Dopiero co startowała, a już przekroczyła półmetek. Nim się obejrzeliśmy, weszliśmy w drugą część rozgrywek La Liga. To dobry czas na pierwsze wnioski – komu najbliżej do mistrzostwa, kto wywalczy prawo do gry o Ligę Mistrzów, a kto pożegna się z Primera División?
Za nami 19. ligowych kolejek. Pierwszą drużynę od piątej dzieli siedem punktów. To zwiastuje spore emocje, bo choć kandydatów do mistrzostwa należy dopatrywać się wśród znanego duetu Barcelona-Real, to już na pozostałych miejscach wszystko jest możliwe.
Na lidera wyrośli Królewscy. Może nie zdecydowanego, ale jak najbardziej zasłużonego. Ich sukces nie narodził się przypadkiem. Los Blancos nauczyli się grać kombinacyjnie, efektownie i z polotem – ale przede wszystkim efektywnie. Stwarzane okazje przekładają na gole, jak wyliczył portal Squawka , dalej kreują ich dużo, najwięcej w lidze (średnio 14,6 na mecz), choć mniej niż w rozgrywkach 2013/2014 (wówczas 15,4). Różnica polega na tym, że teraz Galacticos na bramkę zamieniają co czwartą szansę, kampanię wcześniej – ledwie co piątą.
Ogromny wpływ na wyniki podopiecznych Ancolettiego miało też zakontraktowanie Jamesa Rodrigueza i Toniego Kroosa – z dwóch powodów. Po pierwsze, sprowadzona dwójka znakomicie sprawuje się w rozgrywaniu piłki, czego efektem jest łącznie czternaście asyst (obaj po siedem). Po drugie, od momentu ich przyjścia znacznie poprawiła się efektywność stałych fragmentów gry Królewskich. Mamy połowę sezonu, a Los Blancos już zdobyli siedem goli po rzutach rożnych, czyli więcej niż w całych poprzednich rozgrywkach. W obecnych lepsze pod tym względem tylko dwie słynące z tego elementu gry drużyny: Atlético i Valencia – odpowiednio z dwanaście i ośmioma trafieniami.
Carlo Ancelotti zdecydowanie wie, co robi. Nie poprawia wszystkiego. Udoskonalił po prostu kluczowe elementy w swojej maszynie, dokupił brakujące części i dość pewnie kroczy po mistrzostwo.
Problemy w Barcelonie
„Pewnie”, bo choć kolejna Barcelona traci ledwie punkt i tradycyjnie marzy o tytule, na dłuższą metę może jej zabraknąć argumentów. Dość powiedzieć, że pierwszy mecz, w którym widać było jakiś pomysł, ambicję, widowiskowość, rozegrała w 18 kolejce (3:1 z Atlético). Oczywiście trudno przypuszczać, co będzie dalej, ale nie ma co się łudzić, że jedno spotkanie rozwiąże wszystkie problemy Dumy Katalonii.
A tych nie brakuje, nawet zostając tylko przy samych sportowych. Największym wydaje się brak pomysłu Luisa Enrique na grę Barçy. Zbyt duże uzależnienie od formy tridente: Messi, Neymar, Suarez. Wygląda to trochę tak: „dostarczyć piłkę któremuś z nich, a dalej niech sobie radzą”. Co gorsza, środek pola w stolicy Katalonii praktycznie nie istnieje, perspektywy by to zmienić raczej też nie widać. Iniesta – w najlepszych latach FCB piłkarz kluczowy – jest przewidywalny i bezproduktywny. Z każdym sezonem daje drużynie coraz mniej, a statystyka– ta najważniejsza dla pomocnika – jest druzgocąca. Andres przez pół sezonu i blisko 900 minut nie zaliczył ani jednej (!) asysty.
Nie bardzo widać też pomysł na Ivana Rakiticia, który nie odnajduje się w stylu gry Barcelony, co odbija się na jego grze, nie mającej zbyt wiele wspólnego z tą prezentowaną parę miesięcy wcześniej w Sevilli. Na przestrzeni 34 gier w klubie z Andaluzji zaliczył 10 asyst. W Katalonii przez pół sezonu wyprodukował jedynie cztery ostatnie podania, w tym dwie w meczu z Deportivo.
Oczywiście, nie bierze się to z niczego. Taka a nie inna gra Barcelony to efekt albo złej koncepcji trenera. Sprowadzeni przed sezonem piłkarze (oprócz Suáreza) do niej nie pasują. Polityka transferowa Katalończyków dała efekt odwrotny do tego osiągniętego przez Real – gdzie każdy transfer był przemyślany i jest wzmocnieniem. Może więc władze Dumy Katalonii na przykładzie odwiecznego rywala wyciągną wnioski, które znów pozwolą im być wielkimi? Jedno jest pewne – jako że Barça ma roczny zakaz transferowy, to zadanie stoi w pierwszej kolejności przed Luisem Enrique. Dopóki linia pomocy nie zostanie uruchomiona, jego podopieczni pozostaną co najwyżej dobrą drużyną, zatrzymującą się gdzieś na drugim miejscu w lidze i ćwierćfinale w Champions League. Na tyle powinno wystarczyć magiczne tridente Messi, Neymar, Suarez.
Dla kogo Liga Mistrzów?
A co za plecami hegemonów? Ciekawie, walka o prawo gry w Lidze Mistrzów zapowiada się pasjonująco. Na czele grupy pościgowej plasuje się Atlético, które zapewne zdaje sobie sprawę ze swojej roli i będzie liczyło na potknięcia liderów. W porównaniu z zeszłym sezonem spuściło jednak nieco z tonu. Jest mniej kreatywne (wg squawka.com, tworzy średnio 1,5 szansy bramkowej na mecz mniej niż w poprzednim mistrzowskim sezonie), jest też mniej skuteczne i traci więcej bramek. Mimo to, nie odstaje znacząco od czołowej dwójki i jeśli ktokolwiek ma im jeszcze zagrozić to tylko podopieczni Diego Simeone. Jego „banda” pokazała próbkę swoich możliwości dwa tygodnie temu, gdy bezlitośnie potraktowała rywali zza meidzy w Pucharze Hiszpanii. Czas pokaże, czy będzie to jedyny triumf ekipy znad rzeki Manzanares nad podopiecznymi Ancelottiego w tym sezonie.
Bardzo interesująco zapowiada się walka o czwartą lokatę – premiowaną prawem gry w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Chrapkę na nią mają: Sevilla, Valencia i Villarreal. Obecnie czwartą ekipą i szóstą ekipę dzielą zaledwie cztery punkty i niewielkie różnice w umiejętnościach, decydować będą detale. Najskuteczniejszą z tych drużyn jest Valencia, która kreuje co prawda najmniej okazji bramkowych, ale za to co czwartą zamienia na gola. Jednocześnie traci najmniej bramek (średnio 0,83 na mecz, wg. Squawka ). Najmniej szczelny blok defensywny ma natomiast Sevilla, przeciętnie przepuszczają oni jedną bramkę na mecz. Z przodu Sevillistas legitymują się za to skutecznością na poziomie 20%. To i tak lepszy wskaźnik niż ten Villarrealu (17%), który jednak przewyższa Andaluzyjczyków grą w defensywie (traci średnio 0,94 bramki na mecz). Wszystkie te trzy drużyny są bardzo zbliżone poziomem i np. będąc ciut lepszym w ofensywie, odbija się to na grze obronnej, tak że niemal wszystko się wyrównuje.
Zawodnik | Klub | Gole | Średnia | |
---|---|---|---|---|
1. | Cristiano | ![]() |
28 | 1.65 |
2. | Messi | ![]() |
19 | 1.00 |
3. | Neymar | ![]() |
12 | 0.75 |
4. | Bacca | ![]() |
11 | 0.61 |
5. | Bale | ![]() |
9 | 0.60 |
Zawodnik | Klub | Asysty | Średnia | |
---|---|---|---|---|
1. | Benzema | ![]() |
8 | 0.50 |
2. | Cristiano | ![]() |
8 | 0.47 |
3. | Czeryszew | ![]() |
8 | 0.44 |
4. | Koke | ![]() |
8 | 0.44 |
5. | James | ![]() |
7 | 0.41 |
Kogo pożegnamy?
Emocji nie powinno zabraknąć również w środkowych i dolnych rejonach tabeli, każdy marzy o pozostaniu w hiszpańskim eldorado, spadek oznacza ogromne straty finansowe. Piłkarze mawiają, że walka o ligowy byt bywa bardziej stresująca niż ta o mistrzostwo.
Zagrożonym spadkiem jest siedem drużyn, czyli te z miejsc 14-20. Mimo 18 rozegranych kolejek, nic nie jest przesądzone. Trudno wyrokować komu z nich najbliżej do rozstania z La Liga. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, jeden czy dwa punkty różnicy nie przesądzają jeszcze o niczym. O zmienności sytuacji niech świadczy fakt, że czternasta obecnie Córdoba jeszcze dwie kolejki wcześniej była w strefie spadkowej. Nawet różnice w statystykach (za squawka.com) nie są duże. Najskuteczniejsze Elche strzela średnio 0,95 gola na mecz, najmniej – Getafe i Deportivo 0,74. Najlepszy z przodu spośród tych drużyn klub Tytonia, jednocześnie najwięcej traci – przeciętnie 1,84 bramki na mecz. Tu ze współczynnikiem 1,42 najlepsi są Kalifowie. Tak więc, nawet jeśli jakaś drużyna choć trochę przewyższa inne w grze ofensywnej, stworzona różnica zaciera się przez nieuporządkowane szyki obronne. To wszystko powoduje, że drużyny od czternastej do dwudziestej pozycji na półmetku rozgrywek dzielą tylko cztery oczka. O ostatecznych rozstrzygnięciach decydować będą po prostu bezpośrednie spotkania w gronie tych siedmiu drużyn – kto z nich wyjdzie zwycięsko, ten się utrzyma. Konia z rzędu temu, kto już teraz poprawnie wytypuje trójkę nieszczęśników.
Przez najbliższe cztery miesiące czekają nas wielkie emocje. Tak naprawdę za wszelki komentarz wystarczy przytoczyć pewien paradoks ostatnich dni w hiszpańskiej piłce, precyzyjnie ujęty przez Rafała Lebiedzińskiego:„Barça w kryzysie ośmiesza Atlético, które trzy dni temu ograło najlepszy Real od lat, który z kolei ośmieszył Barçę na Bernabeu”. To jest La Liga!