
W opozycji do wykreowanych gwiazd, futbol to również sport pełen kozłów ofiarnych. Nie inaczej jest w przypadku brazylijskiego mundialu. Podczas gdy w jednych drużynach bramkarze stanowili o ich głównej sile, dla drugich byli oni kulami przy nogach, tymi, którzy najbardziej zawiedli.
La Fuera Roja?
Tak samo jak symboliczne jest usunięcie się w cień Xaviego, również postać Casillasa to bardzo dobra metafora zmierzchu złotej ery Hiszpanów. Bramkarz madryckiego Realu podczas mundialu się wręcz rozsypał. To co się dało zrobił źle i wcale nie dziwi fakt, że po dwóch rozegranych na turnieju meczach spadły na niego gromy. Powodów tak katastrofalnej postawy można szukać w wielu aspektach: w kontuzjach czy też w tym jak odstawiono go na boczny tor w klubie. W efekcie, Casillas został skutecznie wybity z rytmu meczowego i już nie udało mu się do niego wrócić.
„Popisowym” meczem kapitana reprezentacji Hiszpanii było spotkanie z Holandią. Podopieczni van Gaala sprowadzili Ikera do poziomui amatora i nieudacznika. Casillas był bowiem ośmieszany dryblingami oraz pechowymi rykoszetami. Przy większości goli mógł tylko oprowadzać piłkę wzrokiem.
Łatwo całą winę zrzucić na jedną osobę. Inna sprawa, że patrząc przez pryzmat Casillasa dokładnie dostrzeżemy cały obraz reprezentacji Hiszpanii – tak jak jej bramkarz nieporadnej, bojaźliwej, asekuranckiej i niemal pod każdym względem bezproduktywnej.
Parodysta
Jak bardzo Kameruńczycy walczyli o podwyżki mundialowe nikomu nie trzeba przypominać. Zakładając, że proporcjonalnie do pazerności rosła u nich nijakość w grze, ich bramkarz – Charles Itandje – w całej drużynie musiał być osobą najgłośniej awanturującą się o profity. Szkoda tylko, iż my kibice musieliśmy patrzeć na to, jak dla niektórych piłkarzy pieniądze stanowią najważniejszy z priorytetów.
Postać Charlesa Itandje oraz jego postawę podczas mundialu można ocenić poprzez casus Ikera Casillasa. Albo odwrotnie? Tak czy inaczej, golkiper PAOK-u Saloniki na mundialu wypadł tragicznie, Kameruński golkiper błyszczał bowiem jedynie w negatywnym tych słów znaczeniu. Zdarzało mu się popełniać błędy techniczne, desperacko i nieodpowiedzialnie wychodził z bramki, a determinacja jaką wykazywał była jedynie pozorna. Mimo ogromnego podobieństwa w grze, a właściwie jej skutków, Casillasa od Itandje odróżnia jedna bardzo ważna rzecz – ten pierwszy został upokorzony przez znakomicie grających rywali, ten drugi sam się pogrążył. Bramkarz PAOK-u zdecydowanie lepiej broni stanu swojego konta niż bramki. Przykre.
Człowiek z dziurawymi rękawicami
Mundialu w Brazylii do udanych zaliczyć nie może na pewno Akinfeev. Rosjanin na co dzień występujący w CSKA Moskwa może i nie puścił podczas turnieju wielu goli, jednak w ogromnej większości swoich interwencji był bardzo niepewny, żeby nie powiedzieć elektryczny. Trudno wywnioskować co tak naprawdę sprawiło, iż golkiper Sbornej w Brazylii zaprezentował się tak fatalnie. Jedni zrzucą to na karb złego przygotowania technicznego, drudzy zaś obwinią przytłaczającą presję. Jeszcze inni będą postulować, że jego zła forma wynikła z obu tych kwestii i chyba jest to wersja najbliższa prawdy.
Apogeum swej nieudolności Rosjanin osiągnął w meczu z Koreą Południową. Opatrzność musiała nad nim mocno czuwać tego wieczoru, bowiem Akinfeev wpuścił tylko jedną bramkę. Lekko licząc w trzech lub czterech sytuacjach powinny wpaść kolejne gole. Częstotliwość z jaką pokracznie interweniował była wręcz zatrważająca – raz po raz wypluwał przed siebie piłkę, źle się ustawiał i niepewnie wychodził przy stałych fragmentach. Jeśli gra Rosjanina była tym meczu tortem, a w kuriozalny sposób wpuszczona bramka wisienką na nim, to nie chciałbym posmakować ani grama tego wypieku…
Nijakość i skrajności
Jeśli nie zrobienie niczego konkretnego rozpatrujemy w kategoriach negatywnych, wypadałoby wspomnieć o bramkarzu reprezentacji Chorwacji. Stipe Pletikosa, bo o nim mowa, podczas mundialu rozegrał trzy mecze, podczas których bronił przyzwoicie – aż i tylko. Gdy jednak przychodziło co do czego i golkiper FK Rostów musiał ratować swój zespół po prostu tego nie zrobił – jakby mu się nie chciało, jakby wszystko mu było obojętne. Do gry Chorwatów nie wniósł zatem nic negatywnego, ale też i nic pozytywnego. Ot, tak jakby przeszedł obok turnieju. W efekcie to turniej przeszedł obok Chorwatów.
Podobnie zresztą jak Joe Hart w kadrze Anglii. Pletikosa i on po prostu byli.
Trudno zaś coś jednoznacznego powiedzieć o Fatau Daudzie. Golkiper reprezentacji Ghany na mundialu dał się poznać jako bramkarz o dwóch twarzach – interwencje bardzo dobre przeplatał z niesamowitymi babolami. Tutaj najlepszym przykładem niech będzie sytuacja, po której padła bramka na 2:1 w meczu z Portugalią. Dauda odbił dośrodkowywaną piłkę przed siebie, wprost na nogę czyhającego w polu karnym Ronaldo. Był to błąd, który ostatecznie przypieczętował porażkę Ghany na brazylijskich mistrzostwach.
Zasłużone porażki
Sprawiedliwości stało się zadość. Do fazy turniejowej nie awansowała żadna z drużyn, w których między słupkami bronili wyżej wymienieni zawodnicy. Jedni powiedzą, że to nie do końca dobrze, ponieważ przez to w dalszych etapach mundialu nie oglądaliśmy wielu bramek. Z drugiej strony jednak nieobecność wszystkich nieudolnych bramkarzy wraz z ich reprezentacjami pozytywnie wpłynęła na poziom rozgrywek. Bo chyba lepiej obejrzeć wiele cudownych parad (jak tych Keylora Navasa czy Manuela Neuera) niż wszelakiej maści bramkarskich farfocli.
Oczywiście, za słabe wyniki poszczególnych reprezentacji nie należy winić tylko bramkarzy. To nie golkiperzy w pojedynkę przegrywali swoje mecze, jednak bardzo rzadko owym porażkom próbowali zapobiegać. Najczęściej starali się dorównać swym poziomem do poziomu gry kolegów. Niektórym udało się to aż za bardzo. Suma summarum podczas mundialu każdy dostał to na co sobie zapracował.