku sezonu, wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce notując w Warszawie dziesiąty występ w Ekstraklasie. Poza tym miło było zobaczyć Orlando Sa i Iñakiego Astiza w pierwszym składzie Mistrzów Polski. Na ławce niespodziewanie pojawił się wiecznie kontuzjowany Guilherme (może nie wszyscy wiedzą, ale jest wypożyczony z jednego z naszych ulubionych od tej pory klubów… Olé Brasil!), weteran Saganowski oraz Helio Pinto.
Najlepiej z obserwowanych przez nas zawodników zagrał Orlando Sa. Od początku szukał sobie dogodnych sytuacji i kilka razy oddawał strzały, które minimalnie chybiały celu. Iñaki jako szef defensywy sprawował się nieźle, nieco lepiej niż jego przeciwnik w obronie, Tiago Valente. Ten bowiem kilka razy uciekał się do faulów, co zmusiło arbitra do słownego upomnienia. Po jednym ze starć musiał zostać opatrzony i do końca meczu grał w opasce na głowie. Był też autorem jednej z kontrowersji, kiedy po długim podaniu do Michała Żyro został z nim sam na sam przed bramkarzem. Zdołał odebrać piłkę, lecz duża część publiczności widziała w tym faul na pograniczu pola karnego oraz kartkę dla obrońcy Lechii. Czas upływał nieubłagnie a na telebimach nadal widniał wynik bezbramkowy. Berg postanowił postawić wszystko na jedną kartę i wprowadził Marka Saganowskiego oraz ofensywnie grającego Guilherme. Po jego akcji został podyktowany rzut wolny, który po dośrodkowaniu Dudy na bramkę zamienił Orlando Sa. W lidze może pochwalić się świetnym wynikiem sześciu goli w siedmiu spotkaniach.
Fakt, że Pawłowski nie radzi sobie za dobrze w średniej Lechii nie najlepiej świadczy. W Warszawie nie powąchał nawet murawy, co może być symbolicznym komentarzem do jego aktualnej formy. My wciąż w niego wierzymy – skoro zobaczyli w nim coś skauci z Málagi, to jest podstawa sądzić, że stać go na powrót do Hiszpanii.